[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze - odparła zdecydowanie. - Coś jeszcze?
- Zrodek przeczyszczający.
- Co takiego?
- Potrzebuję go.
- Nie wygłupiaj się, Charlie. Nie stracisz tak szybko na wadze, żeby zmieniło to twój wygląd.
Mimo wszystko uśmiechnąłem się.
- Usiłuję zyskać na czasie - wyjaśniłem. - Moje następne dwadzieścia cztery godziny będą
cholernie krótkie.
Przeszedłem już kawałek ulicą, kiedy zostałem zatrzymany. Ktoś od tyłu złapał mnie za ramię.
Całe moje ciało napięło się, zakląłem pod nosem. Odwróciłem się wolno, zastanawiając się, jak by
tu się wyrwać i uciec. Ale nie był to policjant. Zobaczyłem Paige.
- Jeezu - jęknąłem, przykładając rękę do piersi. - Chcesz, żebym dostał zawału?
Nie odpowiedziała, tylko podniosła podpuchnięte oczy i przygryzła wargę. Robiła wrażenie
wykończonej, jakby wyssano z niej krew. Włosy zwisały wokół jej twarzy, zrenice miała czarne i
rozbiegane. Nie była po prostu mokra - ona wyglądała jak wyciągnięty z wody topielec.
- Dobrze się czujesz?
Wciągnęła powietrze, rozdymając nozdrza. Moje słowa coś w niej obudziły. Popatrzyła na mnie
ostro, z zaciśniętymi wargami, jakby starając się skupić. Właśnie zamierzałem powiedzieć coś
jeszcze, kiedy zobaczyłem za nią Brunona. Również miał niepewną minę, ale wyglądał na o wiele
bardziej opanowanego niż Paige.
- Chcecie porozmawiać? - zapytałem i wskazałem skwer Viviani.
Milczeli, musiałem więc wziąć sprawy w swoje ręce. Poprowadziłem ich w głąb skweru. Niedaleko
miejsca, w którym odbyło się moje spotkanie autorskie, znalazłem zaciszny zakątek pod
baldachimem drzew, osłonięty północną ścianą kościoła. Stało tam kilka kamiennych ławek, żadna
nie była zajęta. Usiadłem pośrodku jednej z nich, a Paige i Bruno po obu stronach mnie. Powietrze
pachniało młodą lawendą i świeżo skoszoną trawą. Bruno czubkiem buta nakreślił na żwirze kółko.
Czułem w Paige napięcie. Jej ciało było sztywne, a ruchy niezgrabne. Pomyślałem, że poczułaby
się lepiej, gdyby objęło ją przyjazne ramię - ale na pewno nie moje. I czemu tu się dziwić,
zwłaszcza po tym jak zachowałem się w czasie ostatniego spotkania? Chociaż ona także nie mogła
mieć czystego sumienia.
- Słyszałem, że cię wylano - powiedziałem. - Wcisnęłaś mi kit, żeby się dostać do gabinetu
Franceski.
Paige kiwnęła ponuro głową. Był to pierwszy znak, że w ogóle słyszy, co się do niej mówi.
- Zarobiłaś coś na tych ukradzionych książkach?
- Nie.
- Wyrównałbym rachunki, zostawiając was oboje na lodzie. Ale koniecznie chcę się
zorientować, co się dzieje. Musicie to zrozumieć.
- A co się dzieje? - zapytała głuchym głosem Paige.
- To skomplikowane.
- Aha. - Popatrzyła na swoje zaciśnięte dłonie ze splecionymi mocno palcami. - Zabiłeś
Catherine?
Spojrzałem najpierw na nią, potem na Brunona. Stanowczo pokręciłem głową.
- Nie. Próbuję dowiedzieć się, kto to zrobił. Nie wiedziałem, że ty też znałaś Catherine.
- Przychodziła do księgarni - oznajmiła, jakby to wszystko wyjaśniało.
- Była twoją przyjaciółką?
- Po prostu sympatyczną kobietą.
Westchnąłem i położyłem dłonie na udach.
- Po co więc tu jesteście? Macie mi coś do powiedzenia?
Zerknąłem na nią, potem na niego - które obserwować? Trudna decyzja. %7ładne z nich nie było w
pełni sobą i to mnie niepokoiło. Nie wiedziałem, czego się po nich spodziewać. Wydawali się
zagubieni, ale przecież przekonałem się, że niedocenianie tej pary może drogo kosztować.
- Chcemy wiedzieć, co to dla nas znaczy - odezwał się w końcu Bruno.
- Nie rozumiem.
- Czy powiesz o nas, jeżeli cię złapią?
Zamrugałem i pokręciłem głową.
- Naprawdę o to chodzi? Cóż, w tej chwili na pewno nie jesteście głównym obiektem mojej
troski. Bez względu na wasz udział w tej sprawie, wszystko jest w waszych rękach.
- A obraz? - spytała Paige.
Uniosłem brwi i czekałem na ciąg dalszy.
Wzruszyła ramionami.
- Bruno powtórzył mi, co mu powiedziałeś. Coś się z nim wiązało, prawda?
Znów pokręciłem głową, jakbym w niczym nie mógł jej pomóc. Podniosłem rękę i Paige wbiła
wzrok w mój zakrwawiony palec. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl