[ Pobierz całość w formacie PDF ]

minimum pytań.
Mark Hampton pracował w marketingu i
miał zęby bielsze niż ściany mojej łazienki.
Szukał kobiety nie wymagającej, dlatego pew-
nie wybrał mnie, osobę piszącą, sądząc, że będę
typem samotnicy, którą zadowoli minimum
kontaktu. Mark lubił się bawić z kumplami i nie
potrzebował kobiety, która będzie się wtrącała
w jego imprezy. Idealny facet dla popychadła.
Z kolei Lex Riviera był tancerzem salsy w
nocy i księgowym w dzień, nie mającym dojścia
do takiego typu kobiety, jakiej pragnął. A pra-
gnął zwykłej, normalnej kobiety. Z tego, co
mówił, wynikało, że zerwanie romansu z part-
nerką, z którą tańczył co noc salsę, jakoś wcale
go nie obeszło, a gdy zaczął umawiać się z
księgową, koleżanką z pracy, to poczuł się tak,
jakby umawiał się z sobą samym. Zależało mu
na  normalnej" kobiecie. Zapewniłam go, że
 normalna" nie istnieje w moim słownictwie i
że to nie jest właściwy przymiotnik na określe-
nie nowoczesnej kobiety. Przez dwadzieścia
minut rozwodził się nad domatorskimi przy
S
R
miotami swojej matki, a ja dałam mu namiar na
dobrego psychologa.
Potem wróciłam do domu i prawie wcale nie
myślałam o moim włoskim przyjacielu inter-
netowym. Byłam dumna z siebie, że nie rozmy-
ślam o tym, kto i w jaki sposób pomaga mu za-
snąć. Zamiast tego przebrałam się w purpurową
suknię od Marka Jacobsa z głębokim dekoltem,
który ledwo zakrywał moje piersi i opinał mój
zgrabny tyłeczek. Skropiłam się perfumami
Chanel i wykańczałam makijaż, kiedy zadzwo-
nił Pan Idealny, żeby wejść do mojego budynku.
- Samantha? - zapytał głos na dole.
- Tak. Wejdz, proszę, na górę - powiedzia-
łam. Myślałam, że może przed wyjściem wypi-
jemy po kieliszku wina, żeby wprowadzić się w
beztroski nastrój.
Dwie minuty pózniej rozległo się pukanie do
drzwi. Wzięłam głęboki oddech, przejrzałam się
w dużym lustrze... wyglądałam bajecznie... i ot-
worzyłam drzwi.
Pana Idealnego nie było w zasięgu wzroku;
zamiast niego stał w moich drzwiach i uśmie-
chał się szeroko zwyczajnie wyglądający facet z
potarganymi czarnymi włosami i jednodniowym
zarostem, w okularach w czarnej oprawie i w
bardzo dziwacznym ubraniu.
S
R
- Przybyłem - oznajmił nieznajomy, trzy-
mając w ręku ogromny bukiet białych róż. Miał
jakieś trzydzieści pięć lat, był średniego wzro-
stu, ale miał coś tak pociągającego w szelmow-
skim błysku bursztynowych oczu, że wydał mi
się strasznie fajny.
Niestety, nie miałam pojęcia, kim jest, ani
czasu na podjęcie jego gry.
- Co proszę ?
Uśmiech mężczyzny uległ zmianie, jakby
poczuł się zakłopotany.
- Przybyłem, jak zamierzałem. Wręczył mi
kwiaty.
- Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Sytu-
acja stawała się niezręczna i krępująca: on się
uśmiechał, a ja gorączkowo myślałam, o co
właściwie tu chodzi. Dopiero po chwili dotarło
do mnie, że mam do czynienia z ekscentrycz-
nym chłopcem na posyłki z kwiaciarni, który
czeka teraz na napiwek.
Otworzyłam torebkę i wyjęłam pięć dolarów,
które mu wręczyłam. Wziął je i spojrzał na
mnie.
S
R
- Za co ?- Kwiaty są w prezencie.
- To pański napiwek. Dziękuję. - Zamknęłam
drzwi i szukałam wizytówki przypiętej do bu-
kietu, ale jej nie znalazłam.
Parę minut pózniej, kiedy wkładałam róże do
wody, zastanawiając się, kto mi je przysłał, roz-
legło się ponowne pukanie do drzwi.
To już na pewno Jason.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam wysokiego
mężczyznę w średnim wieku w czarnym ubra-
niu i białej koszuli, z różyczką w butonierce.
Cholera, powinnam zacząć korzystać z judasza,
bo nie wiadomo kto jeszcze się pojawi.
- Panna Porter?
- Tak.
- Pan Rocket bardzo przeprasza, że się trochę
spózni, i prosi, żebym dowiózł panią do re-
stauracji, gdzie zjawi się, jak tylko będzie mógł
- wyjaśnił oficjalnym tonem mężczyzna.
- A kim pan jest?
- Jestem szoferem pana Rocketa. Mam na
imię Richard.
- Rozumiem.
- Czy możemy zatem jechać?
W zasadzie powinnam była odmówić, ale...
ostatecznie mogę potraktować róże od Jasona
jako rekompensatę za jego nieobecność. No i
czy warto rezygnować z doskonałego szofera z
S
R
błahego w sumie powoduj Złapałam więc płasz-
czyk i udałam się z Richardem do mercedesa.
Kiedy wyszłam przed dom, mężczyzna na
posyłki wsiadał właśnie do taksówki. Spotkaliś-
my się wzrokiem i on zaczął coś mówić, ale ja
wślizgnęłam się do mercedesa, dochodząc do
wniosku, że facet jest po prostu dziwadłem.
Jazda do  Masa" była rozkoszna, choć nadal
twierdzę, że ruch w centrum jest straszny. Kiedy
dojechaliśmy, Jason właśnie wysiadał z taksów-
ki; prawie jakby to wszystko sobie zaplanował.
Postanowiłam dać mu do zrozumienia, że nie
podoba mi się takie traktowanie, więc kiedy
Richard otworzył drzwi samochodu, a Jason
podszedł, żeby mi pomóc wysiąść, potraktowa-
łam go chłodnym uśmiechem. Wtedy on się
pochylił i pocałował mnie. Co prawda pocału-
nek nie był namiętny, tylko przyjacielsko- po-
witalny, ale kompletnie mnie zaskoczył, tym
bardziej że potem Jason zachowywał się tak,
jakby w ogóle nic się nie stało.
- Przepraszam, że nie przyjechałem po ciebie
osobiście, ale miałem obłęd w pracy i musiałem
rozwiązać ważny problem.
- Nic się nie stało. Richard zadbał o mnie -
odpowiedziałam, próbując ochłonąć po poca-
łunku.
Wzięłam głęboki oddech i można powie-
dzieć,
S
R
że kiedy podeszliśmy do budynku Time Warner
Center na granicy Broadwayu i Pięćdziesiątej
Dziewiątej Ulicy, byłam zrelaksowana. Uwiel-
białam ten przestwór szkła i stali i mieszczące
się wewnątrz moje ulubione butiki, z Colem
Haanem na czele.
Wchodząc do środka, nadal trzymaliśmy się
z Jasonem za ręce. Jak starzy kochankowie,
pomyślałam i nie byłam wcale pewna, czy mi
się to podoba, dopóki nie przypomniałam sobie
Nica i jego dziewczyny.
Zcisnęłam rękę Jasona, na co on spojrzał na
mnie i uśmiechnął się. W końcu doszliśmy do
jakiegoś porozumienia.
- Byłaś wcześniej w restauracji  Masa"?-
zapytał, przysuwając się bliżej.
- Nie, ale słyszałam, że jest fantastyczna.
- Przywarłam trochę mocniej do jego ramie-
nia.
- Czeka cię tu wyłącznie sama przyjemność.
- Nie wątpię - powiedziałam najbardziej
zmysłowym głosem.
Zaraz po wejściu do zatłoczonej restauracji
poprowadzono nas do zarezerwowanego stolika.
Oczywiście wolałabym zacząć wieczór w więk-
szym gronie przy barze, ale Jason najwyrazniej
lubił samotność.
Jeszcze nie zaczęliśmy rozmowy, kiedy na
stoliku pojawił się drink w kolorze brzoskwini
w kieliszku jak do martini.
- To kinkan - poinstruował mnie Jason.
S
R
- Koktajl ze świeżych kumquatów, poma-
rańczówki, soku grejpfrutowego i żurawinowe-
go, i czegoś jeszcze... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl