[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyzwyczajony do fizycznej pracy, moja droga zwróciła
się do mnie, z wyraznym niezadowoleniem kiwając głową.
Wyszłam, nie zaszczycając jej odpowiedzią. Bałam się
samej siebie, bo język aż mnie świerzbił.
Pół godziny pózniej siedzieliśmy pod jabłonią przy
drewnianym stole, który kupiliśmy razem z domkiem na
działce. Rozlewałam do szklanek znaleziony w lodówce
sok, kiedy teściowa mrużąc oczy, przyjrzała się moim
nadgarstkom.
A skąd ty masz takie brzydkie sińce? zainteresowała
się, przygryzając wargi.
Spanikowałam. Odstawiłam na bok dzbanek, chowając
ręce pod stół.
Musiałam się gdzieś uderzyć. Aż poczerwieniałam
pod pytającym spojrzeniem teścia.
W obie ręce? Wygląda to tak, jakby&
Niechże mama już da spokój! mruknął Igor,
wchodząc jej w słowo. Przecież Agnieszka mówi, że się
uderzyła!
Przyniosę ciastka. Z niekłamaną ulgą wstałam od
stołu.
Niestety, teściowa podreptała w ślad za mną,
najwyrazniej zamierzając wciągnąć mnie w jakąś babską
pogawędkę.
Myślicie w końcu o pierwszym dziecku? zapytała,
kiedy rozkładałam na talerzyk znalezione w kredensie
markizy z waniliową masą.
Nie ucięłam krótko.
Czy ty sobie zdajesz sprawę, że to już ostatni
dzwonek?!
Owszem. To już ostatni dzwonek, żeby oprzytomnieć
i uciekać, póki jeszcze mogę przeszło mi przez głowę.
Pierwsza ciąża w twoim wieku niesie już za sobą
spore ryzyko, o ile w ogóle zdołasz w nią zajść. Na co wy
czekacie, moi drodzy? nakręcała się teściowa, nie
spuszczając ze mnie wzroku.
Rozwodzę się z Igorem. Nie mogłam uwierzyć, że
odważyłam się to z siebie wyrzucić.
Teściowa wyglądała jak wyrzucona na brzeg ryba
z trudem łapała oddech, spazmatycznie chwytając
powietrze przez otwarte usta.
Co? wykrztusiła w końcu, osuwając się na krzesło.
Rozwodzę się z twoim synem powtórzyłam
i postawiłam przed nią talerzyk z waniliowymi markizami.
Niech się mama częstuje dodałam, wychodząc
z kuchni.
Po drodze chwyciłam swoją leżącą w przedpokoju,
zamszową torebkę i nie oglądając się za siebie, ruszyłam
przez wysoką trawę w stronę bramy. Przez chwilę miałam
ochotę pożegnać się z teściem, ale kaprys minął tak
szybko, jak się pojawił. Z pewnością będzie jeszcze
okazja, żeby powiedzieć mu parę dobrych słów na do
widzenia pocieszyłam się.
Czekałam na pobliskim przystanku, kiedy przy samej
wiacie z piskiem opon zatrzymała się beemka męża. Igor
wychylił się przez opuszczone okno od strony pasażera.
Był czerwony na twarzy, jak zawsze, kiedy gotowały się
w nim emocje, i wyjątkowo wściekły.
Oszalałaś?! Denerwować moją matkę w taki upał?!
I co ty w ogóle wygadujesz, jaki rozwód?! krzyknął.
Wsiadaj, pogadamy!
Odwróciłam głowę, z rosnącym poirytowaniem
wypatrując busa. Według rozkładu powinien jechać cztery
minuty wcześniej&
Agnieszka! Igor zjechał na pobocze, wysiadł
z samochodu i ruszył w moją stronę. Aga, przepraszam.
Może dzisiaj przesadziłem, ale&
Powiedziałam, że nie chcę go znać. Zaczął się na mnie
wydzierać. %7łe za dobrze mi z nim było, że o co mi w ogóle
chodzi& Podjechał bus. Igor wciąż na mnie wrzeszczał,
gestykulując z zapałem, którego nie powstydziłby się
nawet rodowity neapolitańczyk. Wsiadłam do autobusu,
chłostana spojrzeniami obcych oczu. Kupowałam bilet,
kiedy mąż wtargnął do pojazdu i złapał mnie za rękę.
Wracasz ze mną do domu! krzyknął, siłą usiłując
wywlec mnie z busa.
Co jest?! Coś, człowieku, ochujał?! warknął
siedzący z przodu wąsacz, gwałtownie wstając. Pan
zostawisz w spokoju tę panią, albo w ryja pan zerwiesz!
Proszę opuścić autobus wtrącił się starszy kierowca
przyglądający się naszej szarpaninie z coraz większą
złością.
Zdołałam wyrwać się Igorowi i potruchtać na tył.
Chciał ruszyć w ślad za mną, ale drogę zagrodził mu
wąsacz.
Wypierdalaj pan stąd, pókim jeszcze miły! złapał
mojego męża za koszulkę. Widzę, że jużeś pan dzisiaj po
mordzie zerwał dodał, przyglądając się rozkwaszonemu
nosowi mojego ślubnego.
Jeszcze z tobą nie skończyłem! wrzasnął w moją
stronę Igor, wysiadając.
Widziałeś pan buraka?! Myśli, że jak beemką jezdzi,
to może kobitę poniewierać! szczeknął wąsacz do
kierowcy, wracając na swoje miejsce.
Usiadłam z samego tyłu, usilnie starając się nie
rozryczeć. Dojeżdżaliśmy do miasta, kiedy przyszła mi do
głowy zaskakująca myśl. To nie Igor przestał mnie kochać.
To ja od dawna nie kochałam jego. Nie kochałam go, tylko
bałam się do tego przyznać chyba nawet sama przed sobą.
%7łebrałam o jego uwagę, uczucie i czas, ale robiłam to
tylko ze strachu. Bałam się samotności, biedy, reakcji
rodziny, utraty dotychczasowego życia. Bałam się, że
nikogo już nie spotkam, że nie poradzę sobie
z najprostszymi życiowymi sprawami, że się załamię,
rozpadnę na tysiąc maleńkich kawałków& Pomyślałam
o swoich byłych facetach. Zanim poznałam Igora, byłam
w dwóch poważnych związkach przez dwa lata
mieszkałam z Aukaszem i prawie trzy z Markiem. Aukasz
pracował w dużej korporacji, miał olbrzymie mieszkanie
w samym centrum i całkiem sporo kasy. Powtarzał, że przy
nim nigdy niczego mi nie zabraknie, a ja bardzo chciałam
mu wierzyć. Obsypywał mnie prezentami, rozpieszczał na
każdym kroku i& zdradzał. Odeszłam, kiedy
dowiedziałam się, że ma na boku półroczne dziecko z inną,
dwa miesiące pózniej poznałam Marka. Marek był
rozpuszczonym synalkiem bogatego tatusia, niebieskim
ptakiem bez większych zawodowych ambicji. Grywał
w rockowym zespole, z zapamiętaniem uprawiał sport
[ Pobierz całość w formacie PDF ]