[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wolna?
- Pod warunkiem, że nic się nie wydarzy.
- To zrozumiałe. Mam teraz poradnię. - Popatrzył na zegarek. - A wy
przechodzicie na ginekologię, tak?
- Tak, i to szybko, żeby się nie spóznić - zauważył Sanjay.
Gdy położna i studenci opuścili gabinet, a Madison była gotowa ruszyć
do siebie, Theo chwycił ją za rękę.
41
S
R
- Obiecaj mi coś - poprosił.
- Co takiego?
- Jak cię zatrzyma jakiś nagły przypadek, od razu wyślij do mnie
esemesa, żebym miał pretekst.
- Po co?
- Bo chyba nie powinienem iść na lunch z Nitą. Jasne. Wiadomo, o co mu
chodzi.
- Jesteś konsultantem. Wystarczy, że jej powiesz, że nie wolno ci
umawiać się ze studentami.
- Mam się z nią spotkać, żeby jej powiedzieć, że nic z tego? - parsknął. -
Jak jakiś arogancki burak przekonany, że jest obiektem pożądania wszystkich
kobiet?
Wybuchnęła śmiechem.
- Theo! Wszystkie niezamężne kobiety w tym szpitalu marzą, żeby się z
tobą umówić. Masz pojęcie, ile dziewczyn przesłuchiwało mnie na twoją
okoliczność?
- Po co? - zdziwił się.
- %7łeby zebrać o tobie jak najwięcej informacji, a potem skutecznie cię
uwieść.
- O matko! Mam nadzieję, że im mówisz, że ja nie łączę pracy z
przyjemnościami.
- Miałam ochotę powiedzieć im, że jesteś gejem - odparła z udawaną
powagą.
- Myślisz, że by uwierzyły?!
- Theo, spójrz na fakty. Jesteś przystojny, i nie udawaj, że nic ci o tym nie
wiadomo, masz trzydzieści pięć lat i jesteś kawalerem. Można z tego wysnuć
dwa wnioski. Albo masz paskudny charakter, ale już wszyscy wiedzą, że tak
42
S
R
nie jest, albo nie gustujesz w kobietach. - Rozłożyła ręce. - Ale gdybym puściła
taką plotkę, byłabym z kolei rozrywana przez wszystkich gejów pracujących w
szpitalu, żądnych szczegółowych informacji na twój temat.
Podniósł wzrok do nieba.
- Ale przynajmniej nie chcieliby się ze mną żenić.
- To nie jest takie pewne. - Uśmiechnęła się łobuzersko. - W dzisiejszych
czasach można spisać stosowny kontrakt.
- Madison! - jęknął. - Na wszystko masz odpowiedz.
- Prawie wszystko.
- Stosowny kontrakt. - Pokręcił głową. - Jeszcze mi za to zapłacisz, matia
mou.
Na lunch nie poszli, bo oboje wezwano do dwóch różnych porodów, ale
wieczorem Theo do niej zadzwonił.
- Jesteś wolna w sobotę?
- Mam poranny dyżur.
- Ale potem masz czas?
Powiedz, że nie, podpowiadał jej rozsądek.
- Mam.
- Mówiłaś kiedyś, że jeszcze nie zaliczyłaś wszystkich atrakcji Londynu.
Pomyślałem, że moglibyśmy pójść do Muzeum Historii Naturalnej obejrzeć
dinozaury.
Z jednej strony nie powinna się z nim spotykać, bo z każdym dniem lubi
go coraz bardziej, a przecież nic z tego nie będzie. Z drugiej, umawiając się z
nim, powinna przekonać swoje serce, że najlepszym rozwiązaniem będzie
przyjazń.
- Dużo czasu nam to nie zajmie - zauważyła - ale chętnie tam pójdę.
Spotkajmy się o czwartej przed muzeum.
43
S
R
Już z daleka zobaczyła, że Theo siedzi na schodach i coś czyta. Zapewne
jakąś literaturę medyczną. Uśmiechnęła się do siebie. Ten to nie marnuje
czasu. Niewykluczone, że dzięki temu w tak młodym wieku został
konsultantem.
- Ciągle w pracy? - zażartowała, stając przed nim.
- Oczywiście. - Zwinął pismo i wsunął do kieszeni. - Udany dzień?
- Piękny. Urodziłam dwójkę dzieci.
- Ludzie na ciebie dziwnie patrzą - zauważył ze śmiechem. - Chyba
powinnaś to inaczej sformułować.
- Dzięki mnie urodziły się dwa śliczne dzieciaczki. Lepiej?
- Zdecydowanie. Chodzmy obejrzeć T. rexa. Wyszedłszy z sali z
dinozaurami, natknęli się na ekspozycję pająków.
- Theo, odpuśćmy sobie ten dział.
- Kardia mou, boisz się pająków?
- Oczywiście, a najbardziej tych wielkich, które na mnie spadają, jak
biorę prysznic.
- Nie wydaje ci się, że to one ciebie się boją?
- Mnie?! - Otrząsnęła się. - Nie. One na mnie polują.
- Rozumiem. Czuję, że pora coś zjeść. Ja gotuję.
- Wobec tego ja zadbam o deser. Po drodze do ciebie zajedzmy do
supermarketu.
- Maddie, przestań, jesteś moim gościem.
- Nie oczekuj, że ja cię czymś podejmę - wzięła się pod boki - więc albo
pozwól mi partycypować w formie deseru i wina, albo wspólnej kolacji nie
będzie. Wybieraj.
- Ale ty się rządzisz. Zgoda, niech będzie po twojemu.
44
S
R
Z winem i deserem pojechali do domu, gdzie Theo błyskawicznie
przygotował kotleciki jagnięce z masłem ziołowym z grilla, ziemniaki oraz
marchewkę i brokuły. Danie bardzo lekkie dla przeciwwagi dla jej wysoko-
kalorycznego śmietankowego deseru.
To dziwne, pomyślała, jak mało czasu, w odróżnieniu od Harry'ego,
potrzebował Theo, by ją poznać.
- Co zrobisz, jak wróci Doug? - zapytała. - Pojedziesz do Grecji czy
postarasz się o posadę konsultanta w Anglii?
- Jeszcze nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Ta panna cotta jest
wyśmienita.
Po raz kolejny sprowadził rozmowę na tory mniej osobiste. Zrobił to
bardzo uprzejmie, ale Madison zaczęła się obawiać, że nie uda się jej bardziej
do niego zbliżyć. Zarzekał się, że wcale nie cierpi z powodu rozpadu wcze-
śniejszego związku, więc skąd ten dystans i ten skrupulatny rozdział pracy od
życia prywatnego?
Telefon zadzwonił, gdy Theo parzył kawę.
- Posłucham tego przez głośnik.
- Kalispera, Theo - rozległo się po chwili, po czym wylał się potok greki.
- Pozwolisz, że odbiorę.
- Nie ma sprawy. Pooglądam twoje książki.
Nawet nie próbowała podsłuchiwać. Udało się jej wyłowić jedno słowo
 ohi", czyli  nie", które zapamiętała z rozmówek dla turystów.
- Ne. S'agapo - powiedział. - Kocham cię. - Odłożył słuchawkę.
Ciekawe, czy powie jej, z kim rozmawiał.
To nie jej sprawa. Głos na pewno należał do kobiety, ale mogła to być
jedna z jego sióstr, matka albo ciotka. A ponieważ ona i Theo są tylko
przyjaciółmi, nie powinna być zazdrosna. Mimo to zazdrość ją zżerała. Absurd.
45
S
R
Theo opadł obok niej na kanapę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl