[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pęd powietrza rzucił ich w głęboką zaspę daleko od torów. Na szczęście tuż przed
lądowaniem Butler wyłączył urządzenie antygrawitacyjne, inaczej odbiliby się od
ziemi jak od powierzchni Księżyca.
Bulwa, który pierwszy odpiął się od pasa, jął garściami odrzucać śnieg, ale pod
spodem napotkał tylko zbity lód.
Nic z tego powiedział. Nie dam rady tego przebić.
Za plecami usłyszał szczęknięcie.
Odsuń się rzekł Butler, mierząc z pistoletu. Bulwa posłuchał, zasłaniając
przedramieniem oczy. Odłamki lodu oślepiały równie skutecznie jak sześciocalowe
gwozdzie. Butler władował w lód cały magazynek, robiąc w nim płytką dziurę i przy
okazji obsypując już przemoczonych kolegów mokrym lodowym miałem.
Jeszcze zanim opadł dym, Bulwa znalazł się w dziurze i jął gorączkowo sprawdzać
rezultat. Nawet Butler wiedział, że Holly zostało zaledwie kilka sekund musiała jak
najszybciej dopełnić Rytuału, w przeciwnym razie nie da się już przyszyć palca.
Nawet gdyby taka operacja była teraz możliwa.
Komendant szybko rozrzucał luzne kawały lodu, aż wreszcie pośród bieli ukazał się
brązowawy placek.
Jest! wychrypiał. Ziemia!
Butler opuścił do dziury drgające ciało Holly. W jego potężnych ramionach wróżka
wyglądała jak lalka, maleńka i bezwładna. Zaciskając palce podwładnej wokół
nielegalnej żołędzi, Bulwa wepchnął jej lewą dłoń w pooraną pociskami ziemię.
Następnie odpiął od pasa rolkę taśmy i z grubsza przykleił jej palec we właściwym
miejscu.
Dwaj ludzie i elf zamarli w oczekiwaniu.
Może nic z tego nie będzie mamrotał nerwowo Bulwa. Zakonserwowana żołądz
to całkiem nowy pomysł. Jeszcze niesprawdzony. Ten Ogierek i jego wynalazki! Ale
zazwyczaj działają. Naprawdę.
Artemis położył dłoń na ramieniu komendanta. Tylko to przyszło mu do głowy.
Pocieszanie innych nie należało do jego mocnych stron.
Pięć sekund. Dziesięć. Ciągle nic.
Wtem&
Patrzcie! zawołał Artemis. Iskierka! Pojedyncza błękitna skra leniwie
powędrowała po krętej tętnicy wzdłuż ręki Holly, przebiegła po jej klatce piersiowej,
wspięła się na spiczasty podbródek i zatonęła w czole dokładnie między oczami.
Odsuńcie się doradził Bulwa. Kiedyś w Tulsie widziałem uzdrowienie po dwóch
minutach. Energia delikwenta niemal zniszczyła terminal promowy. A o
czterominutowcu nigdy nie słyszałem.
W samą porę odsunęli się od krawędzi dziury, gdyż z ziemi wytrysnęły kolejne iskry.
Kierowały się ku dłoni Holly, w miejsce najbardziej potrzebujące pomocy, po czym
ginęły w okolicach palca, przenikając przez na poły stopioną taśmę jak plazmowe
torpedy.
Nagle Holly wyprostowała się i zaczęła wymachiwać rękami niby kukiełka. Jej nogi
wierzgały, jakby kopiąc niewidzialnych przeciwników. Z krtani dobył się wysoki,
piskliwy krzyk, od którego popękały cieńsze warstwy lodu.
Czy to normalne? wyszeptał Artemis, jakby w obawie, że Holly go usłyszy.
Chyba tak odparł komendant, również szeptem. Mózg sprawdza, czy wszystkie
układy są sprawne. To coś więcej niż leczenie sińców i zadrapań; rozumiesz, co mam
na myśli.
Ciało Holly zaczęło parować na całej powierzchni, wydalając w ten sposób resztki
promieniowania. Wreszcie miotana drgawkami wróżka upadła w kałużę lodowatej
mazi. Nie był to piękny widok, na szczęście woda natychmiast wyparowała,
okrywając panią kapitan białym obłokiem. Widać było tylko niewyrazny zarys jej lewej
dłoni i rozpaczliwie dygocące palce.
Nagle Holly znieruchomiała. Ręka zwiotczała, palce opadły w błoto. Zebranych
ponownie ogarnęła cisza arktycznej nocy.
Podeszli bliżej, usiłując coś dojrzeć w kłębach pary. Tylko Artemis na wszelki
wypadek nie patrzył, bojąc się tego, co ujrzy.
Butler odetchnął głęboko i zamachał rękami. Mgła się rozstąpiła. W dziurze nic się
nie poruszało. Holly leżała nieruchomo jak martwa.
Artemis pochylił się nad jej ciemną postacią.
Chyba się bu&
Urwał w pół słowa. Holly wracała do przytomności. Nagle gwałtownie usiadła,
potrząsając soplami, które przywarły do jej kasztanowych włosów i rzęs. Klatka
piersiowa wróżki gwałtownie falowała od ogromnych haustów powietrza.
Artemis chwycił ją za ramiona, zapominając na chwilę o swym bezwzględnym
opanowaniu.
Holly, Holly, powiedz coś. Twój palec w porządku?
Wróżka poruszyła palcami i zacisnęła je w pięść.
Chyba tak odparła niepewnie, po czym zdzieliła Artemisa prosto między oczy.
Zdumiony chłopiec wpadł w zaspę po raz trzeci tego dnia.
Holly puściła oko do zdumionego Butlera, po czym oznajmiła:
Teraz jesteśmy kwita.
Komendant Bulwa nie miał zbyt wielu drogocennych wspomnień. Lecz kiedy w
najbardziej ponurych chwilach które dopiero miał przed sobą przywoływał
czasem to zdarzenie, nieodmiennie cicho się śmiał.
Boks operacyjny
Ogierek ocknął się obolały, co nie zdarzało się często. Właściwie nie pamiętał już,
kiedy ostatnio odczuwał prawdziwy ból. Jadowite uwagi Bulwy czasem raniły jego
uczucia, ale faktycznego dyskomfortu fizycznego starał się raczej unikać.
Leżał na podłodze boksu operacyjnego, zaplątany w resztki swego fotela
biurowego.
Pałka warknął.
Nastąpiło około dwóch minut przekleństw, z których żadne nie nadaje się do druku.
Kiedy centaur dał wreszcie upust złości, do głosu doszedł jego mózg, każąc mu
podnieść się z plazmowych kafli. Na osmalonym zadku Ogierka, zapewne już na
zawsze, pozostały dwa łyse placki skaza bardzo nieatrakcyjna u centaura, pierwsza
rzecz, na którą zwróci uwagę potencjalna partnerka w nocnym klubie. Z drugiej
strony, Ogierek nigdy nie uchodził za dobrego tancerza. Cztery lewe kopyta.
Boks nadal był zamknięty szczelniej nizli przysłowiowy portfel gnoma. Ogierek
wklepał na klawiaturze kod wyjścia: Ogierek. Drzwi .
Komputer milczał.
Spróbował kodu głosowego: Ogierek. Unieważniam 121. Drzwi .
Ani mrumru.
Znajdował się w pułapce, uwięziony przez własne urządzenia zabezpieczające.
Nawet szyby boksu zostały zaciemnione, odcinając mu widok na zewnątrz. Był
całkowicie odizolowany. Nikt nie mógł wejść do boksu ani z niego wyjść. Nic nie
działało.
Nie, niedokładnie się wyraził. Wszystko działało, ale bezcenne komputery nie
chciały reagować na jego dotyk. A kto jak kto, lecz Ogierek doskonale wiedział, że
nie mając dostępu do komputerów nie wydostanie się z boksu.
Zerwał foliowy kapelusik i zmiął go w kulkę.
No i co z ciebie za pożytek! zawołał, ciskając nakrycie głowy do kosza na
odpadki. Kosz automatycznie przeanalizował chemiczny skład śmiecia, po czym
odesłał go do odpowiedniej przetwórni.
Monitor plazmowy na ścianie ożył, ukazując stukrotnie powiększoną twarz Opal
Koboi. Na jej ustach widniał najszerszy uśmiech, jaki centaurowi kiedykolwiek
zdarzyło się widzieć.
Cześć, Ogierek. Kopę lat.
Ogierek odwzajemnił uśmiech, choć już nie tak szeroko.
Opal. Milo cię widzieć. Jak tam starzy? Wszyscy wiedzieli, że Opal doprowadziła
ojca do bankructwa. W świecie biznesu wydarzenie to obrosło legendą.
Dziękuję, bardzo dobrze. Ośrodek Kumulusa to świetny szpital psychiatryczny.
Ogierek postanowił postawić na szczerość, narzędzie, którego nie używał zbyt
często. Ale kiedyś trzeba wszystkiego spróbować.
Opal, zastanów się, co robisz. Przecież Pałka to wariat, na litość boską! Kiedy
dostanie to, czego chce, pozbędzie się ciebie bez mrugnięcia okiem!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]