[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nią, a kiedy tego nie zrobił, wprost osłupiała ze zdumienia. Czekała na ganku nie wiedząc, czy
jest bardziej zagniewana, czy nieszczęśliwa. Postanowiła nie wracać do saloniku. Vivienne
przestała śpiewać i do Estelli dochodził teraz szmer rozmowy. Po godzinie wyczekiwania
poszła na górę do siebie, ostentacyjnie głośno stąpając po schodach. Zbyt rozzłoszczona, żeby
płakać lub zrozumieć co się stało, usiadła przy oknie mając nadzieję, że nastąpi jakieś
nadzwyczajne wydarzenie.
Spencer odjechał o dziesiątej, a Vivienne wróciła do swego pokoju. Estella zacisnęła dłonie
w przypływie bezsilnego gniewu, ale pod szalejącą w niej wściekłością tliło się uczucie
okropnego bólu. To wprost niemożliwe, że zaledwie trzy godziny temu czuła się taka
szczęśliwa! To musiało być bardzo dawno temu. Co się właściwie stało? Czy zrobiła z siebie
pośmiewisko? Czy powinna zachować się inaczej? Może, gdy poszła na górę, Spencer jej
szukał i nie znalazłszy, wrócił do panny LeMar chcąc pokazać, jaki jest zły? Ta malutka kropla
nadziei nie była zbytnim pocieszeniem. Teraz żałowała, że postąpiła w ten sposób. Mogło to
wyglądać na zazdrość i złośliwość. A więc, gdy się spotkają, okaże mu skruchę i wszystko
będzie w porządku.
Większą część nocy spędziła bezsennie, wymyślając możliwe do przyjęcia
usprawiedliwienia zachowania Spencera i próbując przekonać samą siebie, że niepotrzebnie
wszystko wyolbrzymia. Przed świtem wreszcie zasnęła i obudziła się ledwie pamiętając o
wydarzeniu, lecz rzeczywistość ponownie ją przytłoczyła.
Wstała jednak i ubrała się w lepszym nastroju. Najtrudniej było leżeć bezczynnie i
rozpamiętywać. Miała przed sobą nowy dzień i mogła oczekiwać, że zdarzy się coś miłego.
Choćby to, że wieczorem pojawi się Spencer. Aby mu wynagrodzić swe wczorajsze
zachowanie, postanowiła być dla niego szczególnie miła.
Przy śniadaniu pani Bowes uważnie przyjrzała się przygasłym oczom i bladym policzkom
bratanicy.  Czy poszłaś wczoraj do siebie, zostawiając Spencera Morgana z panną LeMar? 
spytała bezceremonialnie.
 Tak  wykrztusiła Estella.
 Pokłóciłaś się z nim?
 Nie.
 To dlaczego zachowałaś się tak dziwnie?
 Nic nie mogłam na to poradzić  wyjąkała biedna Estella. Jedzenie stawało jej w gardle.
Pragnęła znalezć się o sto mil od krewnych i znajomych.
Pani Bowes mruknęła niezadowolona.  Cóż, jeśli ciebie zadowala taka sytuacja, to nikogo
nie powinna obchodzić. Ale on siedział z nią do dziesiątej, a kiedy odchodził, robiła wszystko z
wyjątkiem pocałowania go. I prosiła, żeby znowu przyszedł  słyszałam na własne uszy.
 Ciociu!  zaprotestowała Estella. Czuła się tak, jakby ciotka wymierzała jej cios za
ciosem w najboleśniejsze miejsce. Znalazła się w przykrym położeniu, lecz wysłuchiwanie
tych chłodnych i brutalnych słów było trudne do zniesienia. Zajście stało się przerazliwie
realne.
 Sądzę, że miałam prawo słuchać ich rozmowy. W końcu dzieje się to w moim domu.
Jesteś głupia, Estello Bowes! Nie wierzę, że ta LeMar jest porządną dziewczyną i żałuję, że
wynajęłam jej pokój. Jeśli powiesz słowo, każę się jej natychmiast wynosić i nie dopuszczę do
dalszych intryg.
Estella rozładowała cierpienie wybuchem gniewu.  Nie musisz tego robić!  zawołała.
 Wszystko to są bzdury. To ze Spencerem nastąpiło z mojej winy, a poza tym, jeśli tak łatwo
zawrócić mu w głowie, już go wcale nie chcę! I proszę, ciociu, daj mi święty spokój!
 Proszę bardzo!  odparła obrażonym tonem pani Bowes.  Miałam na uwadze tylko
twoje dobro. Ale ty naturalnie wiesz lepiej. Jeśli ci na nim nie zależy, przestanę się wtrącać.
Estella wykonywała domowe prace jak we śnie. W jej sercu zrodziła się wielka nienawiść do
Vivienne LeMar. Poczciwa, wiejska dziewczyna wrzała gniewem. Cały dzień wydawał się
niekończącym się koszmarem. Kiedy nadszedł wreszcie wieczór, ubrała się z gorączkowym
pośpiechem, gdyż miała nadzieję, była pewna, że Spencer się pojawi. Nie przyszedł jednak i
gdy leżała już w łóżku, miała wrażenie, że nie przeżyje tej nocy. Nawet łzy nie przyszły jej z
pomocą i przetrwała do świtu z suchymi, szeroko otwartymi oczami.
Nazajutrz pracowała ze zdwojoną energią. Kiedy wykonała wszystkie czynności, zaczęła
kręcić się po domu, poszukując innych zajęć w obawie, że postrada zmysły, jeśli choć na chwilę
przestanie pracować. Pani Bowes przyglądała się jej z ponurym współczuciem.
Wieczorem wybrała się na zbiorowe modlitwy w oddalonej o milę szkole. Zawsze tam
chodziła, a Spencer zazwyczaj był w pobliżu i odprowadzał ją do domu. Tym razem zabrakło
go. To było straszne, siedzieć samej i rozmyślać. Nie słyszała ani słowa z tego, co mówił pastor.
Wracała do domu z gromadą dziewcząt i zmuszała się do odpowiedzi na wesołe żarty i
docinki. Musiała to robić, aby nikt niczego nie podejrzewał. Przeżywała prawdziwe tortury
myśląc, że wszyscy już wiedzą o jej hańbie i upokorzeniu, i że litują się nad nią. Zmiała się
histerycznie, lecz w głębi duszy nurtowało ją wyłącznie szukanie rozsądnego powodu
nieobecności Spencera. Mogło mu coś przeszkodzić, a ponadto był przecież trochę zagniewany
 powtarzała sobie w myśli. Gdyby teraz przed nią stanął, padłaby mu do nóg i błagała o
przebaczenie.
Kiedy wreszcie znalazła się w domu, poszła do ogrodu i usiadła na trawie. Cisza nocy trochę
ją uspokoiła. Czuła się lepiej i napełniła ją nadzieja. Jeszcze raz przemyślała wydarzenie,
dawne miłosne zapewnienia Spencera i te wspomnienia pocieszyły ją. Wchodząc do domu,
czuła się prawie szczęśliwa.
Jutro jest niedziela, pomyślała, gdy obudziła się nazajutrz. Poruszała się żwawiej, twarz jej
pojaśniała. Za to pani Bowes wydawała się być w bardzo złym humorze. W końcu odezwała się
szorstko:  Czy wiesz, że Morgan był tu wczoraj wieczorem?
Estella poczuła, jak serce w niej lodowacieje. Mimo to zatliła się ostatnia iskra nadziei. 
Spencer, tutaj? Pewnie zapomniał, że wczoraj mieliśmy wieczorne modlitwy. I co powiedział?
Dlaczego mu nie powiedziałaś, gdzie jestem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl