[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Skończyła się sielanka, pomyślała smutno. Był taki obojętny. Jak ma mu powiedzieć, że
zostanie ojcem? Temu człowiekowi na niczym nie zależy. A ona się oszukuje, że to
wszystko da się zmienić.
Hol hotelu wyglądał pięknie. Na środku stała wielka choinka i wszędzie porozwieszano
dekoracje świąteczne.
Zwięta z gwiazdą
249
Sara uśmiechnęła się szeroko, widząc, jak pięknie wygląda bożonarodzeniowe drzewko. Z
całego serca chciała spędzić te święta z Codeem. Marzyła o kolacji we dwoje, a za rok we
troje.
Teraz już wiedziała, że to niemożliwe.
Od razu poszła wziąć długą, gorącą kąpiel. Starała się ignorować dzwoniący telefon, choć
wiedziała, że i tak musi oddzwonić do Roberta. Gdy to wreszcie zrobiła, usłyszała cały
wykład na temat swojej beztroski i nieodpowiedzialności.
- Czy ty wiesz, w jakiej mnie postawiłaś sytuacji? Uciekasz z tym facetem, a ja tutaj zostaję i
muszę odpowiadać na głupie pytania dziennikarzy! - krzyczał do słuchawki.
- Zadzwoniłam do ciebie tak szybko, jak tylko to było możliwe. Chciałam po prostu
odpocząć i uciec na chwilę przed...
- Przede mną, tak?
- Nie, nie to miałam na myśli. Robercie, proszę, nie bierz wszystkiego do siebie.
- Jak mam nie brać do siebie? Jestem za ciebie odpowiedzialny!
Sara zamknęła oczy, starając się nie irytować. Jej sukces zapewnił Robertowi dostatnie życie.
Oboje ciężko pracowali, choć nie zawsze się ze sobą zgadzali. Gdy się poznali, była bardzo
młoda i niedoświadczona, więc pozwoliła Robertowi reprezentować swoje interesy na
wszystkich polach. Ale teraz była już dorosłą kobietą.
250
Charlene Sands
- Myślę, że powinniśmy przedyskutować twoją rolę w kierowaniu moimi interesami. Może
powinnam...
- Saro, nie przesadzaj - przerwał jej agresywnie. -Tworzymy zespół. Dobrze, wez sobie
krótki urlop. Wpadnę do ciebie pózniej, zjemy coś i pogadamy.
- O której mogę się ciebie spodziewać?
- Będę o siódmej.
Odłożyła słuchawkę i położyła się na łóżku, rozmyślając o Robercie. Nigdy nie czuła do
niego czegoś więcej poza sympatią. Był od niej osiem lat starszy i traktowała go jak
starszego brata, a nawet jak ojca, choć nigdy by mu się do tego nie przyznała. Na początku
może i był nią zainteresowany jako swoją ewentualną partnerką, ale szybko wybił sobie ten
pomysł z głowy. Aączyła ich tylko praca. Myśli Sary podążyły do małej istotki, którą nosiła
pod sercem. Już kochała to dziecko. Czuła w sobie wielkie pokłady sił, żeby z wysoko
uniesionym czołem wejść w nowe życie. Sama będzie musiała podejmować decyzje
związane z wychowaniem dziecka. Podoła temu i uczyni wszystko, żeby ona i dziecko byli
szczęśliwi. Przespała się chwilę, a gdy wstała, czuła, że jest gotowa stawić czoło całemu
światu, nawet Robertowi. Włożyła ciepłą dzianinową sukienkę z ciemnym, szerokim pa-
skiem. Na stopy wsunęła ulubione czarne botki, a włosy zawiązała wysoko w kucyk
Punktualnie o siódmej zadzwonił dzwonek u drzwi. Gdy je otworzyła, zobaczyła
uśmiechniętego Roberta.
Zwięta z gwiazdą
251
- Mam cudowne wieści. Nie mogłem się już doczekać, żeby do ciebie przyjść! Jesteś już w
lepszym humorze? Sara zmrużyła oczy, wpatrując się w Roberta z zaniepokojeniem. Miała
dziwne wrażenie, że te wieści wcale nie będą takie cudowne, jak mu się wydaje.
- Co się stało?
- Wielka trasa koncertowa! Gdy zniknęłaś na te parę dni, dogadałem się z paroma osobami i
załatwiłem ci czteromiesięczną trasę po całym kraju. Zaczynamy na wiosnę. Oczywiście,
będziemy mieli masę roboty, żeby to wszystko dograć, ale...
- Słucham? O czym ty mówisz? - spytała z irytacją.
Robert spojrzał na zegarek i złapał ją za łokieć, próbując wyprowadzić z pokoju.
Rozzłoszczona, wyrwała się i odeszła kilka metrów.
- Chodzmy już - zaczął ugodowo. - Nie zdążymy na kolację. Opowiem ci o wszystkim po
drodze.
- Nie. Nigdzie nie pójdę, póki mi wszystkiego nie wytłumaczysz. Nawet nie zapytałeś mnie
o zdanie. Chcę...
- Tego właśnie chcesz - powiedział znudzonym tonem, sprawiając wrażenie, że w ogóle nie
bierze jej słów na poważnie. - Zaufaj mi.
- Nie chcę jechać w żadną trasę koncertową. Nie zamierzam nawet w ogóle koncertować w
tym roku.
Twarz Roberta skamieniała, a wokół oczu pojawiły się głębokie zmarszczki.
252
Charlene Sands
- Cóż, będziesz musiała zmienić zdanie. Pomówimy
o tym przy kolacji.
-Nie. Nie zmienię zdania. Miałam zamiar wyjechać na dłuższy urlop i doskonale o tym
wiesz. Nie było na ten rok zaplanowanej żadnej trasy koncertowej. Już wcześniej się na to
umawialiśmy, a ty teraz wyskakujesz mi z czymś takim. - Sara starała się mówić spokojnie,
choć czuła, że irytacja bierze w niej górę.
- Saro, robię to dla twojego dobra. Jesteś na szczycie
i moja w tym głowa, żebyś na nim pozostała. Ta wiosenna trasa jest wprost idealna, żebyś.
- Nie mogę jechać! - mimowolnie podniosła głos. Może gdyby nie była w ciąży, poddałaby
się woli Roberta. Zwykle tak się to odbywało: zostawiała wszystkie decyzje jemu. Tym
razem jednak musi być nieprzejednana.
- Jak to nie możesz jechać? - powtórzył z sarkazmem.
- Jestem w ciąży - wypaliła, nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi.
Przecież na razie nie miała zamiaru mówić mu o swoim sekrecie. Najpierw powinien się
dowiedzieć Code, a nie Robert.
- Jesteś w ciąży? - powtórzył osłupiały.
- Tak - odpowiedziała cicho, zdumiona, jak dziwnie brzmią te słowa w ustach Roberta.
- Z kim? A właściwie po co pytam... Landon. Zresztą, nieważne.
- Teraz rozumiesz, dlaczego nie mogę jechać? - zapy-
Zwięta z gwiazdą
253
tała, instynktownie kładąc dłoń na brzuchu. - Będę miała dziecko.
Robert zamknął na chwilę oczy i pomasował sobie skronie.
- Możesz wciąż koncertować! - zawołał nagle, otwierając szeroko oczy. - Pobierzemy się,
dam temu dziecku nazwisko, a prasie powiemy, że już od dawna jesteśmy razem.
Uchronimy twoje dobre imię i będziesz jeszcze bardziej...
- Robert! Nie wierzę, że to proponujesz. Ja ci mówię, że jestem w ciąży, a jedyną twoją
reakcją jest zamartwianie się o to, co powiedzieć dziennikarzom? Martwisz się
o mój wizerunek, a nie interesuje cię, co ja czuję? Poza tym jest jeszcze ojciec dziecka. Ma
prawo wiedzieć, a ty chcesz wychować moje dziecko tylko dlatego, że...
Nagle urwała, nie mogąc uwierzyć w tę rozmowę. Głowa pękała jej od zbłąkanych myśli.
Spojrzała mu w oczy
i po raz pierwszy zrozumiała, jakim jest człowiekiem. Manipulował nią już od lat.
Sprytnymi krokami wymuszał na niej decyzje. Sara nie wierzyła, że oddała mu taką
kontrolę nad swoim życiem.
- Uspokój się. Zachodząc w ciążę, zachowałaś się bardzo głupio, a ja ci otwieram furtkę
ucieczki. Nie możesz być samotną matką.
-1 nie będzie - stwierdził spokojnie Code. Sara odwróciła się jak rażona piorunem. Stał w
drzwiach. Zauważyła, że zaplata drżące dłonie, a po
254
Charlene Sands
chwili zaciska je w pięści. Nie patrzył na Roberta, tylko na nią.
Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażała. Code pewnie
słyszał większą część jej rozmowy z Robertem. Drzwi były jedynie przymknięte.
- To moje dziecko.
Pokiwała lekko głową. Code spojrzał na jej brzuch, a potem w oczy. Widziała w nich
odrazę. Zachłysnęła się i aby nie upaść, musiała mocno chwycić się szarki. Jej najgorsze
koszmary właśnie się spełniły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl