[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jezdzie. Z holu dostrzegła mdłe światło sączące się z sy
pialni. Pobiegła w tamtą stronę.
Trevor siedział na brzegu łóżka, zgarbiony, struty,
z głową pochyloną nad skrawkiem papieru o postrzępio
nych brzegach od wielokrotnego rozkładania. Poznała je
den ze swoich listów, reszta z nich leżała na kupce obok.
Zwiatło, które dostrzegła z holu, pochodziło z rozpalone
go przedwcześnie jak na tę porę roku kominka. Trevor
czytał list w nikłym blasku palących się głowni.
Uniósł wzrok na odgłos pospiesznych kroków. Wiódł
za Kylą pytającym spojrzeniem, póki nie stanęła tuż przy
nim. Wyjęła mu z ręki sponiewierany papier i zaczęła czy
tać. Kiedy doszła do linijki: nie cierpię takich facetów jak
on", łzy zamgliły jej oczy. Zdecydowanym ruchem zgar
nęła wszystkie kartki i koperty, przemierzyła pokój i wrzu
ciła je do ognia.
- Kyla, nie!
Papier zaskwierczał, skurczył się i zwinął lizany chci
wymi płomieniami. Zciemniał, zwiądł i przemienił się
w garść popiołu.
Po twarzy Kyli spływały strumienie łez.
- Nie potrzebujesz resztek po innym mężczyznie. Jeśli
chcesz wiedzieć, co myślę i co czuję, zapytaj. Pozwól mi
otworzyć przed tobą serce. Richard... - Urwała, by za-
czerpnąć tchu. Paznokcie wbiła w dłonie. Musiała wyznać
tę bolesną prawdę, której uparcie zaprzeczała od tak daw
na. - Richard nie żyje. Kochałam go. Owocem tej miłości
jest ludzka istota. Zawsze będę wdzięczna opatrzności, że
urodziłam Aarona, świadectwo naszej miłości. Lecz Ri
chard odszedł. Teraz kocham ciebie.
- Kyla - głos Trevora załamał się.
Rzuciła mu się w ramiona, które zagarnęły łapczywie
jej szczupłą sylwetkę. Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Tak, kocham ciÄ™, Trevor. Nie muszÄ™ ci tego dowo
dzić. Spójrz na mnie, wyczytasz to w moich oczach.
- Nie, nie wychodz - zaprotestowała. Z nadspodzie
waną siłą ścisnęła jego uda między swoimi.
- Nie jest ci za ciężko?
- LubiÄ™ to.
- Jesteś niesamowita. - Podniósł głowę z poduszki
i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Ja, niesamowita? To ty zakochałeś się w kobiecie,
czytając jej listy do innego mężczyzny. Kto tu jest niesa
mowity? A co byś zrobił, gdybym okazała się latawicą?
- Gdybyś była latawicą albo kimkolwiek innym niż
jesteś, złożyłbym ci kondolencje, zaproponował wsparcie
finansowe i grzecznie pożegnał.
- To samo mówi Babs.
- Doprawdy?
- Tak powiedziała, kiedy jeszcze chciała ze mną roz
mawiać.
- Coś przegapiłem?
- Opowiem ci wszystko rano, teraz jestem zajęta. - Ję
zyk Kyli rozpoczÄ…Å‚ rozpasany taniec w poszukiwaniu ucha
Trevora.
- Wnoszę, że nasz syn jest bezpieczny - wymruczał
Trevor pochłonięty pieszczeniem koniuszków piersi, które
prężyły się rozkosznie.
- Zpi u Babs.
- I to uważasz za bezpieczne miejsce?
Roześmieli się serdecznie. Trevor skrzywił się.
- Coś cię boli? - zaniepokoiła się Kyla.
W odpowiedzi Trevor wyszczerzył zęby niczym wy
głodniały aligator.
- Pośmiejmy się jeszcze trochę.
Zamiast tego całowali się. Czuła, jak ciało Trevora
wzbiera nową falą pożądania. Ujęła jego głowę w obie
dłonie.
- Wybacz. Mówiłam takie wstrętne rzeczy o twoich
bliznach.
- Wiedziałem, że nie mylisz tego naprawdę.
- I o przepasce. - Dotknęła czule koniuszkami palców
nie ogolonego policzka. - Domyślam się, dlaczego wybra
Å‚eÅ› opaskÄ™, a nie sztuczne oko.
- Tak? Dlaczego?
- Było jak wyzwanie dla kalectwa, którego jest ozna
ką. Aatwiej byłoby żyć ze sztucznym okiem i wstydliwie
przykrywać blizny. Ale ty nie chodzisz na skróty, nigdy nie
idziesz na Å‚atwiznÄ™, mam racjÄ™?
- Kiedyś tak, teraz nie. Zanim to wszystko mnie spotkało,
niczego nie traktowałem serio. Zdawało mi się, że życie to
nieustająca zabawa, jubel wydany na moją cześć. Nie wyob
rażałem sobie, że może być inaczej. - Rozważał w myślach
dalszy ciąg, przeczesując palcami jej włosy. - Przepaska słu
żyła mi za tarczę. Bałem się, że jak zobaczysz tę szkaradną
bliznÄ™, ujrzysz najgorszÄ… czÄ…stkÄ™ mojej osoby...
- %7ładnych tajemnic więcej między nami, Trevor.
- %7ładnych. Nigdy. Okopy zostały sforsowane.
Palce zanurzyły się w złocistorudych lokach, głos przy
brał miękki, chrapliwy, niski ton.
- Słusznie oburzyłaś się na mnie, skarbie. To nie było
z mojej strony uczciwe. Zrozum, kiedy cię zobaczyłem,
jeszcze piękniejszą niż wyobraziłem sobie na podstawie
listów, musiałem cię mieć, za każdą cenę. Nie zamierzałem
zastępować Richarda, lecz stworzyć w twoim sercu miej
sce dla siebie.
- Największym grzechem była niecierpliwość.
- Nie rozumiem.
- Gdybyś przedstawił mi się jako Buzka...
- Znienawidziłabyś mnie od pierwszego wejrzenia!
- Na początku pewnie tak. Lecz potem, kiedy poznała
bym cię lepiej, zmieniłabym zdanie. Wydaje mi się, że to,
co się stało, to po prostu przeznaczenie.
- Mimo wszystko pobralibyśmy się i robili to, co te
raz? - Wszedł w nią głęboko, natarczywie.
- Tak - westchnęła ogarnięta falą rozkoszy. - Pamię
tasz, powiedziałeś kiedyś, że póki przechowuję w sercu
innego mężczyznę, nie ma tam miejsca dla ciebie?
Uśmiechnął się blado, zasmucony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]