[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sądziłam, że wierzysz w umiejętności Petera. Sam
powiedziałeś, że Peter wybroni Coopa.
- Jasne, że wybroni. McHenry też by wybronił.
- Odstawił mleko do lodówki. - Cooper nie jest tak
bezradny, jak myślisz. I nie jest osamotniony. Poza
tobą ma jeszcze innych przyjaciół.
- Cieszę się. - Wstałam. Dalsza rozmowa nie
miała sensu, zwłaszcza że Benjie coraz bardziej
działał mi na nerwy. - I dzięki za dobrą radę, Ben.
Barbara Delinsky 159
Przynajmniej nie będę się łudzić, że Cooper mnie
kiedyś poślubi.
Byłam w połowie drogi do drzwi, kiedy usłysza
łam za sobą jego głos:
- Nie musisz być taka zgryzliwa.
Bez słowa wyszłam na zewnątrz. Nieprzyjemne
starcie z chłopakiem wytrąciło mnie z równowagi.
Nie zamierzałam nikomu o tym mówić, bo uznałam,
że robię z igły widły. Benjie zawsze był przekorny,
więc jego dzisiejsze zachowanie właściwie nie od
biegało od normy. Tylko te dziwne uwagi o mnie
i Cooperze...
Co się za tym kryło? Czy chodziło o sprawę
przemytu, o udział Petera, a może o moją dzisiejszą
wizytę? Wciąż o tym rozmyślałam, odtwarzałam
w głowie fragmenty rozmowy i w końcu stwier
dziłam, że muszę z kimś pogadać.
- Można się wściec! - powiedziałam w piątek,
zajrzawszy z wizytą do Swansy. - Cooper został
niesłusznie oskarżony. A Benjie, zamiast pomagać
bratu, przysparza mu dodatkowych kłopotów. Nie
rozumiem tego chłopaka.
- To biedne dziecko. Sierota.
- Wiem, że sierota. I staram się być dla niego
miła, ale on mi tego nie ułatwia. - Westchnęłam.
- Nie lubi mnie.
- Chłopak ma kompleksy. Czuje się przy tobie
jak obywatel drugiej kategorii.
Potrząsnęłam głową.
160 DOM NA KLIFIE
- Nie o to chodzi. Uważa, że chcę odciągnąć od
niego Coopera. Tłumaczyłam mu, że się myli, ale...
Swansy nie odezwała się. Uśmiechnęła się zachę
cająco, jak to ona, więc po chwili kontynuowałam:
- Myśli, że mam zakusy na Coopera. Poważne
zakusy. %7łe chcę za niego wyjść za mąż. To śmiesz
ne. Ja i Cooper? Cooper i małżeństwo? Jakoś nie
widzę Coopera w roli męża.
Swansy wciąż milczała.
- Ciekawe dlaczego? - ciągnęłam. - Wprawdzie
między mną a nim nigdy nie iskrzyło, ale są inne
kobiety na tym świecie. A Cooper to wyjątkowy
mężczyzna. Niewiele mówi, ale ma tak dużo do
zaoferowania...
- On tak nie uważa.
- No to jest głupi.
Mijały sekundy. Swansy pierwsza przerwała ci
szÄ™.
- Kiedyś miał dziewczynę. Może nadal ją ko
cha?
Popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami.
Usiadłam prosto.
- Kogo?
Wiedziałam jednak, że Swansy mi tego nie zdra
dzi. Nie lubiła plotkować. Czasem coś napomykała,
zdradzała jakiś szczegół, ale robiła to świadomie,
w konkretnym celu. Tym razem chodziło jej o to,
abym lepiej zrozumiała Coopera. Tożsamość dzie
wczyny nie grała roli; ważne było to, że kiedyś taka
istniała.
Barbara Delinsky
161
- Hm... - Wiele razy próbowałam sobie wyob
razić kobiety, z którymi Cooper spotyka się w ce
lach erotycznych. Nie potrafiłam. Tym bardziej nie
potrafiłam wyobrazić sobie dziewczyny, którą ko
chał lub kocha. - Czy Benjie o niej wie? - To by
tłumaczyło pewność w jego głosie, kiedy mówił, że
Cooper nigdy się ze mną nie ożeni.
- To stare dzieje.
- Gdzie ona mieszka? - spytałam.
Odpowiedziała mi cisza.
- Wyszła za innego?
Brak odpowiedzi.
- Pewnie tak - mruknęłam. - W przeciwnym
razie byłaby żoną Coopera.
- Byłaby, gdyby go kochała.
O Boże. Czyli kochał bez wzajemności. Ogarnęła
mnie wściekłość.
- A więc to jakaś kretynka! Takich facetów jak
Cooper ze świecą trzeba szukać.
- Słuchając cię, można by pomyśleć, że sama go
kochasz - zauważyła Swansy.
- Kocham jak brata, szanuję, podziwiam. Może
Cooper nie ma przesadnie wielkich ambicji i nie
odznacza się jakimś niezwykłym talentem, ale jest
wspaniałym facetem, który w dodatku wszystko
potrafi zrobić.
Swansy w milczeniu pokiwała głową.
- W przeciwieństwie do Adama - dodałam.
- Adam był marzycielem, nie człowiekiem czynu.
- Zamyśliłam się. - Tak bardzo się cieszyliśmy na
DOM NA KLIFIE
162
myśl o ucieczce z miasta. Oboje nie najlepiej
dogadywaliśmy się ze swoimi rodzinami.
- Pochodziliście z dwóch różnych światów.
- To prawda. Mnie w moim przeszkadzała za
zdrość, zawiść, umiłowanie bogactwa. Z kolei ro
dzina Adama miała bzika na punkcie awansu społe
cznego. Naciskali na syna, żeby się lepiej uczył,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]