[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pospiesznie tyłem weszła między kolumny.
Rozległ się potę\ny grzmot. Przestrzeń między kolumnami poczerniała. Kiedy wszyscy
oprzytomnieli, Gwendolina zniknęła. Za łukiem bramy znowu widać było tylko łąkę. Nawet
spiczaste pantofelki zniknęły.
- Co ta smarkata zrobiła? - zapytała stara dama w mitenkach, głęboko wstrząśnięta.
- Zatrzasnęła się w tamtym świecie - wyjaśnił Chrestomanci, jeszcze bardziej wstrząśnięty. -
Tak? - zwrócił się do Kota.
Kot tępo kiwnął głową. Pomyślał, \e dobrze się stało. Nigdy więcej nie chciał ju\ widzieć
Gwendoliny.
- I patrzcie, co z tego wysz ło - powiedział pan Saunders, wskazując na zbocze.
Janet, potykając się, schodziła po stoku zapłakana. Minęła Mil-lie, która ostro\nie oddała
Skrzypka Julii i objęła dziewczynkę. Janet zaszlochała głośno. Bernard poklepał ją po plecach, stara
dama w mitenkach współczująco cmokała.
Kot stał samotnie obok ruin, a smok spoglądał na niego pytająco z trawy. Janet była
szczęśliwa we własnym świecie. Tutaj wcią\ tęskniła za ojcem i matką. Teraz pewnie utknęła w
tym świecie na dobre, i to przez Kota. A Chrestomanci nazwał Gwendolinę samolubną!
- Nie, to nie tak, nie całkiem - odezwała się Janet otoczona przez Rodzinę. Chciała usiąść na
zwalonym bloku kamienia, ale szybko się poderwała, przypomniawszy sobie, do czego miał słu\yć.
Kot wpadł na bardzo rycerski pomysł. Posłał po błękitne aksamitne krzesło z pokoju
106
Gwendoliny. Postawił je na trawie obok Janet, która zaśmiała się przez łzy.
- Jesteś bardzo uprzejmy - powiedziała i chciała usiąść.
- Nale\ę do zamku Chrestomanciego! - zawołało krzesło. -Nale\ę do zamku...
Panna Bessemer spojrzała na nie surowo i zamilkło. Janet usiadła. Krzesło trochę się
chybotało, bo trawa była nierówna.
- Gdzie jest Kot? - zapytała niespokojnie.
- Tutaj - odpowiedział Kot. - Sprowadziłem ci krzesło. Pomyślał, \e to miło, \e Janet tak się
ucieszyła na jego widok.
- Czas na obiad - zwróciła się Millie do panny Bessemer. -Pewnie ju\ dochodzi druga.
Panna Bessemer wykonała majestatyczny półobrót w stronę kamerdynera. Kamerdyner
kiwnął głową. Lokaj i ogrodnicy zbli\yli się chwiejnie, dzwigając wielkie kosze, takie jak na
pranie, ale po otwarciu okazały się pełne kurczaków, szynek, pasztetów, galaretek, owoców i wina.
- Och, wspaniale! - zawo łał Roger.
Wszyscy usiedli kołem i zabrali się do jedzenia. Większość siedziała na trawie, a Kot postarał
się usiąść jak najdalej od Willa Sugginsa. Millie usiadła na kamiennym bloku. Chrestomanci
ochlapał sobie twarz wodą ze zródełka - co go cudownie odświe\yło - i usiadł pod jabłonią,
opierając się plecami o kamień. Stara dama w mitenkach wyciągnęła znikąd stołeczek, bardzo
wygodny, jak twierdziła, a Bernard z namysłem potrząsnął resztkami sznura, które Kot zostawił
obok kamienia. Sznur stał się hamakiem. Bernard rozwiesił go pomiędzy dwiema kolumnami i
poło\ył się w nim z ostentacyjnym zadowoleniem, chocia\ utrzymanie równowagi podczas jedzenia
sprawiało mu mnóstwo trudności. Skrzypek dostał skrzydełko kurczaka i zaniósł je na jabłonkę,
\eby zjeść z dała od smoka. Smok był zazdrosny o Skrzypka. Na zmianę mściwie dmuchał dymem
na jabłonkę i tulił się mocno do Kota, \ebrząc o kurczaka i pasztet.
- Ostrzegam cię, to najbardziej zepsuty smok na świecie - powiedział pan Saunders.
- Jestem jedynym smokiem na świecie - poprawił go smok, zadowolony z siebie.
Janet wcią\ miała łzy w oczach.
- Moja droga, rozumiemy - pocieszała ją Millie - naprawdę bardzo nam przykro.
- Mogę cię odesłać z powrotem - powiedział Chrestomanci. -To nie takie łatwe, skoro świat
Gwendoliny wypadł z serii, ale nie myśl, \e to niemo\liwe.
- Nie, nie, ju\ w porządku. - Janet stłumiła szloch. - Przynajmniej będzie w porządku, kiedy
się przyzwyczaję. Miałam nadzieję, \e tutaj wrócę... ale to trochę bolesne. Widzicie...
Oczy zaszły jej łzami, usta zadr\ały. W powietrzu pojawiła się chusteczka! wcisnęła się do jej
ręki. Kot nie widział, kto to zrobił, ale \ałował, \e sam o tym nie pomyślał.
- Dzięki - chlipnęła Janet. - Widzicie, mama i tato nie zauwa\yli \adnej ró\nicy. - Wściekle
wytarła nos. - Wróciłam do mojej sypialni i ta druga dziewczyna... naprawdę nazywa się Romillia...
pisała pamiętnik. Zawołali ją w połowie zdania i zostawiła pamiętnik na wierzchu, więc go
przeczytałam. Wszystko o tym, jak się bała, \e moi rodzice zauwa\ą, \e nie jest mną, i jak się
cieszyła, \e udało jej się ich nabrać. Strasznie się bała odesłania z powrotem. We własnym świecie
miała okropne \ycie jako sierota i nie chciała wracać. Napisała takie rzeczy, \e zrobiło mi się jej
\al. W dodatku sama się prosiła o kłopoty, skoro trzymała takie osobiste zapiski w domu moich
rodziców. Napisałam jej o tym i ostrzegłam, \e skoro ju\ musi prowadzić pamiętnik, niech go
schowa w którejś mojej kryjówce. A potem... potem usiadłam i czekałam z nadzieją, \e wrócę.
- Cieszę się, \e wróciłaś - powiedział Kot.
- Witamy cię serdecznie, moja droga - dodała Millie.
- Naprawdę chciałaś' wrócić? - zapytał Chrestomanci, spoglądając badawczo na Janet sponad
nogi kurczaka, którą ogryzał.
Janet zdecydowanie kiwnęła głową, chocia\ twarz miała zakrytą przez chusteczkę.
- Właśnie o ciebie najbardziej się martwiłem - oznajmił Chrestomanci. - Niestety, nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl