[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Te rogi nie zapewniają chyba jadłospisu dopasowanego do konkretnego
człowieka - dodał. - To pewnie dlatego mężczyzni dostają szminki, a
kobiety fajki. Masowa produkcja.
- Dwa cuda jednego dnia - mruknął Burton. - O ile są to cuda. Wolałbym
racjonalne wytłumaczenie i mam zamiar je znalezć. Nie sądzę, żeby teraz
ktoś mógł mi wytłumaczyć, jak nas wskrzeszono. Ale może wy, z dwudziestego
wieku, macie jakąś rozsądną teorię na temat pozornie magicznego pojawienia
się tych przedmiotów w pustych uprzednio pojemnikach?
- Jeżeli porównasz zewnętrzne i wewnętrzne wymiary cylindra -
powiedział Monat - zauważysz, że różnią się o mniej więcej pięć
centymetrów. To fałszywe dno musi ukrywać obwody molekularne, zdolne do
zamiany energii w materię. Energia dopływa najwyrazniej podczas
wyładowania w skale. W tych e - m konwertorach są pewnie także molekularne
szablony...? wzorce...? które formują materię w pożądane kombinacje
pierwiastków i związków. Tak przypuszczam, gdyż na mojej planecie mamy
podobne przetworniki. Jednak z pewnością nie tak zminiaturyzowane.
- Podobnie na Ziemi - dodał Frigatę. - Już przed 2002 robili żelazo z
czystej energii, ale proces był bardzo skomplikowany i kosztowny, a efekty
niemal mikroskopijne.
- No dobra - stwierdził Burton. - Spekulacje nić nas nie kosztują. Na
razie...
Umilkł, wspominając sen, który miał przed przebudzeniem.
- Pluć - powiedział Bóg. - Jesteś winien za cialo..
Co to znaczyło? Na Ziemi, w Trieście w 1890 roku umierał w ramionach
żony i prosił... o co? O chloroform? O coś. Nie pamiętał. Potem ciemność.
Zbudzi się w tamtym koszmarnym miejscu i widział rzeczy, które nie działy
się na Ziemi ani, o ile mógł się zorientować, na tej planecie. A to
przeżycie nie było snem.
następny
Philip Jose Farmer Gdzie wasze ciała ...
. 8 .
Zjedli wszystko i z powrotem umieścili pojemniki w uchwytach rogów
obfitości. W pobliżu nie było wody, więc z ich umyciem musieli zaczekać do
rana. Co prawda, Frigate i Kazz zrobili kilka wiader z kawałków
olbrzymiego bambusa i Amerykanin zaproponował, że jeśli ktoś zechce mu
towarzyszyć, pójdzie do rzeki i napełni je wodą. Burton nie był pewien,
dlaczego Frigate zdecydował się na tę wyprawę, lecz domyślił się, kiedy
spojrzał na Alicję. Z pewnością miał nadzieję znalezć stosowne dla siebie
damskie towarzystwo. Najwyrazniej uznał, że Alicja woli Burtona. Inne
kobiety, Tucci, Malini, Capone i Fiorri wybrały już odpowiednio
Galleazziego, Bronticha, Rocco i Giuntę. Babich poszedł gdzieś, być może z
tego samego powodu, dla którego Frigate chciał iść po wodę.
Wybrali się z nim Monat i Kazz. Niebo wypełniło się nagle wielkimi
gwiazdami i jasnymi mgławicami. Zwiatło stłoczonych gwiazd, czasem tak
dużych, że zdawały się odłamkami ziemskiego księżyca, i blask mgławic
przytłaczały ich, sprawiały, że czuli się żałośnie mali i nieporadni.
Burton leżał na stosie liści i palił cygaro. Było doskonałe i za jego
czasów w Londynie kosztowałoby co najmniej szylinga. Nie czuł się już mały
i niegodny. Gwiazdy były martwą materią, a on żył. %7ładna z nich nie mogła
poznać cudownego smaku drogiego cygara. Ani rozkoszy dotyku ciepłego,
miękkiego kobiecego ciała.
Po drugiej stronie ogniska, częściowo lub całkowicie skryci wśród traw
i cieni, kryli się Triesteńczycy. Alkohol uwolnił ich od zahamowań; choć
poczucie swobody przynajmniej częściowo musiało brać się z radości
ponownego życia i młodości. Zmiali się, chichotali i całowali głośno.
Wreszcie, para za parą, ginęli w mroku. W każdym razie przestali
hałasować.
W migocącym świetle ognia Burton obserwował piękną, arystokratyczną
twarz Alicji, jej wspaniałe ciało z długimi nogami, a także śpiącą u jej
boku dziewczynkę. Nagle w całej pełni poczuł, że został wskrzeszony.
