[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ten diabeł we Francji zabijał naszych młodych mężczyzn.
Nasz pan po śmierci syna już nigdy nie doszedł do siebie.
Książę poczuł się nieswojo na wspomnienie o kuzynie
Ryszardzie.
- Musi pani teraz myśleć wyłącznie o przyszłości, pani
Johnson - powiedział. - Chciałbym, żeby pani wytłumaczyła
mojemu stajennemu, gdzie może zdobyć prowiant i znalezć
we wsi dla pani pomoc. - Uśmiechnął się do niej i mówił
dalej: - Jutro zrobimy dalsze plany. Obecnie pomyślmy tylko
o dzisiejszym wieczorze bo na pewno będę miał wilczy apetyt.
Choć pani Johnson bardzo się postarzała, ten apel do niej
dotarł i nie pozostawił jej obojętną.
- Będzie pan miał najwspanialszą kolację, jaką
kiedykolwiek przygotowałam dla panicza Iwara - odrzekła
innym już tonem - konieczne są jednak odpowiednie produkty.
- To zrozumiałe - odrzekł książę. - Niech się pani tym nie
trapi.
Wracał z powrotem mijając ogromną spiżarnię, gdzie na
podłodze wykładanej marmurowymi płytkami stały niegdyś
otwarte cebrzyki ze śmietaną. Przypomniał sobie również
złociste osełki masła ustawione na półkach i świeżo zrobione
sery. Minął pomieszczenia do zmywania naczyń, hol dla
służby, pokój ochmistrzyni, pokoiki do czyszczenia butów,
ostrzenia noży, rozmaite inne pomieszczenia, zanim znalazł
się na podwórzu. Nie zatrzymał się, żeby rozejrzeć się dokoła,
tylko najkrótszą drogą podążył w kierunku stajen.
Jak mógł się tego spodziewać, jego stajenny był jedyną
osobą, którą tu spotkał. Właśnie kończył oporządzanie koni w
czterech boksach. Księciu wystarczył jeden rzut oka, żeby się
przekonać, że dach stajni pilnie wymaga remontu, a ściany
świeżej farby. Boksy dla koni okazały się względnie czyste.
Gdy spojrzał na dwa zamkowe konie, doszedł do wniosku, że
jedyną osobą, która zapewne zajmowała się nimi, była
kuzynka Alwina.
Wydał stajennemu dokładne polecenia, co ma robić.
Przekonał się z zadowoleniem, że Gerald zaangażował dla
niego człowieka bystrego, który zorientował się już, że w
domu panuje sytuacja kryzysowa, i był skłonny do wszelkiego
rodzaju pomocy. Książę posłał go do kuchni do pani Johnson,
a sam podszedł do ostatniej stajni, skąd widać było dach
sąsiedniego budynku.
Był to dom ogrodnika wychodzący na wielki ogród
warzywny i sad, niewidoczne z okien zamku. W tym sadzie
niegdyś z kuzynem Ryszardem zrywali jabłka, brzoskwinie,
nektarynki, figi i złociste renklody. Obecnie z przerażeniem
stwierdził, że ogród zamienił się w dziką dżunglę. Minął
szybko dom ogrodnika i ujrzał w odległości około
pięćdziesięciu jardów niewielką zagrodę. Był przekonany, że
jest to siedziba jednego z pomocników ogrodnika.
Przypominał sobie, jak w czasach jego młodości kręciła się tu
cała armia ludzi pracujących w warzywniku, w sadzie, przy
utrzymywaniu trawników i pięknych rabat kwiatowych
ciągnących się aż do jeziora.
Okna małego domku, gdy się do niego zbliżył, okazały się
czyste. Przed domkiem ujrzał maleńki ogródek cały w
kwiatach. Książę skierował się w stronę drzwi i zastukał. Choć
drzwi pilnie wymagały odmalowania, kołatka przy nich była
wypolerowana do połysku. Przez chwilę panowała cisza,
potem usłyszał odgłos utykających kroków na kamiennej
posadzce. Wkrótce drzwi się otworzyły i książę ujrzał w nich
starszą, siwowłosą, dystyngowaną kobietę, która z uwagą mu
się przyglądała. Książę uśmiechnął się do niej.
- Panna Richardson, jak się domyślam - powiedział. -
Jestem książę Harlington.
Panna Richardson usiłowała skłonić się przed nim, lecz
okazało się to do dla niej zbyt trudne. Nie zaprosiła go do
środka, więc książę spytał tylko:
- Jak mniemam, moja kuzynka Alwina jest teraz u pani.
- Tak, wasza wysokość, lecz nie jest obecnie w stanie
widzieć się z kimkolwiek.
- Po przyjezdzie przekonałem się - powiedział książę - że
w zamku nie wiedzie się dobrze. Kuzynka Alwina jest jedyną
osobą, która może wyjaśnić mi wiele spraw. Nie zdziwi panią
zapewne, panno Richardson, że chciałbym z nią na ten temat
porozmawiać.
Mówiąc to odnosił wrażenie, że panna Richardson nie
chce wpuścić go do domku. Jednak po chwili wahania rzekła:
- Czy wasza wysokość byłby tak dobry poczekać chwilę,
a ja tymczasem zapytam Alwinę, czy zechce się z panem
widzieć. - Zniżyła głos do szeptu i dodała: - Alwina jest
bardzo zdenerwowana.
- To moja wina - odrzekł książę. - Nie miałem pojęcia, że
zamek tak bardzo się zmienił od czasu, kiedy widziałem go po
raz ostatni.
Sposób, w jaki to mówił, sprawił, że panna Richardson
pozbyła się uczucia wrogości i szerzej otworzyła drzwi.
- Może wasza wysokość zechce wejść do środka -
powiedziała. - Jeśli się pan nie pogniewa, proszę usiąść w
kuchni, a ja porozmawiam z lady Alwina.
Drzwi były tak niskie, że przechodząc przez nie książę
musiał się pochylić. Dopiero wewnątrz mógł się rozprostować.
Kuchenka była maleńka niczym pudełko, lecz niezwykle
schludna. Pomalowane na biało ściany były zapewne dziełem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl