[ Pobierz całość w formacie PDF ]

klientów w sezonie zimowym.
Dante szczegółowo wyjaśnił jej, co konkurencyjna sieć lodziarni robi zle, a co do-
brze, w czym jest lepsza od lodziarni Toniellich, a w czym gorsza. Carenza zastanawiała
się, jakim cudem poczynił aż tyle obserwacji podczas jednej krótkiej wizyty, w trakcie
której całą uwagę poświęcał swojej fikcyjnej narzeczonej, flirtując z nią i zmysłowo
karmiąc lodami. Nagle, tuż za plecami Carenzy, z zawrotną prędkością przejechał jakiś
nastolatek na deskorolce. Odskoczyła odruchowo do przodu i zderzyła się z twardym cia-
łem Dantego. Ze zdumieniem odkryła, że jej towarzysz wcale nie jest tak niewzruszony
jej bliskością, jak mogłoby się zdawać. Przez materiał jego dżinsów wyraznie poczuła, że
jest podniecony.
R
L
T
Przełknęła głośno. Powoli, bardzo powoli oblizała wargi, zatrzymując spojrzenie
na jego ustach. Po chwili uniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Były ciemne, nie-
mal czarne, lecz tańczyły w nich iskry.
- Igrasz z ogniem, księżniczko - ostrzegł ją.
Była tego świadoma. Zawsze pociągało ją ryzyko.
- Jeśli chodzi o wczorajszy wieczór...
- Przecież już ustaliliśmy, że puścimy go w niepamięć - przypomniał jej.
- Tak, ale to nie takie proste. Bo to było troszeczkę niesprawiedliwe - wyjaśniła
zmysłowym tonem, gładząc dłonią jego twardy jak mur tors. - Nie dałam ci nic w za-
mian.
- Uhm - mruknął.
Poczuła pod dłońmi, jak jego serce zaczyna wybijać mocniejszy, szybszy rytm.
- Odebrało ci mowę, Dante?
Na jego ustach rozkwitł rozpustny uśmiech. Nachylił się do przodu. Ich usta pogrą-
żyły się w namiętnym, gwałtownym pocałunku. Stali wtuleni w siebie, a słodka rozkosz,
którą czuli, odgradzała ich od świata niczym kokon. Carenza słyszała tylko przytłumio-
ne, jakby dobiegające zza ściany okrzyki i gwizdy mijającej ich grupki młodzieży. Gdy
pocałunek dobiegł końca, otworzyła powoli oczy, nadal niezupełnie odzyskując kontakt z
rzeczywistością.
Teraz to ona nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa.
- Odebrało ci mowę, księżniczko? - zapytał z lekką drwiną.
Znowu wygrał, pomyślała niepocieszona.
Wzięła głęboki wdech i potrząsnęła głową.
- Nasze relacje miały wyglądać zupełnie inaczej - rzuciła oskarżycielskim tonem,
choć wiedziała, że sama nie jest bez winy. - Miałeś być moim doradcą. I nikim więcej.
- A ty miałaś włożyć coś aseksualnego - odbił piłeczkę. - %7łebyśmy oboje mogli
skupić się na pracy.
Rozłożyła ręce.
- To jest aseksualny strój!
- Doprawdy? Obcisłe dżinsy i szpilki? Masz kuriozalne standardy.
R
L
T
Odsunęła się o krok i ponownie omiotła wzrokiem jego postać.
- Spójrz na siebie. Ty też nie dotrzymałeś słowa. Ubrałeś się jak gwiazda rocka, a
nie jak turysta.
Westchnął ciężko, krzyżując ramiona.
- Mam pomysł. Znajdz sobie innego mentora - rzucił z wyrazną irytacją.
- Nie znam nikogo takiego. A jeśli dziadek dowie się, że nie radzę sobie z kierowa-
niem firmą, sam znowu będzie chciał się nią zająć. Nie mogę do tego dopuścić. On ma
siedemdziesiąt trzy lata. Zasługuje na spokój.
- A co z twoją byłą szefową? Tą z Londynu.
- Jest chora. Walczy z rakiem - odparła smutno. - Nie mogę jej zawracać głowy.
- Jest jeszcze Emilio Mancuso.
Skrzywiła się.
- Nie lubisz go? - zapytał.
- Nie potrafię tego wyjaśnić, ale w jego obecności... to znaczy...
- Rozumiem. Po prostu twoja intuicja mówi głośne  nie" - dokończył za nią.
Przytaknęła.
- Właśnie dlatego jesteś jedyną osobą, którą mogłam poprosić o pomoc.
Zrobił urażoną minę.
- Na bezrybiu i rak ryba - bąknął. - Tak?
- Nie, przeciwnie. Od razu o tobie pomyślałam. Jesteś doskonałym biznesmenem.
Wydałeś mi się idealnym kandydatem. Mogłabym się sporo od ciebie nauczyć...
- Ale?
Westchnęła.
- Ale w niczym mi nie pomagasz. Szczególnie gdy tak wyglądasz. Gdy karmisz
mnie lodami. Dotykasz. Patrzysz...
Uniósł brwi.
- Chcesz powiedzieć, że lecisz na mnie, księżniczko?
Boże, i to jeszcze jak! - prawie jej się wyrwało. Przygryzła wargę i wbiła wzrok w
chodnik.
- To nie jest moje standardowe zachowanie - wymamrotała.
R
L
T
- Czyżby?
Zamarła. Wiedziała, co znaczy to pytanie. Dante dowiedział się wszystkiego o jej
londyńskim życiu. Poczuła, jak jej policzki pali rumieniec.
- Wczoraj wieczorem celowo mnie sprowokowałeś.
- Tylko odrobinę - przyznał z bezczelnym uśmieszkiem. - Nie zwalaj na mnie wi-
ny. Mogłaś w każdej chwili przestać.
Tak. Właśnie to planowała uczynić. Lecz gdy tylko poczuła jego dotyk, zupełnie
straciła głowę. Opętało ją pragnienie potężniejsze niż jej silna wola. Zresztą nie tylko ona
padła ofiarą tego uczucia. Ta erotyczna fascynacja nie była jednostronna.
On też na nią  leciał". I miała na to niezbite dowody. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl