[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewno też wywaliło światło i zablokowały się wszelkie otwierane elektrycznie drzwi. Trzej
mężczyzni w środku tkwili uwięzieni w zupełnych ciemnościach. Nawet jeśli próbowali nadawać
jakąś wiadomość, zanim wybuchła bomba, ekran klatki wychwyciłby ją.
Ci trzej w środku na pewno byli przerażeni, ale nie na długo. Trzeba więc działać. Rozległy się
trzy wybuchy z ruchomych wyrzutni zakopanych w ziemi i trzy pociski przebiły się do wnętrza
ciężarówki. Niosły ze sobą usypiający gaz, a nie śmierć i zniszczenie.
Nałożyłem na twarz maskę przeciwgazową z przyciemnianymi okularami. Włączyłem oślepiający
płomień termicznego lancetu i zacząłem wycinać okrąg w dnie ciężarówki. Nie zapominałem jednak
o nasłuchiwaniu, co się dzieje wokół, i uśmiechnąłem się na dzwięk oddalającego się coraz bardziej
silnika naszej fałszywej ciężarówki.
W przestrzeni, o tysiące mil nad naszymi głowami, nigdy nie zasypiające oko obserwacyjnego
satelity rejestrowało przecież zachodzące na dole wydarzenia. Widziało więc uzbrojoną ciężarówkę
zjeżdżającą ze wzgórza pomiędzy drzewa. Teraz też ją zobaczy, spokojnie spomiędzy drzew
wyjeżdżającą i jadącą wprost ku najbliższemu bankowi. Do którego, niestety, nigdy nie dotrze.
Odskoczyłem, ponieważ płonący metalowy dysk opadł na ziemię. Aby mieć stuprocentową
pewność, że nikt nie będzie mi przeszkadzał, wrzuciłem do ciężarówki jeszcze kilka ładunków z
gazem usypiającym. Zdjąłem maskę z przyciemnianymi okularami i wetknąłem tylko do nosa
przeciwgazowe filtry, a potem wspiąłem się do środka wozu. Odwróciłem się błyskawicznie, słysząc
dziwny dzwięk... W blasku latarki dostrzegłem chrapiącego policjanta. Spał, ale poza tym był w
nienaruszonym stanie, podobnie jak dwaj pozostali. Użyłem diamentu, by wyciąć zamek z tylnych
drzwi i otworzyłem je kopniakiem na oścież. Do środka wpadło świeże powietrze i miłe odgłosy
ptasiego śpiewu. Wyciągnąwszy z trudem pierwszą z wypełnionych pieniędzmi skrzyń, zrzuciłem ją
na ziemię. To była najtrudniejsza część zadania i została wykonana pomyślnie... Tylko czy aby Igor
nie zawalił swojej, znacznie prostszej, roli? Miał tylko pojechać fałszywą ciężarówką poprzez
wzgórza do najbliższej wioski. Ale nie do banku; nie, nie. Miał skręcić na miejsce wyładunku
towarów przy najbliższym hipermarkecie, gdzie o tej porze było pusto. Zrób to, Igorze. Zaparkuj!
Otwórz drzwi. Włącz aktywator. Nie biegnij! Masz aż dwadzieścia sekund, to więcej czasu, niż
potrzeba na stworzenie wszechświata. Przejdz na drugą stronę hipermarketu, do samochodu, w
którym czeka Kaizi...
Oczami duszy widziałem ten piękny wybuch, którego blask przyćmił słońce. Aluminium i żelazo
plus wysoka temperatura. Sięgająca antyku recepta na najgorętszy z ogni. Płomień, który pochłaniał
wszystko, co spotkał na drodze, i topił metale, których nie mógł spopielić. Ogień, który pożre całą
fałszywą ciężarówkę, pozostawiając tylko trochę białego pyłu. Niech go potem analizują, jeśli chcą.
Po takim wybuchu i pożarze nie było możliwości zidentyfikowania czegokolwiek.
Wyrzucałem z auta ostatnią skrzynię, kiedy usłyszałem samochód hamujący energicznie. Ktoś
obcy? Nie, to musiał być Kaizi. Trzasnęły drzwi i usłyszałem zbliżające się ciężkie kroki. Silnik
przestał grać.
- Zacznij to wnosić do naszej ciężarówki - powiedziałem do Igora. - To ostatni etap napadu
wszech czasów.
Rozdział 16
A zatem, stało się. Szczęśliwy koniec. Ale czy na pewno? Czy nie zrobiłem żadnego błędu? Czy
przewidziałem wszystko? Czy opracowałem każdy szczegół? Uzbrojona ciężarówka została
wprowadzona w błąd przez hologramy i zjechała z drogi. Tak. Zahamowała elegancko w miejscu
otoczonym ekranami tak, jak zaplanowałem. Ostatni ekran spadł w momencie, gdy jeszcze hamowała
- nie mieli więc czasu, by wezwać pomoc przez radio, nawet gdyby zdążyli o tym pomyśleć. Kiedy
ciężarówka się zatrzymała, oberwała ładunkiem magnetycznym, który wykasował całą elektrykę.
Potem rakiety z gazem usypiającym. Załoga została obezwładniona, ale nikt nie był nawet ranny, co
do tego upewniłem się osobiście. Kiedy to wszystko się działo, fałszywa ciężarówka już pędziła po
drodze. Jej obraz mógł być spokojnie rejestrowany przez kamery z satelity. Dojechała następnie
przed odległy dom towarowy i tam spektakularnie spłonęła. Igor zdołał dotrzeć bezpiecznie do
samochodu Kaiziego, bo inaczej byłby kupką popiołu, zamiast wraz ze mną wrzucać na nasz wóz
skrzynki z pieniędzmi.
Co teraz robiły służby bezpieczeństwa? Miałem nadzieję, że krążyły wokół miejsca wypadku.
Miałem nadzieję, że służby przeciwpożarowe usiłują zgasić płonący wrak. Wkrótce policja będzie
starała się badać tę masą stopionego metalu. Miejmy nadzieję, że jacyś naoczni świadkowie
zidentyfikują płonące resztki jako byłą opancerzoną ciężarówkę. Potem zamieszanie, telefony. Tak,
transport pieniędzy opuścił ostatni bank. Nie, nie dotarł do następnego banku. I następne telefony.
Zdjęcia satelitarne posłane do analiz. Coraz wyższe władze włączają się w dochodzenie. I coraz
więcej tym samym marnuje się czasu.
Cała rzecz poszła dokładnie tak, jak zaplanowałem. Igor właśnie kończył ładować ostatnie
skrzynie. Czas było wracać.
Wracać! W mojej głowie zaświeciły jasno kolejne punkty planu. Sięgnąłem do woreczków
wiszących u mojego pasa.
Dwie rzeczy. Po pierwsze, wspiąłem się ponownie do opancerzonej ciężarówki i pozostawiłem
kapsułkę czasową pod językiem każdego ze strażników. Miała rozpuścić się za cztery godziny i
uwolnić ze swego wnętrza antidotum na gaz usypiający. Nie chciałem mieć kogoś na sumieniu. Kiedy
ochraniarze się obudzą, to - jeżeli do tego czasu jeszcze nie zostaną znalezieni - podniosą alarm. Ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]