[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niebezpieczeństwo.
Nolar próbowała odepchnąć od siebie te myśli. Na razie inne sprawy miały dla niej
większe znaczenie musiała znalezć sposób na uzdrowienie Elgaret. Starała się nie tracić
nadziei, choć przychodziło jej to z wielkim trudem. Co do poszukiwań, które według
przepowiedni Wiedzmy powinna prowadzić w Lormt, wiedziała na ten temat równie mało,
jak na początku. Musiała z tym poczekać, dopóki sama Elgaret nie będzie w stanie udzielić
jej dobrej rady.
Podczas gdy uczucie odprężenia ogarniało powoli jej zmęczone ciało, Nolar zdała
sobie sprawę, że atmosfera Lormt ma uspokajający wpływ. Panująca tu cisza miała kojące
właściwości, jak gdyby martwe kamienie emanowały wchłanianą przez wieki cierpliwą
życzliwością wielu pokoleń uczonych. Tuż przed zaśnięciem, dziewczyna zastanawiała się
jeszcze, dlaczego Derren patrzył na nią tak dziwnie, podczas ich wizyty u Morfewa. Była to
reakcja na wypowiedziane przez nią słowa... jakie? Aha, stwierdziła wówczas, że udało jej
się odebrać Posłanie Wiedzmy. Dlaczego miałoby to zaniepokoić tropiciela? Zachowywał
się podobnie jak wówczas na szlaku, kiedy po raz pierwszy zobaczył klejnot Elgaret:
uświadomił sobie wtedy, że jest ona Czarownicą. Pomyślała sennie, że w wolnej chwili
będzie musiała raz jeszcze zastanowić się nad zachowaniem Der-rena. Był dobry, uprzejmy,
a jednak dręczył go jakiś osobliwy niepokój.
Następnego dnia, wczesnym rankiem, Nolar zaniosła miskę kleiku przeznaczonego
dla Elgaret do ich wspólnej izby. Prowadzenie Czarownicy do jadalni byłoby dużo bardziej
kłopotliwe.
Zdecydowała, że idąc do pracowni Morfewa, aby wraz z nim badać stare pisma,
zabierze ze sobą Elgaret. Dzięki temu będzie mogła się nią opiekować, a stary uczony
zobaczy chorą Wiedzmę.
Długi budynek miał bardzo dużo nisz, gdzie można było siąść pośród zarzuconych
rolkami pergaminów półek, koszy i pulpitów, nie będąc przez nikogo niepokojonym.
Wkrótce w drzwiach izby ukazał się Derren; przed chwilą zaglądał do koni i stwierdził, że
zadbano o nie należycie. Z jego pomocą Nolar zaprowadziła Elgaret na miejsce i usadowiła
w wygodnym kąciku. Wydawało się, że Morfew nie poruszył się wcale od czasu, gdy
rozstali się zeszłej nocy. Derren posłał swej towarzyszce wymowne spojrzenie, ale wówczas
stary uczony wstał dość żwawo i ukłonił się grzecznie Wiedzmie, która toczyła wokół
szklanym spojrzeniem. Następnie oznajmił, że udało mu się trafić na kilka obiecujących
dzieł, od których mogliby rozpocząć poszukiwania. Wręczył Nolar i Derrenowi po kilka
pojedynczych zwojów.
Dziewczyna ostrożnie rozwinęła pierwszą rolkę pergaminu i zaczęła czytać. Po
krótkiej chwili kątem oka zauważyła, że Derren kręci się niespokojnie.
Masz kłopoty z odczytaniem archaicznego pisma? zapytała.
Derren wyraznie zakłopotany spuścił oczy i wbił wzrok w swój pulpit.
Ja nie... to znaczy... Nie umiem czytać, pani. Nigdy mnie nie uczono tej sztuki.
Słowa młodzieńca obudziły w pamięci Nolar wspomnienie bolesnego wyznania,
które niegdyś uczyniła w obecności Ostbora.
Aha powiedziała żywo wobec tego marnujemy twój czas zatrzymując cię
tutaj, mości Pograniczniku. Jak sądzisz, mistrzu? Czy Derren mógłby jakoś pomóc waszym
ludziom, pracującym na zewnątrz?
Morfew podniósł głowę znad swego zwoju.
Na zewnątrz? Oczywiście, może, jeśli tylko ma na to ochotę. Jestem pewien,
młody człowieku, że Wessell powie ci, gdzie pomoc jest najbardziej potrzebna. Nie ma
sensu, byś siedział tu z nami, jeśli uważasz, że będziesz bardziej użyteczny gdzie indziej.
Derrenowi najwyrazniej ulżyło.
Przyjdę pózniej z jedzeniem dla twojej ciotki obiecał Nolar, skwapliwie
przekazując jej swoją wiązkę zwojów.
Dziewczyna i stary uczony pracowali bez przerwy od rana do póznego popołudnia.
Większość starożytnych materiałów stanowiły legendy i dlatego Nolar nieraz miała
trudności z przebrnięciem przez teksty rojące się od wzmianek o bohaterach i potęgach
zupełnie jej nie znanych. Często doznawała zawodu, natrafiając na lukę w jakimś
opowiadaniu, a zdarzało się, że odczytanie tekstu ze zniszczonego pergaminu było wręcz
niemożliwe.
Choć stwierdziła, że Morfew rzeczywiście od czasu do czasu ucina sobie drzemkę,
jednak w pracy dorównywał wytrwałością Ostborowi. Zawsze chętnie badał każdą plamę
czy rozdarcie i oferował pomoc w interpretacji niejasnych fragmentów archaicznego tekstu.
Kolejne dni mijały im podobnie.
Derren z entuzjazmem pracował na zewnątrz, przyczyniając się do realizacji
kolejnych projektów. Dwa razy dziennie przynosił prowiant dla Elgaret i dwojga badaczy,
po czym wycofywał się tak cicho, że rzadko kiedy zauważano jego odejście.
Swego odkrycia Nolar dokonała wieczorem, czwartego dnia poszukiwań. Podnosząc
się, aby rozprostować kosći uderzyła kolanem o pękatą drewnianą skrzynkę, stojącą pod
biurkiem Morfewa. Nie zwróciłaby na to najmniejszej uwagi, gdyby nie dziwne mrowienie,
jakie odczuła w nodze.
Morfewie zapytała co jest w tej szkatułce? Stary uczony zajęty właśnie
skracaniem knota w migoczącym kaganku, odwrócił się.
W tej? Och, znaleziono ją w jednej z niedawno odkrytych piwnic. Duratan
przyniósł tę skrzynkę do mnie bo widzisz, w czasie upałów puchną mi nogi, uznał więc,
że przyda mi się jako oparcie dla stóp, gdy pracuję przy biurku.
Ale co jest w środku? nie ustępowała Nolar. Nigdy jeszcze ciekawość nie
dręczyła jej tak bardzo. Morfew zastanowił się mrużąc oczy.
Nie mam pojęcia. Zdaje mi się, że Duratan mówił coś o kluczu pasującym, być
może, do tej skrzynki. Pogmerawszy chwilę przy pasie, odpiął od niego pęk kluczy i
zaczął szukać. Ten, jak sądzę pozwól, że się przekonam tak, pasuje do zamka.
Powiedziałbym, że to dość stary zamek, a zawiasy są przeżarte rdzą i zesztywniałe. Całkiem
jak moje kolana... Z wysiłkiem otworzył wieko.
Nolar uklękła, płonąc chęcią zbadania zawartości skrzynki. W budynku
mieszczącym archiwa Lormt stale czuć było stęchliznę, ale w tej chwili Nolar rozróżniała
jeszcze inny, unoszący się w powietrzu zapach łatwą do rozpoznania woń bardzo starych
dokumentów. Ze szczególną troską wyjmowała leżące na wierzchu zwoje, zdając sobie
sprawę z ich kruchości. Pod kilkoma warstwami rolek pergaminu znalazła ozdobnie
rzezbione pudełka ze sproszkowanymi minerałami i suszonymi ziołami, które dawno już
zamieniły się w pył. Kurz unoszący się z wnętrza szkatułki sprawił, że miała ochotę
kichnąć, gdy nagle dotknąwszy ręką jakiegoś przedmiotu poczuła falę ciepła
przepływającą przez palce. Podobnego uczucia doznała przedtem, potrąciwszy skrzynkę.
Spojrzała na starego uczonego. Był na szczęście całkowicie zaabsorbowany studiowaniem
starożytnych zwojów, które mu przed chwilą wręczyła.
Czy powinna zwrócić uwagę Morfewa na to coś, cokolwiek by to było, czy może
ukryć znalezisko i zabrać ze sobą, aby następnie zbadać je na osobności?
Po krótkiej walce umocniła się w postanowieniu, aby w Lormt zawsze mówić
prawdę.
Morfewie powiedziała Morfewie!
Tak, tak, nie spałem. Znalazłaś coś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]