[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ło wieczerzy, ale leciało jej z rąk wszystko.
-Uważaj! - fuknął Rasko. - A jeść daj dużo i tłusto. Dość było
biedy, a nie musimy sobie teraz żałować.
- W zimie ciężko będzie - westchnęła.
-Nie nam - odparł, usiłując widocznie podniecić jej ciekawość
i czekając na zapytania. Ale jej co innego było w myśli, gdyż spytała
niespokojnie:
- Bogudar gdzie?
Niezadowolony, że mu chybiło, Rasko rzekł niecierpliwie:
·ð ðMówiÅ‚em niezdarze, by ostaÅ‚, bo wojna nie dla takich. Nie jego
była sprawa, a do bitki tak zdatny, jak kot do orki. 1 legło mu się. Ni
sobie był, ni ludziom. No, masz znowu o co beczeć!
·ð ðMyÅ›laÅ‚by kto, że wojna przebiera: gÅ‚upich bierze, mÄ…drych osta-
wia - mruknÄ…Å‚ dziad z kÄ…ta.
Wieścinie istotnie łzy kręciły się w oczach. Polubiła cichego
i skromnego człeka, który najmniej miejsca chciał zajmować, a jak
umiał, pożytecznym starał się uczynić. Płakać iście nie ma kto po Bo-
gudarze, ale właśnie dlatego Wieścinę oczy piekły.
Rasko, podjadłszy, rozsiadł się wygodnie przy ognisku i dorzucając
drew, brał się widno do opowiadania, gdy Wieścina rzekła:
172
·ð ðJeno na chwilÄ™ do Obezki skoczÄ™. Pewnie gÅ‚owy nie ma, by choć
dzieci nakarmić. Krzepisz nie wrócił?
·ð ðPod WrocÅ‚awiem legÅ‚. Nie on jeden. StaliÅ›my...
·ð ðDla nich jeden - przerwaÅ‚a cicho i wyszÅ‚a. Dziad kaszlaÅ‚ i postÄ™-
kiwał na swym legowisku.
Rasko nalał kubek wrzątku, rozpuścił miodu i wręczając mu, po-
wiedział:
-Napijcie siÄ™, to wam duchota przejdzie. Staremu za przypieckiem
siedzieć, nie na wojnę chodzić. Trzebaż wam było...
·ð ðMnie nie trza byÅ‚o, ino wam. Najdzie czÅ‚eka Å›mierć i na przypiec-
ku. Ani człek nie wybiera, gdzie i kiedy kości złoży. A wojna nie nie-
sie dobra nikomu.
·ð ðKosek panem na niej ostaÅ‚...
·ð ðRobi wojna panów, robi i niewolników.
Wróciła Wieścina z zaczerwienionymi oczyma i usiadła zadumana.
Czym tu pocieszać wdowę, co z małymi dziatkami ostała? Popłakała
z nią, ułożyła dzieci do snu i pomagać przyrzekła. A swoich trosk za-
dość. Zaniedbane wszystko. Chciała o tym pomówić z mężem, ale on
nie mógł już wytrzymać i zaczął od końca:
·ð ðZabierać nam siÄ™ stÄ…d przyjdzie...
·ð ðDlaczego?! - krzyknęła.
W tej chwili zapomniała, że ciężko tu żyć. Obejrzała się po swoich
kątach. Tu przeżyła swoją odrobinę szczęścia i wiele trosk i niepoko-
ju. Nie zaczyna się życia dwa razy. Powtórzyła:
·ð ðDlaczego?
·ð ðKosek rycerzem książęcym ostaÅ‚. Na dworcu siedziaÅ‚ bÄ™dzie. Bol-
ko ziemie mu nadał i brańców. Dostatków pilnować trzeba, bo książę
z wojny na wojnÄ™ chadzajÄ…, tedy i Kosek w domu nie usiedzi.
Wieścina ręce załamała. Dostatków będzie strzegła miast wnuków,
a w zamian za to żyć z tym szarpiącym serce niepokojem o jedynego
syna. Rasko, który spodziewał się wybuchu radości, zezlił się:
- Czegóż tu żałujesz? %7łe rąk sobie nie będziem musieli urabiać po
łokcie? Kosek nie wróci. Sami tu ostaniem na stare lata? A i dziadowi
zda siÄ™ dostatek i wygoda...
173
·ð ðO mnie siÄ™ nie troskaj - odezwaÅ‚ siÄ™ Sapek. - Ja tu ostanÄ™.
·ð ðSami ostaniecie? Wżdy starunku wam trzeba. Nie urobicie sami
na siebie...
·ð ðMnie niewiele już trzeba. DbaÅ‚em żywot caÅ‚y o innych, i o mnie
zadbajÄ….
Rasko w rozterce spojrzał na ojca. Powiedział niepewnie:
·ð ðMoje to pierwsze prawo. Ale dlaczego? Lepiej nam bÄ™dzie u Koska.
·ð ðBÄ™dzie ci lepiej, to idz. Ja tu pomrÄ™, gdziem siÄ™ urodziÅ‚. Dlacze-
go? Bo jeśli każdy, co radę ma w głowie czy siłę w ręku, od gromady
będzie odchodził, to jako stado bez przewodnika na łup pójdą. Po-
szedł Kosek, niech mu szczęści. Niespokojny duch w nim żywic, nie
byłby i tak z nami usiedział. Spodobała mu się wojna, bo wygrał.
Wierzgał, gdy mu jarzmo nakładali, teraz sam innymi orał będzie;
tymi, co przegrali.
·ð ðJakoż mi starego i chorego rodzica poniechać? - powiedziaÅ‚ Ra-
sko niepewnie. - Wstydno byłoby ludziom w oczy spojrzeć...
·ð ðWstydno i sieroty poniechać, co ich wojna we wsi przysporzyÅ‚a.
Ale tam, dokąd pójdziesz, nikt cię znać nie będzie, nie będziesz mu-
siał ludziom w oczy patrzyć.
·ð ðKazaÅ‚ przecie książę komesom wdowy i sieroty zaopatrzyć...
-1 bydłu nie starczy, gdy mu paszę zwiezć. Co dzień o nie dbać
trzeba - odparł Sapek.
·ð ðPomagać przyrzekÅ‚am Obezce - szepnęła WieÅ›cina, patrzÄ…c nie-
śmiało na męża, który siedział ponuro zamyślony.
·ð ðIdzże jej tedy powiedz, że nie bÄ™dziesz. Albo lepiej niech Rasko
jej powie. Za co tobie oczyma świecić, że serce masz miast rozumu!
Idzże - zwrócił się do Raska.
Rasko pięścią wyrżnął w stół ze złością.
·ð ðNie pójdÄ™! OstanÄ™ z wami. Bierz licho...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]