[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w towarzystwie Langleya.
- Polubiłam Glena - powiedziała spokojnie.
- Zauważyłem. Jak mogłaś go nie polubić? Macie ze sobą tyle wspólnego. Wy dwoje
przeciwko reszcie, co?
Zadrżała, słysząc jego złowrogo zniżony głos. Zdała sobie sprawę, jak bardzo musi
być wściekły. Nagle przyszła jej do głowy dziwna myśl.
- Owen, czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny?
- Nie, do cholery! Nigdy w życiu nie byłem zazdrosny o żadną kobietę. Ale widzę, co
się tu szykuje. Jeśli wasza zażyłość się pogłębi, to będziemy mieć wszyscy niezły problem.
- Nic mnie z Glenem nie łączy. On kocha twoją siostrę. O ile wiem, tylko dlatego
wytrzymuje z tobą i resztą rodziny - powiedziała Angie.
- A więc zdążył ci się już wypłakać na ramieniu, tak? Szybko mu to poszło. Ale może
ty pierwsza się przed nim wyżaliłaś? Zwierzyłaś mu się, że nie spałaś jeszcze ze swoim
mężem?
- Nikomu nie mówiłam ani słowa o naszych osobistych sprawach - rozzłościła się
Angie.
- Czyżby? Jakoś wszyscy zdają się doskonale o wszystkim wiedzieć.
- To nie moja wina. Z uprzejmości dla ciebie co rano słałam ten głupi tapczan.
- Ale nie najlepiej ci to wychodziło, co? Betty od razu się zorientowała, że ktoś śpi w
saloniku.
- Jeśli nie podoba ci się mój sposób słania łóżka, to, proszę bardzo, rób to sam -
odgryzła się.
- Gdybyś spała ze mną, jak pan Bóg przykazał, nie byłoby żadnej sprawy. A teraz cała
kochana rodzinka wie, że mam żonę, która nawet nie dzieli ze mną łoża.
Angie wzięła głęboki oddech. Zrozumiała, że ta kłótnia może przybrać niebezpieczny
obrót i nie wiadomo czym się skończyć.
- Bardzo mi przykro, Owen. Starałam się, żeby to się nie wydało.
- Nie powinienem był cię tu przywozić.
- W tym akurat się zgadzamy. - Angie zerknęła na niego. - Zawsze możemy wyjechać.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Zwariowałaś? %7ładna siła mnie stąd teraz nie ruszy. Miałbym dać się wyrzucić z
mojego własnego domu?
- Przecież nawet nie lubisz tego miejsca.
- Co to ma do rzeczy? Nie pozwolę tej bandzie zmusić się do wyjazdu. Ani myśleć, że
padłem ofiarą jakiegoś spisku Townsendów.
Na te słowa Angie straciła panowanie nad sobą.
- Zwietnie się składa, Owenie Sutherland. Ja również mam po uszy insynuacji ze
strony twojej rodziny. Wujek Derwin uważa, że wzięliśmy cię podstępem. Mówi, że cię
wodzę za nos, i sugeruje, że cię usidliłam czy coś takiego.
- A może byś spróbowała?
- Czego mam spróbować? - spytała z rozdrażnieniem.
- Usidlić mnie. Uwieść, Jesteś w końcu moją żoną, tak czy nie? Miałaś być po mojej
stronie w tym konflikcie. Myślałem, że mogę na ciebie liczyć. Powiedziałaś, że rozumiesz
poczucie dumy. Gdyby tak było, spełniłabyś swój obowiązek jako żona.
- Rozumiem twoją dumę. Ale sama też ją mam - odparowała. - A żona nie powinna
spać z mężem z obowiązku. Powinna spać z nim z miłości.
- No więc, gdzie problem? Przecież kochasz mnie, Anie. Sama mi to powiedziałaś w
dniu naszego ślubu.
- To było całe trzy dni temu! - zawołała ze złością. Owen uśmiechnął się groznie,
odsłaniając zęby.
- Wolne żarty. Trzy dni i już zdążyłaś się odkochać? A ja myślałem, że to miłość na
całe życie. Może jednak oni mieli rację.
- O czym ty mówisz?
- Zostałem zwiedziony przez pannę Townsend. Okpiony. Tak, tak, moja pani, udało ci
się zrobić ze mnie durnia. Jestem pośmiewiskiem całej rodziny.
Angie z wściekłości tupnęła nogą.
- Niech cię wszyscy diabli, Owenie Sutherland! Przekręcasz wszystko i wywracasz
kota ogonem.
- To ty wszystko przekręcasz i stawiasz na głowie, Angie. Gdybyś się zachowywała,
jak przystało na żonę, nie znalezlibyśmy się w tej idiotycznej sytuacji.
- Tylko mi nie mów, jak się powinna zachowywać żona. Nie masz zielonego pojęcia o
tym, jak wygląda dobre małżeństwo. Jesteś najmniej odpowiednim człowiekiem pod słońcem,
żeby kogokolwiek pouczać w tej materii.
- W każdym razie wiem, jak wygląda moje małżeństwo. Moja żona śpi osobno i przy
pierwszej okazji rzuca się na szyję mężowi mojej siostry. Ciekawe, co będzie dalej.
- Nie mieszaj w to Glena. On nie ma z tym nic wspólnego - zasyczała Angie.
- Nie ja go w to wmieszałem, tylko ty!
- To twoja własna wina, że nie potrafisz się z nim dogadać.
- Rzeczywiście?
- Rzeczywiście - potwierdziła Angie zdecydowanie.
- Co więcej, twoje złe stosunki z siostrą to też twoja wina. Chcesz usłyszeć moją radę?
- Radę żony, która nie jest żoną? Nieszczególnie.
- Dam ci ją i tak - oświadczyła przez zaciśnięte zęby.
- Powiem ci, jak za jednym zamachem rozwiązać większość rodzinnych problemów.
- A to ciekawe. No jak?
- Zaproponuj Glenowi przyzwoitą posadę w twojej firmie.
- Co? - Owen spojrzał na nią oczami, w których płonęła pełna niedowierzania
wściekłość. Na moment zastygł w bezruchu. - To przekracza wszelkie granice - wycedził w
końcu z zimną furią. - Przeholowałaś, moja pani. Byłem wobec ciebie anielsko cierpliwy, ale
tym razem przebrała się miarka. Nie będziesz mi mówić, co mam robić we własnej firmie.
- Owen, nie! - Angie szybko cofnęła się, ale było za pózno. Ani się obejrzała, jak
Owen wyskoczył spod drzewa i błyskawicznym ruchem chwycił ją wpół, zarzucając sobie, na
plecy. - Puść mnie w tej chwili! - zaczęła krzyczeć, waląc go na oślep pięściami.
- Puszczę cię dopiero, kiedy już będziesz leżeć w moim łóżku - oświadczył zimno,
wchodząc na schody tarasu. Długim krokiem przemierzył kamienną posadzkę i wkroczył do
salonu, gdzie jego rodzina zamarła na ten widok.
- Dobranoc wszystkim - powiedział z całym spokojem, przechodząc przez pokój. -
Wiem, że jeszcze jest wcześnie, ale Angie mówi, że chce już iść do łóżka. Postanowiłem jej
towarzyszyć. Wiecie, jak to jest z nowożeńcami.
Angie prychnęła, rozdarta między niepohamowaną żądzą śmiechu a równie silną
chęcią głośnego wrzasku. Ta strona natury Owena była jej niewątpliwie do tej pory nieznana.
To prawda, że męskiej dumy nie należało wystawiać na ... szwank. Powinna była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]