[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyłożonym grubym chodnikiem korytarzem, jest doprawdy zbyt piękne, żeby było
prawdziwe, i wskazuje na to, że za każdą chmurą znajduje się kawałek czystego, błękitnego
nieba.
Tak przynajmniej myślałam, pukając do ich drzwi. Kiedy się jednak otworzyły,
ukazując nie tylko Jacka, ale obu braci Slaterów w strojach kąpielowych, ogarnęły mnie
wątpliwości.
Jack rzucił się na mnie jak kociak na kłębek włóczki.
- Wiesz co? - zawołał. - Paul nie gra dzisiaj w golfa ani w tenisa, ani w nic. Chce
spędzić z nami cały dzień. Czy to nie wspaniale?
- Hm - mruknęłam.
- Owszem, Suze - odezwał się Paul. Miał na sobie obszerne spodenki kąpielowe (co
dowodzi, że mogło być gorzej: mógł włożyć maleńkie gatki speedo) oraz ręcznik na szyi, i nic
poza tym - jeśli nie liczyć uśmieszku. - Czy to nie wspaniale?
- Hm - powiedziałam. - Taak. Wspaniale.
Państwo Slaterowie przemknęli obok nas w strojach do golfa.
- Bawcie się dobrze, dzieciaki - zawołała Nancy. - Suze, mamy lekcje przez cały
dzień. Zostań do piątej, dobrze? - I nie czekając na odpowiedz, dodała: - No dobrze, pa! - Po
czym wzięła męża pod ramię i wyszła.
W porządku, pomyślałam, poradzę sobie. Z samego rana dałam sobie radę z rojem
robali. Mimo że raz po raz czułam, jak coś po mnie łazi, i podskakiwałam, stwierdzając za
chwilę, że to moje włosy czy troczek od kostiumu, szybko doszłam do siebie. Dużo szybciej,
jak sądzę, niż Przyćmiony.
Z pewnością więc dam sobie radę z Paulem Slaterem rojącym się przez cały dzień.
Eee, chciałam powiedzieć: dręczącym mnie przez cały dzień.
Jasne. Nie ma sprawy.
Tyle że był pewien problem. Jack upierał się, żeby mówić o pośrednictwie, a ja ciągle
zwracałam mu szeptem uwagę, żeby siedział cicho, a on wtedy odpowiadał:  Och, wszystko
w porządku, Suze, Paul wie .
Na tym właśnie rzecz polega. Paul nie powinien był się dowiedzieć. To miała być
nasza tajemnica. Moja i Jacka. Nie chciałam, żeby głupi,  jak - nie - chcesz - ze - mną -
chodzić - to - na - ciebie - doniosę Paul brał w tym udział. Zwłaszcza że za każdym razem,
kiedy Jack o tym wspomniał, Paul zsuwał z nosa okulary od Armaniego i patrzył na mnie
wyczekująco, ciekaw, co powiem.
Co miałam robić? Udawałam, że nie wiem, o czym Jack mówi. Co mu, oczywiście,
sprawiało przykrość, ale czy miałam wyjście? Nie chciałam, żeby Paul wiedział, czym się zaj-
muję. Nawet moja własna matka tego nie wie. Z jakiej racji mam wtajemniczać w to Paula?
Na szczęście za szóstym czy siódmym razem, kiedy Jack napomknął o czymś, co
miało związek z pośrednictwem, a ja go zignorowałam, chyba załapał, o co chodzi i zamknął
się. Basen zapełnił się małymi dziećmi, ich rodzicami i opiekunkami i Jack zajął się czymś
innym.
Nadal jednak, opierając się o brzeg basenu w towarzystwie Kim, która zjawiła się ze
swoimi podopiecznymi, czułam się trochę nieswojo, kiedy od czasu do czasu zerkałam na
Paula i widziałam, jak rozciągnięty na leżaku zwraca głowę w moją stronę. Widziałam, że w
przeciwieństwie do Zpiącego oczy miał szeroko otwarte za ciemnymi szkłami okularów.
Jednak, jak to ujęła Kim:  Hej, jeśli taki okaz ma ochotę na mnie patrzeć, to może
sobie patrzeć, ile mu się podoba .
Ale, naturalnie, z Kim to inna sprawa. U niej w sypialni nie mieszka
stupięćdziesięcioletni przystojniak.
W sumie przedpołudnie nie należało do udanych, tym bardziej że reszta dnia, jak
sądziłam, mogła upłynąć przyjemniej.
Jakże się myliłam. Po lunchu zjawiły się gliny.
Leżałam sobie na leżaku, jednym okiem śledząc Jacka, który bawił się dość hałaśliwie
w Marco Polo z dzieciakami Kim, a drugim Paula, pogrążonego rzekomo w lekturze
 Nation , ale który, jak twierdziła Kim, przyglądał nam się zza gazety, kiedy pojawiła się
wyraznie podenerwowana Caitlin w towarzystwie dwóch krzepkich przedstawicieli policji
Carmelu.
Uznałam, że przechodzą obok nas, udając się do męskiej szatni, gdzie dokonano
włamania. Wyobrazcie sobie moje zaskoczenie, kiedy Caitlin przyprowadziła gliniarzy prosto
do mnie, mówiąc drżącym głosem:
- Panowie, to jest Susannah Simon.
Zaczęłam wkładać pośpiesznie obrzydliwe szorty khaki, podczas gdy Kim,
rozciągnięta na leżaku obok, gapiła się na policjantów, jakby to byli dwaj wodnicy, którzy
właśnie wyszli z morza.
- Panno Simon - odezwał się wyższy - chcielibyśmy zamienić z panią słowo, jeśli
można.
W swoim czasie rozmawiałam z glinami do znudzenia. Nie dlatego, że przestaję z
młodocianymi przestępcami, jak sądzi Zpiący, ale dlatego że w fachu mediatorskim często nie
ma wyjścia, jak tylko nagiąć nieco prawo.
Na przykład, przypuśćmy, że Marisol nie oddałaby tego różańca córce Jorge'a. Cóż,
aby spełnić ostatnie życzenie ogrodnika, musiałabym włamać się do jej domu, zabrać
różaniec i wysłać go anonimowo Teresie. Każdy widzi, że coś takiego, co służy wyższemu
dobru, może być mylnie ocenione jako przestępstwo przez miejscowe służby prawa i
porządku.
Więc, owszem, wiele razy miałam z policją do czynienia, ku ogromnemu żalowi mojej
mamy. Jednak, nie licząc nieszczęsnego incydentu, w którego wyniku trafiłam przed paroma
miesiącami do szpitala, nie przypominałam sobie, żebym ostatnio zrobiła coś, co nawet w
przybliżeniu miałoby cechy wykroczenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl