[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To wszystko. Wątpię, czy nawet będziesz musiała płacić za przejazd.
- Nie będzie ci żal, że wyjeżdżam?
- Jasne, że będzie mi żal. Ale nie mogę zrobić nic, żeby cię zatrzymać. Lada chwila
wejdzie tu policja. Nie spodziewasz się chyba, że będę z nimi walczyć?
- Nie będziesz z nimi walczył?
- Jasne, że nie. Jakie miałbym z nimi szanse?
- Czy to ma jakieś znaczenie?
- Chcesz powiedzieć, dlaczego nie zginę w obronie miłości jak rycerz ze sztuki
Howarda W. Campbella, jr.?
- Właśnie tak. Dlaczego nie mamy umrzeć razem, właśnie tutaj i teraz?
Roześmiałem się.
- Resi, kochanie, masz przed sobą bogate życie.
- Mam bogate życie za sobą, całe w tych niewielu słodkich chwilach spędzonych z
tobą.
- To brzmi jak zdanie, które ja sam mógłbym napisać jako młody człowiek.
- Bo to jest zdanie, które napisałeś jako młody człowiek.
- Jako głupi młody człowiek.
- Ja kocham tego młodego człowieka.
- Kiedy go pokochałaś? Jako dziecko?
- Jako dziecko, a potem jako kobieta. Kiedy dano mi wszystko to, co napisałeś, i
kazano mi czytać. Wtedy pokochałam cię jako kobieta.
- Przykro mi, ale nie mogę ci pogratulować literackiego gustu.
- Nie wierzysz już, że miłość jest jedyną rzeczą, dla której warto żyć?
- Nie.
- To powiedz mi, po co w ogóle warto żyć? - spytała błagalnie. - To nie musi być
miłość. Wszystko jedno co! - Pokazała nędzne otoczenie, podkreślając dramatycznie mój
własny obraz świata jako składu rupieci. - Gotowa jestem żyć dla tego krzesła, obrazu, rury
od pieca, kanapy, tej rysy na ścianie! Powiedz mi, że mam dla tego żyć, i będę dla tego żyć! -
krzyknęła.
Teraz jej bezsilne ręce spoczęły na mnie. Oczy miała zamknięte, płakała.
- To nie musi być miłość - szepnęła. - Powiedz mi tylko, co to ma być.
- Resi... - zacząłem łagodnie.
- Powiedz mi! - krzyknęła i jej ręce, które odzyskały siłę, z czułą gwałtownością
szarpały moje ubranie.
- Jestem starym człowiekiem - powiedziałem bezradnie. Był to tchórzliwy wykręt. Nie
jestem starym człowiekiem.
- No dobrze, stary człowieku, powiedz mi, po co mam żyć. Powiedz mi, po co ty
żyjesz, żebym ja też mogła po to żyć, tutaj albo dziesięć tysięcy kilometrów stąd! Powiedz
mi, dlaczego chce ci się żyć, żebym ja też chciała żyć!
I w tym momencie wpadła policja.
Przedstawiciele porządku i prawa wdarli się wszystkimi drzwiami, wymachując
rewolwerami, dmąc w gwizdki, świecąc oślepiającymi latarkami w pomieszczeniu, gdzie i tak
było dość jasno.
Stanowili całą małą armię i witali okrzykami wszystkie operetkowe diabelskie
akcesoria zgromadzone w piwnicy. Pokrzykiwali jak dzieci wpuszczone do pokoju z choinką.
Tuzin z nich, wszyscy młodzi, rumiani i cnotliwi, otoczyło Resi, Krafta-Potapowa i
mnie, odebrali mi lugera i obmacali nas, bezwładnych jak szmaciane lalki, w poszukiwaniu
broni.
Dalsi uczestnicy obławy ukazali się na schodach, popychając przed sobą wielebnego
doktora Lionela J.D. Jonesa, Czarnego Fuehrera i ojca Keeleya.
Doktor Jones zatrzymał się w połowie schodów i zwrócił się do swoich
prześladowców.
- Robiłem tylko to - powiedział majestatycznie - co wy powinniście robić.
- A co my powinniśmy robić? - spytał człowiek wyglądający na agenta FBI. Widać
było, że to on dowodzi obławą.
- Bronić Republiki - powiedział Jones. - Dlaczego nas prześladujecie? Staramy się
tylko uczynić nasz kraj silniejszym! Połączcie się z nami i zajmijmy się ludzmi, którzy chcą
nas osłabić!
- To znaczy kim? - spytał agent FBI.
- Czy muszę wam to mówić? - odpowiedział pytaniem Jones. - Czy nie odkryliście
tego sami w swojej pracy? %7łydami! Katolikami! Murzynami! Azjatami! Unitarianami!
Zwieżymi imigrantami, którzy nie mają pojęcia o demokracji, którzy idą na pasku socjalistów,
komunistów, anarchistów, Antychrysta i %7łydów!
- Dla pańskiej informacji - powiedział agent FBI z chłodnym triumfem - jestem
%7łydem.
- To tylko dowodzi słuszności tego, co mówiłem!
- W jaki sposób?
- %7łydzi wciskają się wszędzie! - powiedział Jones, uśmiechając się z miną
niepokonanego logika.
- Mówi pan o katolikach i Murzynach - powiedział człowiek z FBI - a występuje pan
tu w najlepszej komitywie z katolikiem i %7łydem.
- Co w tym dziwnego?
- Czy ich pan nie nienawidzi?
- Oczywiście, że nie - powiedział Jones. - Wszyscy wierzymy w te same podstawowe
prawdy.
- Ciekawe jakie? - spytał agent.
- %7łe nasz dumny niegdyś kraj wpada w ręce złych ludzi. - Skinął głową, a w ślad za
nim ojciec Keeley i Czarny Fuehrer. - I zanim wróci na właściwe tory, muszą potoczyć się
głowy.
Nigdy nie widziałem bardziej poglądowej demonstracji totalitarnego umysłu, umysłu,
który można by porównać do systemu kół zębatych, w którym na oślep wypilowano część
[ Pobierz całość w formacie PDF ]