[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zbyt długo nie był ładowany, a rozmowa niebezpiecznie się przeciąga. Ogień na mym
ciele zagasł prawie całkowicie, jedynie mały płomyk jarzył się jeszcze w prawej ręce.
Bez tego Heath nie mógłby dostrzec drogi, a ja nadal szłam z tyłu, gotowa w każdej
chwili powstrzymać atak potworów. Kiedy minęliśmy dwa odgałęzienia korytarzy, dałam
znak Heathowi, by się zatrzymał.
-Musimy się spieszyć, Zo. Wiem, że masz tę swoją moc, ale ich jest mnóstwo, nie tylko
te, które widzieliśmy. Nie wiem, jak wielu możesz dać radę. Dotknął moich policzków.
Nie chcę cię urazić, ale wyglądasz jak gówno.
Bo też samopoczucie mam gówniane, pomyślałam, ale nie chciałam się do tego głośno
przyznawać.
-Mam pewien pomysł.
Właśnie doszliśmy do miejsca, gdzie korytarz zwężał się tak, że wyciągnąwszy w bok
ręce, mogłam dosięgnąć obu jego ścian. Cofnęłam się do najwęższej jego części. Heath
zaczął iść za mną, ale kazałam mu przejść naprzód. Nachmurzył się, ale zrobił to, o co
prosiłam.
Odwróciłam się plecami do Heatha i spróbowałam się skupić. Podniosłam ręce do góry i
wyobraziłam sobie świeżo zorane pola, malownicze łąki, jakie spotyka się w Oklahomie,
pokryte niezżętą na zimę trawą. Pomyślałam o ziemni, na której stoję& otoczona
przez&
-Ziemio! Przywołuję ciebie!
Gdy uniosłam ręce, obraz Stevie Rae mignął mi pod powiekami. Nie wyglądała tak jak
kiedyś, z miłą twarzyczką, poważna i skoncentrowana nad zieloną świecą. Teraz skulona
leżała w kącie ciemnego tunelu. Wychudzona, blada, z czerwonymi oczami. Jej twarz
jednak już nie była bezduszną karykaturą dawnej twarzy ani okrutną maską. Stevie Rae
płakała, jej mina wyrażała bezbrzeżną rozpacz. To dopiero początek, pomyślałam. Potem
zdecydowanym ruchem opuściłam ramiona i zawołałam głośno:
-Zamknąć!
Tuż nade mną i z boków zaczęły spadać najpierw drobne kamienie wymieszane z ziemią,
a następnie większe, w końcu ciała kamienna lawina zasypała korytarz, tłumiąc piski i
syki uwięzionych potworów.
Przeniknęła mnie fala słabości, zachwiałam się. Heath objął mnie w pasie mocnym
uściskiem, bym nie upadła.
-Trzymam cię, Zo uspokoił mnie. Oparta o niego pozwoliłam sobie na chwilę
odpoczynku. Kilka jego ran otworzyło się podczas naszej ucieczki i zaczęło krwawić,
zapach krwi wabił moje zmysły.
-W rzeczywistości nie są tak całkiem uwięzieni przemówiłam do niego łagodnie,
starając się nie myśleć, jak z wielką ochotą zlizałabym krew, która sączyła się po jego
policzkach. Minęliśmy kilka innych odgałęzień korytarzy. Jestem pewna, ze w końcu
trafią do wyjścia.
-W porządku, Zo. Nadal obejmował mnie w pasie, ale odsunął się lekko, by móc
spojrzeć mi w oczy. Wiem, czego ci potrzeba. Czuję to. Gdybyś się posiliła moją krwią,
nie byłabyś taka osłabiona. Uśmiechnął się, jego niebieskie oczy pociemniały. W
porządku powtórzył. Zrób to, ja też tego chcę.
-Heath, sam tyle przeszedłeś. Kto wie, ile straciłeś krwi. To nie jest najlepszy pomysł,
żebym jeszcze ja ci jej ujmowała. Mówiłam nie , ale głos mi drżał od skrywanego
pożądania.
-Nie żartuj. Ja, taki wielki facet, piłkarz i mocarz? Mam wiele krwi do stracenia
żartował. Zaraz jednak spoważniał. Dla ciebie mogę wszystką stracić. Patrząc mi w
oczy, przeciągnął palcem po jednym ze skaleczeń na policzku, a potem po dolnej wardze.
Wtedy pochylił się i pocałował mnie.
Poczułam słodki smak jego krwi, który rozszedł się w moich ustach, przyprawiając mnie
o spazm rozkoszy i wlewając w moje ciało zastrzyk nowej energii. Heath przesunął moją
głowę tak, bym ustami dotknęła jego skaleczenia na policzku. Kiedy mój język dotknął,
Heath jęknął i przytulił mnie mocniej. Zamknęłam oczy i przyssałam się do niego&
-Zabij mnie! Głos Stevie Rae wdarł się w ciszę i czar prysł.
30.
Twarz paliła mnie ze wstydu, kiedy wyrywałam się z objęć Heatha, zdyszana
wycierając usta. Zaledwie kilka metrów od nas w podziemnym korytarzu stała Stevie
Rae. Azy nadal spływały jej po policzkach, a rozpacz malowała się na twarzy.
- Zabij mnie powtórzyła, szlochając.
- Nie. Pokręciłam głową i postąpiłam naprzód, by stanąć bliżej, ale ona cofnęła się,
wyciągając przez siebie rękę, jakby chciała mnie powstrzymać. Zatrzymałam się, parę
razy głęboko odetchnęłam, starając się znów zapanować nad sobą. Wróćmy razem do
Domu Nocy. Wyjaśnimy wszystko, co zaszło. Będzie dobrze, Stevie Rae, nie bój się.
ważne, że żyjesz, i tylko to się liczy.
Stevie Rae zaczęła potrząsać głową, gdy tylko się odezwałam.
- Nie jestem tak naprawdę żywa i nie mogę tam wrócić.
- Oczywiście, że jesteś żywa. Chodzisz, mówisz.
- Nie jestem dawną sobą. Umarłam u jakaś moja część, ta najlepsza, też umarła, tak samo
jest z tamtymi. Gestem wskazała na resztę uwięzioną w zamkniętym tunelu.
- Ale ty nie jesteś taka jak oni powiedziałam zdecydowanym tonem.
- Bardziej ich przypominam niż ciebie. Swój wzrok przeniosła za mnie na Heatha,
który stał spokojnie obok. Nie uwierzyłabyś, jakie okropne rzeczy powstają w mojej
głowie. Mogłabym zabić go bez chwili wahania. I zrobiłabym to, gdyby jego krew nie
została zmieniona przez Skojarzenie z tobą.
- Może to nie jest tak, jak mówisz. Może nie zabiłabyś go, ponieważ po prostu nie chcesz
tego zrobić powiedziałam.
Spojrzała mi prosto w oczy.
- Nie. Chciałam go zabić. Nadal chcę.
- Tamci zabili Brada i Chrisa wtrącił się Heath. I to moja wina.
- Heath, nie pora teraz, by& - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie, powinnaś to usłyszeć, Zoey. Te potwory złapały Brada i Chrisa, ponieważ kręcili
się wokół Domu Nocy, i to moja wina, bo im powiedziałem, jaka jesteś seksowna.
Popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. Wybacz mi, Zo. I zaraz jego rysy
stężały, gdy mówił dalej: - Powinnaś ją zabić. Powinnaś zabić ich wszystkich. Dopóki
oni będą żyli, ludziom będzie grozić niebezpieczeństwo.
- On ma rację przyznała Stevie Rae.
- W jaki sposób zabicie ciebie i pozostałych rozwiąże ten problem? Czy nie powstanie
was więcej? Postanowiłam mimo wszystko zbliżyć się do niej. Wyglądało na to, że
zamierza się odsunąć, ale moje słowa ją powstrzymały. Jak to się stało? Co sprawiło, że
taka teraz jesteś?
Miała udręczoną minę.
- Nie wiem jak. Ale wiem, kto to zrobił.
- Kto?
Już otwierała usta, by mi odpowiedzieć, ale nagle odskoczyła błyskawicznie,
skuliła się w kącie korytarza i szepnęła:
- Uważaj, idzie!
- Co? Kto? Kucnęłam obok niej.
- Uciekaj stąd! Szybko! Może jeszcze zdążysz. Stevie Rae chwyciła mnie za rękę, jej
dłoń była zimna, ale uścisk mocny. Jeśli cię tu zobaczy, zabije ciebie. Zbyt dużo wiesz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]