Absolutnie nie był tym starym człowiekiem, który przez ostatnie szesnaście
lat życia tak drogo płacił za gorączki i zarazy wyniszczające w tropikach
jego ciało. Znów był młody, zdrowy - i znów opętany przez starego i
potężnego demona.
Lecz przecież obiecał jej ochronę. Nie wolno mu było wykonać żadnego
ruchu, wypowiedzieć jednego słowa, które mogłaby zinterpretować jako próbę
uwiedzenia.
No cóż, nie była przecież jedyną kobietą na świecie. Prawdę mówiąc,
miał cały świat pełen kobiet, jeżeli nie do dyspozycji, to w każdym razie
osiągalnych dla jego starań. To znaczy miał, o ile każdy, kto zmarł na
Ziemi, znalazł się na tej planecie. Ona byłaby wtedy tylko jedną z
miliardów (może nawet trzydziestu sześciu miliardów, jeśli oceny Frigate'a
były poprawne). Naturalnie nie było żadnego dowodu, że tak jest istotnie.
Pech polegał na tym, że Alicja mogła równie dobrze być jedyną kobietą
na świecie - przynajmniej w tej chwili. Nie mógł przecież wstać i odejść,
by szukać innej, gdyż pozostawiłby ją i dziecko bez ochrony. Na pewno nie
czułaby się bezpiecznie w towarzystwie Monata i Kazza - i trudno się temu
dziwić. Byli tak paskudnie brzydcy. Nie mógł jej także powierzyć
Frigate'owi, nawet jeśli Amerykanin wróci tej nocy, w co wątpił. Zbyt mało
o nim wiedział.
Sytuacja była tak zabawna, że Burton roześmiał się głośno. Zdecydował,
że powinien wytrzymać jakoś tę noc i ta myśl rozśmieszyła go jeszcze
bardziej. Zmiał się tak, że Alicja spytała, czy dobrze się czuje.
- Lepiej niż możesz sobie wyobrazić - odpowiedział, odwracając się do
niej plecami. Sięgnął do swojego rogu obfitości i wyjął ostatni przedmiot,
mały płaski kawałek elastycznej substancji. Frigate, zanim odszedł
wspomniał, że ich nieznani dobroczyńcy muszą być Amerykanami. Inaczej nie
pomyśleliby o gumie do żucia.
- Ma dość dziwny, ale znakomity smak - stwierdził. - Próbowałaś już
swoją?
- Mam ochotę, ale wyglądałabym chyba jak krowa przeżuwająca swój
pokarm.
- Zapomnij o byciu damą. Czy sądzisz, że istoty dysponujące mocą
wskrzeszania mogą mieć wulgarne gusta?
- Naprawdę nie wiem - uśmiechnęła się Alicja i wsunęła gumę do ust.
Przez chwilę oboje żuli bez słowa, spoglądając na siebie przez płomienie.
Nie potrafiła patrzeć mu w oczy dłużej niż kilka sekund.
- Frigate wspominał, że cię zna - zaczął Burton. - Czy raczej, że wie
coś o tobie. Kim jesteś, jeżeli wybaczysz mi te trochę niestosowną
ciekawość?
- Nie ma tajemnic wśród umarłych - odparła. - Czy też wśród byłych
umarłych. Urodziła się jako Alicja Pleasance Liddell 25 kwietnia 1852 roku
(Burton miał wtedy trzydziestkę); Była w prostej linii potomkinią króla
Edwarda III i jego syna, Johna z Gaunt. Ojciec, dziekan Christ Church
College w Oxfordzie był współautorem słynnego słownika grecko -
angielskiego (Liddell i Scott! pomyślał Burton). Miała szczęśliwe
dzieciństwo, odebrała znakomite wykształcenie i poznała wielu słynnych
ludzi swych czasów: Gladstone'a, Matthewa Arnolda i księcia Walii, który
studiując w Oxfordzie znalazł się pod opieką jej ojca. Wyszła za mąż za
Reginalda Gervisa Hargreaves, którego bardzo kochała. Był to "wiejski
dżentelmen", lubił polować, grać w krykieta, hodować drzewa i czytać
francuską literaturę. Miała trzech synów; zostali oficerami, a dwóch
poległo w Wielkiej Wojnie, toczonej w latach 1914 - 1918 (po raz drugi
Burton usłyszał o Wielkiej Wojnie).
Mówiła bez przerwy, jakby alkohol rozwiązał jej język. Albo jak gdyby
chciała oddzielić się od Burtona barierą rozmowy.
Opowiadała o swojej burej kotce Dianie, którą kochała w dzieciństwie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]