[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pod kuchennym zlewem i w szafce na miotły znalazł żółte plastykowe wiadra i wszedł z
powrotem na górę. Zauważył, że odczuwa typowe niepokoje ubogiego krewnego.
Zdecydowanie nie lubił tego domu, nigdy. Było mu trudno zachowywać się tu naturalnie,
jedząc chleb swego dobroczyńcy. Poza tym cały ten stłoczony komfort, pokoje zapełnione
obrazami rodzajowymi, bibelotami, stał na fundamencie nicości. Dzieło pana Croze a z ustami
jak pączek róży, widocznymi nozdrzami, uczesaniem a la Oscar Wilde, zaokrąglonym
brzuszkiem i wyperfumowanymi palcami, który, jak Elya kiedyś z goryczą powiedział, przysłał
mu najbardziej bezduszne i cyniczne rozliczenie finansowe, jakie kiedykolwiek widział. Elya
przyznawał, że dom został odpowiednio wyposażony, a on sam dobrze obsłużony, lecz nie
podobało mu się, że zawyża jego status pan Croze, który za sute honoraria urządzał
podmiejskie księstwa dla chłopców z biedoty, którym się powiodło! Tak czy owak jednak
powódz! Sammler nie mógł tego znieść. Poza tym był to typowy wyczyn Wallace a, jak
zatopienie limuzyny w zbiorniku retencyjnym w Croton, konna pielgrzymka do sowieckiej
Armenii, urządzenie kancelarii adwokackiej po to, żeby rozwiązywać w niej krzyżówki
protesty przeciw bezwartościowemu sukcesowi ojca. Nie było w tym nic nowego. Regularnie
już, od pokoleń, zamożne rodziny wydawały anarchistycznych synów tych chłopięcych
Bakuninów, geniuszów wolności, podpalaczy, burzycieli więzień, własności, pałaców. Bakunin
tak bardzo kochał ogień. Wallace pracował w wodzie, innym medium. I było bardzo dziwne
(Sammler z dwoma plastykowymi wiadrami, żółtymi i lekkimi jak liście lub pióra, miał dość
czasu na schodach podczas gdy woda się lała by dać upust ciekawości), że mówiąc tego
popołudnia o swym ojcu, Wallace powiedział, że jest przez tętniaka złapany jak ryba na haczyk
i wyrzucony w niewłaściwą część wszechświata, gdzie dusi się w powietrzu.
Przyniosłeś wiadra. Zobaczmy, czy uda nam się wstawić je pod rurę. To wiele nie
pomoże.
Może trochę. Możesz otworzyć okno i wylewać wodę do rynien.
Przez rurę odprowadzającą. Dobrze. Ale jak długo możemy czerpać wodę?
Aż przyjedzie straż pożarna.
Wezwałeś strażaków?
Oczywiście. Kazałem Margotte zadzwonić.
Złożą meldunek. Będą się na nim opierać agenci ubezpieczeniowi. Lepiej usunę stąd te
narzędzia. Widzisz, chcę, żeby to wyglądało na wypadek.
%7łe niby te rury po prostu się rozpadły? Same się otworzyły? To nonsens, Wallace, rury
pękają tylko w zimie.
Tak, chyba masz rację
Więc sądziłeś, że są pełne banknotów tysiącdolarowych? Och, Wallace!
Nie łajaj mnie, wujku. Gotówka jest gdzieś tutaj. Przysięgam, że jest. Znam ojca.
Należy do tych, którzy lubią ukrywać rzeczy. I na co mu teraz pieniądze? Nie mógłby sobie
pozwolić na ich zadeklarowanie, nawet gdyby...
Nawet gdyby przeżył?
Właśnie. A to wygląda tak, jakby się od nas odwracał. Jak pies na sianie.
Uważasz, że to odpowiednie określenie?
Byłoby nieodpowiednie u ciebie, ale kiedy ja go używam, nie ma to większego
znaczenia. Należę do innej generacji. Od samego początku nie posiadałem żadnej godności.
Zupełnie inny zestaw danych. Brak naturalnego poczucia szacunku. No cóż, rzeczywiście
porządnie rozpieprzyłem te rury.
Sammler zastanawiał się nad tym, jak bardzo podobni do siebie są Wallace i Shula ze
swoimi wybrykami. Człowiek musiał się zatrzymywać, odwracać i czekać na nich. Nie można
ich było pominąć. Sammler trzymał drugie wiadro pod tryskającą rurą. Wallace poszedł
opróżnić pierwsze przez dymnik i wrócił z brudnymi, mokrymi rękami i nagą piersią, którą
schludnie i symetrycznie porastały krótkie, czarne włoski, upodabniając ją do gorsu
duchownego. Ręce były długie, ramiona białe, kształtne nie wiedzieć po co. Uśmiechając się do
siebie z lekko wykrzywionymi ku dołowi ustami, Wallace ożywiał w Sammlerze, jak już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]