[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Terapeutka pierwsza przerwała milczenie.
- A ty z nimi nie rozmawiasz?
- Może próbuję - bąknęła niepewnie Cynthia.
- I śnisz o tym, co dzieje się pózniej? - zapytała Kinzler.
Cynthia popadła w zadumę.
- Pewnie tak. Bo przecież... teraz ich nie słyszę. - Uśmiechnęła się szeroko. - Nie słyszałam ich też w
samochodzie, gdy tu jechaliśmy.
Gdzieś w głębi ducha głośno odetchnąłem z ulgą.
- Więc może odwiedzają mnie tylko w snach... podczas snu... Mimo to mam wrażenie, że są tuż obok, jakby
specjalnie chcieli rozmawiać ze mną.
- I co usiłują ci powiedzieć? - zapytała psychoterapeutka.
Cynthia zdjęła rękę z mojej dłoni i splotła palce na brzuchu.
- Nie wiem. To zależy... Czasami to tylko zwykła, niewiążąca rozmowa. O niczym szczególnym. Chociażby o
tym, co jedliśmy na obiad, co jest w telewizji... Nic ważnego. Ale kiedy indziej...
Miałem chyba taką minę, jakbym pragnął coś dodać, gdyż Kinzler przeszyła mnie piorunującym spojrzeniem.
Ale ja nie chciałem się wtrącać. Usta miałem pewnie otwarte z podziwu, jak gdybym nie mógł się doczekać,
co jeszcze powie moja żona.
Bo przecież po raz pierwszy dowiedziałem się, że słyszy głosy swoich najbliższych usiłujących nawiązać z
nią kontakt.
- Kiedy indziej wydaje mi się, że mnie zapraszają, bym do nich dołączyła.
- Dołączyła? - zdziwiła się terapeutka.
- %7łebym z nimi została, byśmy znów byli rodziną, jak dawniej.
- A co ty na to?
- Odpowiadam, że chętnie bym to zrobiła, ale nie mogę.
- Dlaczego? - spytałem mimowolnie.
Cynthia spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się smutno.
- Bo tam, gdzie oni teraz są, zapewne nie mogłabym zabrać ciebie i Grace.
- A gdybym tak zostawił na boku te wszystkie mniej ważne sprawy i od razu załatwił to, o co nam chodzi? -
zapytał. - Mógłbym wtedy wrócić do domu.
- Nie, wykluczone - odparła z naganą w głosie. Odczekała chwilę, pragnąc odzyskać spokój. - Wiem, jak
bardzo chciałbyś już wracać. Mnie także na tym bardzo zależy. Ale musimy najpierw usunąć z drogi tamte
przeszkody. Zdobądz się na cierpliwość. Zdarzało się, kiedy byłam młodsza, że i ja działałam porywczo,
nazbyt impulsywnie. Ale teraz wiem, że lepiej się nie spieszyć, jak się chce należycie coś załatwić.
Z drugiego końca linii dobiegło ją ciche westchnienie.
- Nie chciałbym tego sknocić - przyznał.
- Nie sknocisz. Tobie w każdej sytuacji zależy na tym, żebym była z ciebie zadowolona. Milo jest mieć w
rodzinie przynajmniej jednego takiego człowieka. - Prychnęła krótko. - Dobry z ciebie chłopak i kocham cię o
wiele bardziej, niż da się to wyrazić słowami.
- Tyle że już nie jestem małym chłopcem.
- Podobnie jak ja nie jestem już małą dziewczynką, ale zawsze będę wspominać te czasy, kiedy byłeś
młodszy.
- To jednak bardzo dziwne uczucie, gdy... robi się coś takiego.
- Wiem. I to właśnie usiłuję ci przekazać. Jeśli będziesz cierpliwy, gdy nadejdzie pora, gdy rozstawisz już
wszystkie dekoracje, przekonasz się, że to najbardziej naturalna rzecz na świecie.
- Mam nadzieję - bąknął nieprzekonany.
- Stałe musisz o tym pamiętać. To, co robisz, jest częścią większej całości, gigantycznego procesu, w którym
wszyscy uczestniczymy. Widziałeś ją już?
- Tak. I poczułem się strasznie dziwnie. Miałem wielką ochotę podejść do niej i powiedzieć: Cześć. Założę
się, że nie zgadniesz, kim jestem .
W następny weekend wybraliśmy się w odwiedziny do ciotki Cynthii, Tess Berman, która mieszkała w małym
i skromnym domku w pół drogi do Derby, kawałek w bok od gęsto zadrzewionej Derby Milford Road.
Mieliśmy do niej najwyżej dwadzieścia minut jazdy, a mimo to jakoś nie mogliśmy się zebrać, żeby
odwiedzać ją tak często, jak by wypadało. Dlatego też jezdziliśmy do Tess tylko na specjalne okazje, Zwięto
Dziękczynienia albo Gwiazdkę, czy tak jak tego właśnie weekendu, na jej urodziny.
Nie miałem nic przeciwko ciotce mojej żony. Kochałem ją niemal tak samo jak Cynthię, nie tylko za to, że
była uroczą staruszką - kiedy raz wyraziłem się tak przy niej, przeszyła mnie piorunującym wzrokiem, w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]