[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mioty wystawały z gęstego tumanu niczym czubki głów płynących krytą żabką ludzi.
Słychać było tupoczące w zagrodzie kozy. Dlaczego u diabła nie powiedziałem Jeanowi,
żeby wziął dla mnie trochę zupy? Królestwo za łyk gorącej polewki!
93
Zakasał poły peleryny i zaczął wdrapywać się na stromiznę. Pomysł był beznadziej-
ny, ale nie należało z niego rezygnować.
Wyszedł na płaskowyż dość daleko od miejsca, w którym spędził ubiegły dzień, ale
niemal natychmiast odnalazł wzrokiem drzewo z ułamanym wierzchołkiem.
Białka siedziała pod nim zwinięta w kłębek. Było jej zimno. Widocznie spała i usły-
szała kroki Andrewa, gdy był już o parę metrów od niej.
Rozłożyła szeroko długie, smagłe ręce i rzuciła się w jego stronę.
 Zabiłeś czarną wiedzmę!  głos jej dzwięczał z zachwytu i przerażenia.  A ja
myślałam, że one cię zabiły!
Skoczyła z rozbiegu w szeroko otwarte objęcia Andrewa, owinęła go rękami i noga-
mi jak małpa. Była mokra od rosy i gorąca. Patrzyła mu z bliska w oczy i powtarzała jak
we śnie:
 Ja i tak na ciebie czekałam. Uciekłam od nich i czekałam. Czekałabym na ciebie do
końca. Dopóki bym nie umarła. Wierzysz?
 Wierzę, Białko, wierzę! Dlatego tu przyszedłem. Oktin Hasz powiedział, że ucie-
kłaś od niego, więc od razu tu przyszedłem.
 Po co mówiłeś z Oktinem Haszem? Nie wolno mu wierzyć.
 Wiem, ale nic nam nie zrobi. Nawet dał nam konie.
 Heeh!  wykrzyknęła Białka.  Potrzebuje żelaza? Zabił starych ludzi, zabił two-
ich ludzi, zabił moich braci, a żelaza mu brakuje. Dobrze mówię?
Białka ześlizgnęła się na ziemię i stała ciasno przytulona do Andrewa. Tak zmarznię-
ty wędrowiec tuli się do gorącego pieca. Głowę miała odrzuconą do tyłu i w jej oczach
odbijało się błękitne, poranne niebo.
 Jean z końmi czeka na nas przy zagrodzie.
 No to idzmy szybciej, bo Oktin Hasz może się rozmyślić. Powie sobie: niech lepiej
oni będą u mnie, to wymienię ich na żelazo... Zgodziłeś się dać im żelazo?
 Zgodziłbym się na wszystko, byle się tylko od niego wydostać.
 Słusznie!  ucieszyła się Białka.  Będziesz dawał żelazo mojej hordzie i wybije-
my wszystkich wojowników Oktina Hasza!
Zaczęli schodzić po piarżysku i mokrej trawie. Potem Białka zatrzymała się, kazała
Andrewowi poczekać, pomknęła z powrotem i wróciła ze skórzaną torbą, z której wy-
jęła kawałek suszonego mięsa.
 Ukradłam im  powiedziała.  Myślałam, że jeśli Andrew żyje, to jest głodny.
 Zacna myśl  zgodził się Andrew, wgryzając się w żylasty ochłap. Nigdy w życiu
nie jadł tak smacznego mięsa. Białka szła obok i nie odrywała od niego rozradowanego
wzroku. Cieszyła się ze swojej przezorności.
 Jedz  powtarzała. Musisz jeść, bo jesteś wielkim mężczyzną. A ja już zjadłam,
kiedy czekałam na ciebie. Myślałam, że jak jesteś martwy, to potem dojem, a jeśli żyjesz,
94
to musisz być głodny. A jak zabiłeś wiedzmę? Strasznie było? Byłeś u nich w namiocie?
 Aha.
 A inne wiedzmy? Będą się mścić?
 Nie, wszystkie z Jeanem zabiliśmy.
 Mój mężczyzna jest najsilniejszy na stepie  oświadczyła z dumą Białka.
Mgła opadła i zobaczyli z daleka, że Jean czeka na nich przy zagrodzie. W pobliżu
stały trzy konie. Kilku pasterzy stało opodal, zerkając nieśmiało na czarną pelerynę
wiedzmy, którą miał na sobie Jean.
Nikt ich nie ścigał, tylko u wylotu kotliny dopędził ich goniec Oktina Hasza i dał im
włócznie  wódz pragnął najwidoczniej, aby nic im się po drodze nie stało.
* * *
Wydostali się na step drogą, którą jechał przedtem Oktin Hasz. Zcieżka była szero-
ka, pokryta zwilgotniałym od rosy kurzem. Jean ciągle się oglądał. Wydawało mu się,
że lada moment usłyszy za sobą tętent pogoni. Białka, której dostała się pod wierzch
żwawa kobyłka, zachowywała się jak rozbrykany dzieciak. Myszkowała na boki, znika-
ła w wysokiej trawie, aby za moment wyskoczyć stamtąd z wojowniczym okrzykiem...
Smagła ręka z włócznią przygotowaną do ciosu, oczy błyszczą tak, że trudno w nie pa-
trzeć.
 Ratuj się!  krzyczy Białka do Andrewa.  Jestem potwór z głębin ziemi, roze-
rwę cię na strzępy swoimi zębiskami!
Słońce grzało miękko i łagodnie.
 Mój Boże  powiedział Jean, kiedy Białka znów popędziła do przodu  czy takie
rzeczy się zdarzają? Powinienem teraz rozpaczać z powodu utraty przyjaciół, martwić
się o najbliższą przyszłość, niepokoić, czy uda się nam wrócić do ludzi. A tymczasem je-
stem najzwyczajniej w świecie szczęśliwy.
 Hę! Patrzcie!  krzyknęła Białka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl