[ Pobierz całość w formacie PDF ]

udajesz w Internecie kogoś innego. I już nie byłam pewna,
co sądzić na twój temat.
Theo pełnym desperacji gestem wzburzył włosy dłonią.
- Wybacz, naprawdę nie chciałam psuć takiego momen-
tu, ale...
- Nie, masz rację, trzeba całą tę sprawę wyjaśnić do koń-
ca. Najwyższa pora, żeby mój siostrzeniec zaczął wresz-
cie ponosić konsekwencje swoich czynów. Skontaktuję
się z nim, każę mu wrócić i przeprosić cię za to, co zro-
bił. - Wyciągnął rękę, delikatnie pogładził Annie po twarzy,
uśmiechając się nieco smętnie. - Może i dobrze się złożyło,
że to powiedziałaś. Chyba trochę się zapędziliśmy...
Annie ujęła jego rękę, na moment przytuliła do swe-
go policzka, a potem obróciła głowę i ucałowała wnę-
trze dłoni Thea. Westchnął i złożył czuły pocałunek na
szyi Annie.
- Lepiej pójdę, zanim znowu się zapomnę. Być może już
jutro dowiesz się całej prawdy o Damienie. Dobranoc.
S
R
Wyszedł, zaś Annie została z poczuciem ulgi i żalu jed-
nocześnie.
Jedno wiedziała na pewno. Tej nocy zaśnie spokojnie
i będzie mieć błogie sny, równie słodkie jak pocałunki
Thea, które wciąż czuła na swoich wargach.
Następnego ranka odbyli długi spacer z Basilem, potem
odświeżyli się przed śniadaniem. Annie właśnie myła wło-
sy pod prysznicem, gdy przez szum wody usłyszała dobie-
gający z pokoju gniewny głos:
- Co tu się dzieje? Gdzie są moje rzeczy?
Zamarła w połowie spłukiwania szamponu.
- Gdzie mój sprzęt grający? Gdzie moje płyty? Gdzie
moje DVD? - wykrzykiwał ktoś z furią. - Co zrobiłeś
z moim pokojem? Czemu zerwałeś plakaty ze ścian?
Zakręciła kurki i stała naga i ociekająca wodą, a tymcza-
sem czyjaś pięść załomotała w drzwi łazienki.
- Kto tam jest?
- Chwileczkę! Nie pali się! - odkrzyknęła.
Ktoś zaczął szarpać za klamkę. Wyskakując spod prysz-
nica, Annie uderzyła się boleśnie w palec stopy o próg bro-
dzika. W panice chwyciła duży ręcznik kąpielowy, owinęła
się nim ciasno i przytrzymując go mocno jedną ręką, pod-
biegła do drzwi, odsunęła zasuwkę i uchyliła je nieco.
I oniemiała.
Za progiem stał pryszczaty, może siedemnastoletni
chłopak w okularach, bawełnianej koszulce, szortach i san-
dałach. Na widok Annie opadła mu szczęka, a oczy prawie
wyskoczyły z orbit.
Gapili się tak na siebie w absolutnym szoku, gdy do po-
koju wpadł Theo.
S
R
- Wyjdz stąd natychmiast! - ryknął na chłopaka.
- Theo, co ty? Nie możesz ściągać mnie na złamanie kar-
ku ze Złotego Wybrzeża, a potem wywalać z mojego po-
koju.
- To już nie jest twój pokój.
Annie przenosiła wzrok z jednego na drugiego.
Nie, to nie mógł być Damien! Ten smarkacz, który jesz-
cze nie wyrósł z trądziku, nie miał nic wspólnego z sek-
sownym blondynem o wyglądzie hollywoodzkiego gwiaz-
dora.
Chłopak obrócił ku niej głowę i naraz zaczerwienił się
jak burak
- O rany! Przecież to Annie!
Nie mogła się już dłużej łudzić. Rozpoznał ją, a więc to
był Damien. Jej wymarzona miłość...
Zrobiło jej się słabo, oparła się więc o framugę, by nie
upaść. Naraz z ogromnym zażenowaniem uświadomiła so-
bie, że ma na sobie jedynie ręcznik. Theo również musiał
o tym pomyśleć, ponieważ bezceremonialnie chwycił sio-
strzeńca za koszulkę i wywlókł na korytarz.
- Skąd mogłem wiedzieć? - protestował Damien. - Przy-
słałeś mi SMS-a, że mam natychmiast wracać, no to przy-
jechałem. Skąd ona się tu wzięła? Co to wszystko znaczy?
Annie słyszała oddalające się gniewne głosy. Czuła się
fatalnie, miała ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Przez kilka tygodni flirtowała z dużo młodszym od siebie
chłopcem, który ledwie ukończył szkołę i w żadnym wy-
padku nie zasługiwał na miano mężczyzny. Przypomniała
sobie swoje szczere listy, w których odsłaniała przed nim
duszę i aż się wzdrygnęła. Co za upokorzenie!
Jednak zaraz potem ogarnął ją gniew. Jak ten smarkacz
S
R
śmiał zabawiać się nią w ten sposób, korzystając z anoni-
mowości Internetu? A to łobuz!
Przypomniała sobie wszystkie epitety, jakimi określiły
go Mel i Victoria. Zasługiwał na nie, i to nawet bardziej,
niż myślały.
Cisnęła ręcznik do kąta, wskoczyła w dżinsy, narzuci-
ła na siebie bluzkę i nie przejmując się mokrymi włosami,
zbiegła na dół, by powiedzieć Damienowi, co o nim myśli.
W kuchni wuj i siostrzeniec mierzyli się wściekłymi
spojrzeniami.
- Nie obchodzi mnie, dokąd pójdziesz - oznajmił Theo.
- W każdym razie tutaj nie zostaniesz. Najpierw przepro-
sisz Annie, a potem możesz wracać do swoich kumpli na
Złote Wybrzeże.
- Wyrzucasz mnie, bo ona się wprowadziła?
Na twarzy Thea odbiło się zakłopotanie, lecz trwało to
króciutki moment, gdyż zdołał je zatuszować świeżym wy-
buchem oburzenia.
- Pora wreszcie dorosnąć, Damien. Jak zaczniesz po-
nosić konsekwencje swoich czynów, to może zmądrzejesz.
Naraziłeś pannę McKinnon na poważne nieprzyjemności,
niewygody i wydatki. Nie zamierzam puścić tego płazem.
Nagle uświadomili sobie obecność stojącej w progu An-
nie i obrócili się ku niej. Damien ponownie zaczerwienił
się na jej widok.
- Przykro mi z powodu tego, co się stało - wybąkał.
- Bardzo słusznie, że ci przykro - rzekła surowo.
- Może byś tak porządnie przeprosił? - wtrącił Theo.
Siostrzeniec łypnął na wuja.
- Przecież już to zrobiłem.
- Nie. Wymamrotałeś pod nosem, że ci przykro, a to za
S
R
mało. Staniesz przed panną McKinnon, spojrzysz jej pro-
sto w oczy i powiesz, za co tak naprawdę przepraszasz.
- Ona wie, za co.
Theo zacisnął dłonie w pięści, jakby Damien o jeden raz
za dużo nadużył jego cierpliwości.
- Mów, albo tak dostaniesz w ucho, że popamiętasz.
Annie wątpiła, by Theo mógł spełnić swoją grozbę. Sio-
strzeniec rzucił wujowi wyzywające spojrzenie, jakby chciał
powiedzieć:  Tylko spróbuj", ale po chwili spuścił wzrok
- Przepraszam za...
- Patrz na osobę, do której mówisz - zażądał Theo.
Damien, chociaż z wyrazną niechęcią, spełnił polecenie.
- Naprawdę bardzo mi przykro, Annie. W ogóle nie po-
winienem był zaglądać na portal randkowy. I powinienem
był zakończyć korespondencję, kiedy napisałaś, ile masz
lat. Ale nie chciałem zrobić nic złego, to miała być tylko
zabawa... Nie przyszło mi do głowy, że przyjedziesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl