[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeglujących w powietrzu i sięgających ku sobie desperacko dwoje ludzi próbujących się
dotknąć. Jak zanotowałem to sobie, ich grzech polegał na zakazanej miłości za życia; zostali
zatem skazani na wieczne potępienie po śmierci - byli dosyć blisko siebie, by się widzieć, czuć
swój zapach i słyszeć wzajemnie, ale nigdy nie mogli się połączyć. Emma Marhoun znajdowała
się dokładnie w identycznej sytuacji - z jakichś powodów miała pozostawać tak blisko realnej
egzystencji, iż sądziła, że jest żywą istotą. Nigdy więcej nie miała być zdolna do dotknięcia
pełni istnienia i poczucia jego pulsu, niemniej rozpoznawała je i pamiętała w całości. Piekło w
jej wypadku polegało na tym, iż ocierała się o prawdziwe życie, nie wiedząc o dzielącej ją od
niego różnicy.
Czy na tym właśnie zasadza się śmierć? Na niewiedzy? Strayhorn nie mówił nic na ten
temat, a Jesse upierał się, by jej nie ufać. Byłem psychicznie zmęczony i przeładowany
wrażeniami; nie czułem się na siłach nadal roztrząsać te zawiłe kwestie. Jeszcze nie biło
południe, a tymczasem wskrzesiłem zmarłą, spotkałem ją i miałem do niej setki nowych pytań
- ale nie dosyć energii, żeby je zadać. Byłem bliski ostatecznej prostracji. Najspokojniej jak
tylko potrafiłem powiedziałem Emmie, że muszę już iść. Poprosiłem ją, aby zatelefonowała
do mnie do hotelu, byśmy mogli spotkać się jeszcze przed moim wyjazdem z Wiednia.
Powiedziała, że wyglądam jak wyżęty, i żebym się nie przejmował. Już na ulicy pocałowaliśmy
się na pożegnanie. Jej policzek w ten letni dzień nie był ani chłodny, ani gorący.
Szczęśliwym trafem w pobliżu był postój taksówek i po kilku minutach znalazłem się w
hotelu. Kiedy poprosiłem o klucz od pokoju, recepcjonista wręczył mi kilka pozostawionych
dla mnie wiadomości, ale nie zainteresowałem się nimi. Musiałem odpocząć i jeżeli nawet
miało to oznaczać kolejne spotkanie z Philipem Strayhornem, to też w porządku. Chociaż w
tej chwili zwykły sen był dużo ważniejszy od zadawania pytań.
Biegnę przez most. Znam go, ale nie pamiętam skąd. Jest bardzo długi - ciągnie się
prosto jak strzelił, aż po horyzont. Wiem, że nie będę bezpieczny, dopóki nie znajdę się po
jego drugiej stronie, ale wilk jest bardzo szybki i dogania mnie. Ten sam zwierz, chodzący za
119
119
mną przez tyle nocy. Nie ma oczu, lecz jedynie w ich miejscu wielkie iksy podobne do tych,
jakie rysuje się, grając w kółko i krzyżyk. W olbrzymim pysku pełnym białych, ostrych zębów
porusza się tam i z powrotem giętki, czerwony ozór. Jeśli się nie ślini - chrząka i warczy lub
śmieje się niczym hiena, bo jest wciąż bliżej i bliżej. Kiedy mnie złapie, zabije i pożre. Wilk ma
na sobie pomarańczowy strój spięty na barkach jedynym guzikiem, w związku z czym jedna
poła chałata zwisa luzno, podskakując dziko w takt jego susów. Na głowie chwieje mu się
czarny cylinder, balansujący w przód i w tył. Za mną pozostają jasne obłoczki kurzu; po ich
oddalaniu się mogę poznać, jak szybko biegnę. I ja, i wilk wydajemy dzwięki rodem z
animowanych krótkometrażówek - słychać piski, dzwonki, zgrzyt hamulców - tyle tylko, że dla
mnie to nie jest film; to mój rzeczywisty i przerażający świat z czasów, gdy miałem siedem lat i
budziłem się noc w noc ze strachu z powodu tego samego snu: o ucieczce przed wilkiem
goniącym mnie po nieskończonej długości moście; przy czym zawsze wiedziałem, iż zostanę
złapany. Kiedy to następowało, wilk błyskawicznym ruchem wydobywał z jakiejś niezmiernie
głębokiej kieszeni kocioł, w jakim ludożercy z dowcipów rysunkowych gotują na ogół swe
ofiary, oraz drewniane kłody, po czym rozpalał buzujący ogień i wrzucał mnie do gara, w
magiczny sposób wypełnionego już wodą. Zwykle budziłem się, skamieniały, kiedy zupa,
której byłem treścią, zaczynała mnie parzyć. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo się bałem,
pomimo że znałem ten sen na pamięć.
Tym razem także obudziłem się ogarnięty identycznym przerażeniem, jakie
odczuwałem jako chłopiec - skręcone strachem wnętrzności, zaciśnięte palce, a w ustach
spuchnięty język. Mężczyzna w średnim wieku mający ponownie siedem lat - oto kim byłem.
- To nie jest dokładnie ten sen, który pamiętasz, co?
Odwróciłem głowę i ujrzałem Philipa Strayhorna tkwiącego w rogu mego łóżka. Dał
mi czas na otrząśnięcie się z odrętwienia i wydawał się zadowolony z czekania. Spojrzałem
bezmyślnie dookoła i w końcu dotarło do mnie, że jestem w pokoju hotelowym w Wiedniu.
- To było tak wyrazne! Pamiętam ten sen. Nigdy o nim nie zapomniałem, ale też nigdy nie
stanął przede mną równie żywo. To przerażające!
- Nikt naprawdę nie wie, jakie było jego dzieciństwo, tylko tak mu się wydaje.
- Phil, co ty tutaj robisz? - Podniosłem się nieco na łóżku, podpierając się łokciami. - Czy to
możliwe, żebyś tu był?
- Nie obawiaj się, to tylko część twojego snu. Ale masz rację: jeżeli chcę, mogę wracać do
realnego świata. To nie sztuka. Nikt mnie wówczas nie widzi, z wyjątkiem zmarłych i ciebie.
Opadłem z powrotem na posłanie.
- Nie mogę pozbyć się tego majaku. Jest tak niewiarygodnie silny! Nie pamiętam żadnego
równie intensywnego doznania. Czy kiedy byliśmy dziećmi, nasze życie było najeżone
podobnymi okropieństwami? W jaki sposób przetrwałem, śniąc to co noc?
120
120
- Nie przeżyłeś, to tylko dziecko w tobie umarło i stałeś się dorosły. %7łycie nie polega na
uczeniu się, lecz na zapominaniu. Ten sen jest tego zaledwie małym przykładem. Powinieneś o
tym wiedzieć.
- A propos zapominania, powiesz mi coś na temat Emmy Marhoun?
Strayhorn otoczył ramionami kolana i odchrząknął.
- Czy to jest już konkretne pytanie, Wyatt? Znasz zasady?
- Znarn...
Znajdowałem się wszędzie i widziałem zdumiewające rzeczy - zawsze w towarzystwie
Strayhorna. Był moim przewodnikiem i instruktorem. Sądzę, iż pojmowałem jego odpowiedzi.
Pojawiał się niezmiernie ucieszony widokiem, mej osoby i w nagrodę za moje zrozumienie
dawał mi coraz więcej i więcej władzy, możliwości postrzegania oraz wnikania coraz głębiej za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]