[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapomniałaś
poinformować mnie
o zmianie planów... kochanie - odpowiedział.
- Musimy już iść. - Margo przerwała dalszą dysku­
sję. - Dziękuję, pani Cole. Mam nadzieję, że następ­
nym razem spędzimy ze sobą nieco więcej czasu.
Regan, panno Dean... - Z godnością skinęła głową na
pożegnanie. Spojrzała na Denny'ego i ruszyła w stronę
wyjścia.
- Zobaczymy się jutro - rzucił pośpiesznie Denny,
- Cześć, mamo. Na razie. Dzięki za kawę.
- Przyjeżdżaj, kiedy tylko zechcesz, synu - mruk-
BRYLANCIK
97
nęła Abbie, choć myślami błądziła zupełnie gdzie
indziej. Denny zniknął za drzwiami. Wzrok pani Cole
spoczął na barczystej sylwetce Regana.
- Co tu się dzieje?
Mężczyzna zrobił niewinną minę.
- Niby skąd mam wiedzieć?
- Na pewno wiesz wszystko - oświadczyła stanow­
czo Abbie. - Znasz powód zdenerwowania Denny'ego.
Nie próbuj się wykręcać. Czy to ma związek z tobą
i z Kenną? Czy Denny ma zamiar poślubić pannę de la
Vera?
- Nie, nie mam pojęcia, tak, prawdopodobnie,
wiem nie więcej niż ty - rzucił jednym tchem Regan, po
czym ujął Kennę pod ramię. - To chyba była wyczer­
pująca odpowiedź. Teraz spróbuj poukładać wszystkie
wątki w logiczną całość. Musimy już wracać. Kawa
była wyśmienita. Ciao.
Kenna zdążyła jedynie zawołać „do widzenia", nim
znaleźli się za drzwiami. Regan szybkim krokiem
ruszył w stronę samochodu.
- Co ci się stało? - spytała dziewczyna, uwalniając
się z uścisku i pocierając obolałe ramię.
- Przepraszam, kochanie, ale gdybyśmy zostali
choć chwilę dłużej, wpadlibyśmy w sidła inkwizycji.
- Włączył zapłon.
- Chyba zdążyłaś już na tyle
poznać Abbie, żeby wiedzieć, czym grozi taka roz­
mowa.
- Prawda... zanim poznała twego ojca, była dzien­
nikarką. Wyczuwa sensację na odległość.
Samochód ruszył. Regan, podobnie jak jego ojciec,
kilkakrotnie nacisnął klakson.
BRYLANCIK
- Co Denny szeptał ci do ucha? - spytał.
- Wspominałeś, że nie lubisz uwodzić dziewic.
- Cholera - warknął. - Zapomniałem.
- Będę ci o tym przypominać, żebyś pohamował
98
- Zaprosił mnie na lunch... i rozmowę. Na twój
temat. - Uśmiechnęła się przekornie. -Jest przekona­
ny, że chcesz mnie sprowadzić na złą drogę.
- Dobry pomysł. - Spojrzał z nadzieją w jej oczy.
- U mnie, czy u ciebie?
swoje zapędy - obiecała.
Mężczyzna roześmiał się cicho i sięgnął po papiero­
sa.
- Dokąd jedziemy?
- Powłóczmy się chwilę po okolicy.
- Znakomicie. - Wyciągnął dłoń w stronę radia.
- Wolisz muzykę klasyczną, rockową czy jakąś słodką
melodyjkę?
- Rockową - odpowiedziała bez wahania.
Otworzył skrytkę i włożył kasetę do magneto­
fonu. Roześmiał się na widok zdumionej miny Ken­
ny.
- Mam dopiero trzydzieści pięć lat - mruknął.
Zamrugała oczami. Nagle z całą jasnością uświado­
miła sobie, że Regan Cole nie jest zgrzybiałym wetera­
nem sal sądowych. W niczym nie przypominał starca.
Był dojrzałym, silnym, pełnym uroku mężczyzną.
- Jesteś o dziesięć lat starszy ode mnie... -szepnęła.
- I od Denny'ego - dodał. - Chociaż on wygląda
najwyżej na dwadzieścia dwa.
- Dlaczego zostałeś prawnikiem? - spytała z zacie­
kawieniem.
BRYLANCIK
99
- Nie wiem - odparł. - W naszej bibliotece zawsze
było sporo książek o przygodach Perry'ego Masona.
Lubię skrupulatność, dedukcję i szukanie dowodów...
- Wzruszył ramionami. - Lubię stawiać czoło roz­
maitym wyzwaniom.
- Z tego powodu zająłeś się zwalczaniem prze­
stępstw kryminalnych? - nie ustępowała Kenna.
- To najtrudniejsze sprawy - odpowiedział bez
wahania. - Często w grę wchodzi ludzkie życie lub
śmierć...
- Uhm... -mruknęła z namysłem, przypominając
sobie kilka listów, pism i dokumentów, które przygo­
towywała na jego życzenie.
Regan zerknął w jej stronę.
- Dlaczego podjęłaś pracę jako sekretarka w biurze
prawniczym?
- Szukałam zajęcia, a byłam już zmęczona posa­
dą w banku - odpowiedziała z uśmiechem. - Mia­
łam dość zajmowania się jedynie pieniędzmi. Nie­
wielkie biuro Denny'ego dawało mi pewną niezależ­
ność...
- Dopóki nie pojawił się wspólnik - padła złośliwa
uwaga.
- Byłeś dla mnie okrutny! - zawołała. - Nie mam
pojęcia, jak udało mi się przeżyć kilka ostatnich
miesięcy. Kilka razy w tygodniu miałam ochotę wypi­
sać na twoim biurku podanie o zwolnienie z pracy,
używając do tego czerwonej szminki.
- W głębi serca miałem nadzieję, że odejdziesz
- powiedział spokojnie. - Działałaś mi na nerwy.
Ubierałaś się niczym uczennica, wyglądałaś jak żaba...
BRYLANCIK
- Denny twierdzi, że w Nowym Jorku miałeś
wystrzałową sekretarkę. - Spojrzała w okno.
- To prawda. Ale nawet gdyby stanęła nago po­
środku korytarza, przeszedłbym obok i zniknął w ga­
binecie. - Zgasił papierosa. - Od śmierci Jessiki
bardziej interesowałem się pracą niż kobietami.
Kenna popatrzyła na niego uważnie. Starała się
uporządkować posiadane informacje w logiczną całość.
- Masz ponętne młode ciało... - ciągnął Regan
- i zdawałem sobie sprawę, że nie użyczasz go każ­
demu, kto o to poprosi. Drażnił mnie twój wygląd, lecz
ciekawiła osobowość.
- Pozory mylą... - odpowiedziała. - Początkowo
moja ocena wypadała na twoją niekorzyść, choć nie
byłam zaskoczona tym, co potem odkryłam...
- To znaczy?
- Z dzieciństwa pamiętam aktora występującego
w telewizyjnych westernach. Był brzydki jak noc, lecz
kobiety lgnęły do niego jak muchy do miodu. - Roze­
śmiała się nagle. - Oczywiście, miał mniejsze stopy.
- To moje przekleństwo - mruknął Regan. - Gdy
byłem mały, wciąż się o nie potykałem.
- Teraz robią to inni. Ostatnio jeden z klientów
wpadł na stojącą w gabinecie palmę, zahaczywszy
nogą o wystającą spod biurka stopę mecenasa Cole'a. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl