[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Na miłość Boga! — rzekł. — Nie daj nam zapomnieć, czym jesteśmy dla siebie. Wszystko jest
głupstwem, ale ta jedna rzecz już z samej natury powinna nas obchodzić.
Otoczył ją ramieniem, mówiąc te słowa. Chciał ją pociągnąć jeszcze bliżej ku sobie, ale krzyknęła
nagle, jakby odczuła ból pod dotknięciem jego ręki.
— Poczekaj, Dicku, poczekaj chwileczkę. Jeszcze nie wiesz o niczym, nie rozumiesz mnie dobrze.
Ale czekaj, powiadam, proszę cię o to. I zabierz teraz rękę, na chwileczkę przynajmniej, na małą chwi-
leczkę! Chcę ci coś powiedzieć, ale nie mogę się odezwać, gdy ściskasz mnie dłonią. Nie mogę, nie
mogę. Ach, mój drogi, cóż to takiego?
Urwała znienacka. W tej samej chwili zaturkotał jakiś pojazd bezpośrednio przed bramą.
Dick momentalnie zerwał się na nogi. Jego twarz była blada.
— Czy oczekujesz tu kogo? — spytał zmieszany.
Podniosła dłonie, zaciskając je na piersi, jakby chodziło jej o to, by stłumić podniecenie.
— Nie oczekuję nikogo — odrzekła bez tchu. — Ale, ale ktoś tu zajechał, to rzecz niewątpliwa.
— I zupełnie widoczna — rzekł Dick.
Bezpośrednio po tych słowach skierował się ku drzwiom, ale Julia podskoczyła i ubiegła go w
zamiarze. — A jeśli to jest Saltash? — spytała znienacka.
— Czemuż właśnie on? — obruszył się żywo. Julię przeraziło to ostre pytanie. Spojrzała mu w twarz,
nie ruszając się od drzwi i walcząc rozpaczliwie, by opanować swe nerwy.
— Możliwe, że to Saltash — wyjąkała spokojniej. — Widziałam go rano i już wiedział o koncercie,
który urządzasz dziś wieczór.
Urwała na chwilę, gdyż zabrakło jej tchu. Ale ocknęła się zaraz i rzuciła bezpośrednio:
— Czemu na mnie patrzysz tak strasznym wzrokiem? Potrząsnął ręką, jakby usiłował się zwolnić z
niewidzialnych jakichś
więzów.
— A więc tak — dorzucił. — Oczekujesz Saltąsha. Julia struchlała pod brzmieniem tych słów.
— Powiedziałam ci już przecież, że nie oczekuję nikogo. Nie wynika stąd jednak, aby Saltash o tej
porze nie mógł się zjawić.
Spojrzał jej w twarz z wyrazem pogardy i nagle jakieś błyski zalśniły mu w oczach. Podbiegł nieco
naprzód i chwycił ją żywo w ramiona.
— Julio! — zawołał, spoglądając ponuro — czas chyba skończyć
z tą nędzną igraszką. Ty ukrywasz coś przede mną, nie zaprzeczaj, . proszę. O czym to przed chwilą
zamierzałaś mi powiedzieć? Cofnęła się nagle przed jego surowym wzrokiem.
— Nie powiem tego teraz, to zgoła niemożliwe. Ale puść mnie, Dicku, zadajesz mi ból.
Zacisnął zęby i wycedził surowo: — Ja muszę o tym wiedzieć, słyszysz, co mówię? Powiedz mi na-
tychmiast, powiedz na Boga! Jednocześnie w tej chwili zastukano do bramy. Odgłos się rozchodził jak
donośne bębnienie. Julia odruchowo odwróciła głowę, nie spuszczała jednak oka z twarzy swego
męża. — Nie, mój Dicku! — rzuciła po chwili. Jakaś nowa odwaga wstąpiła w nią nagle. — Nie mogę
w tej chwili powiedzieć ci o tym. Zrób to jednak dla mnie i poczekaj do nocy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]