[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zastanawiając się, czy Hunter jest jakoś szczególnie przywiązany do
ostatnich karmelków. - Szczególnie cieszą mnie po całym tygodniu
ciężkiej pracy, kiedy mogę sobie na nie pozwolić bez wyrzutów sumienia.
Hunter rozumiał to aż nazbyt dobrze. Lee nie była kobietą, która
domagałaby się opieki, ale i on nie wierzył, że każdy powinien żyć na
własną rękę. Jaką przyszłość mógłby mieć związek dwojga ludzi o tak
różnych zapatrywaniach i postawach? Nigdy nikomu nie narzucał
własnego punktu widzenia i nie pozwalał, by ktokolwiek coś mu
dyktował. Teraz, kiedy zegar bezlitośnie odmierzał ostanie wspólne
chwile, nie był jednak pewien, czy tak łatwo będzie mu się rozstać z Lee,
jak sądził początkowo.
- Lubisz mieszkać w mieście? - zapytał od niechcenia.
- Oczywiście. - Nie mogła powiedzieć mu, jak bardzo wzdraga się na
myśl o powrocie do Los Angeles, do samotności, do tego, co zawsze
wydawało się jej dla niej najlepsze. - Mieszkam zaledwie dwadzieścia
minut drogi od redakcji.
- Bardzo wygodny układ. - I praktyczny, pomyślał. Wyglądało na to,
że Lee zawsze wybiera praktyczne rozwiązania, nawet jeśli czasami stać ją
na kaprys. Odkręcił manierkę i upił łyk. Kiedy podał ją Lee, przyjęła.
Nauczyła się godzić z wieloma rzeczami.
- Domyślam się, że pracujesz w domu.
- Tak.
Machinalnie dotknęła kwiatów we włosach.
- To wymaga dużej dyscypliny. Większość ludzi nie potrafi tak
pracować. Potrzebują przestrzeni biura, żeby się zmobilizować.
- Ty jej nie potrzebujesz.
Podniosła gwałtownie głowę. Skąd w niej to uczucie paniki, ilekroć
zaczynają rozmawiać o bardziej osobistych sprawach? Lepiej już
mówiliby o pogodzie.
- Nie?
- Jesteś dla siebie surowsza niż najsurowszy szef. - Hunter ugryzł
kawałek suszonego jabłka. - Gdybyś tylko chciała, skończyłabyś swoją
książkę w miesiąc.
Poruszyła się niespokojnie.
- Gdybym pracowała osiem godzin dziennie i nie miała żadnych
innych zobowiązań.
- Nie masz innych zobowiązań poza książką. Powstrzymała
westchnienie. Nie chciała się kłócić, nawet dyskutować, teraz kiedy
pozostało im tak niewiele wspólnego czasu. Z drugiej strony nie chciała
mówić o własnych uczuciach. Błędne koło.
- Jako pisarz możesz tak mówić, ale pamiętaj, że j ja mam swoją
pracę, bardzo czasochłonną pracę. Nie mogę zawiesić swojej kariery na
kołku i liczyć na to, że powieść być może zostanie opublikowana, a być
może nie.
- Boisz się ryzyka.
Trafił w najbardziej czuły punkt. Zareagowała, jak zawsze kiedy się
broniła, złością.
- Jeśli nawet, to co z tego? Ciężko pracowałam na swoją pozycję w
 Celebrity . To co osiągnęłam, zawdzięczam wyłącznie sobie. Dość już w
życiu ryzykowałam.
- Na przykład nie wychodząc za Jonathana Willobye'go?
W oczach Lee zabłysła furia. Interesujące, pomyślał Hunter. Więc
jednak ciągle ją to boli. Bardzo.
- Twoim zdaniem to takie zabawne? - napadła na niego. - %7łe
wycofałam się z nie swoich projektów, że złamałam obietnicę, której nie
złożyłam? Tak cię to śmieszy?
- Niespecjalnie. Intryguje mnie tylko, jak można złamać nie złożoną
obietnicę.
Lee z zimną precyzją zakręciła manierkę, po czym zaczęła zimnym,
pełnym dystansu tonem, jakiego nie słyszał u niej od wielu dni.
- Moich rodziców i Willobych od lat łączy zażyłość, przyjaznią się,
prowadzą wspólne interesy. Oczekiwali, że moje małżeństwo
przypieczętuje te relacje. Wiedziałam o tym, odkąd skończyłam szes-
naście lat.
- Nie wydawały ci się te oczekiwania zbyt staroświeckie?
Poderwała się z ziemi i zaczęła nerwowo chodzić tam i z powrotem.
Kipiała gniewem.
- Nic nie rozumiesz. Powiedziałeś, że twój ojciec był marzycielem,
który zarabiał na życie, sprzedając buty. Mój był realistą, na życie
zarabiał, utrzymując właściwe kontakty i zlecając innym zadania. Właści-
wym kontaktem byli Willoby, a moim zadaniem dokonanie fuzji między
rodzinami. - Jeszcze teraz, po latach wspominała tamte towarzysko -
finansowe plany ze wstrętem. - Jonathan był przystojny, inteligentny,
zaczynał robić karierę. Ojcu do głowy nie przyszło, że mogę się
sprzeciwić.
- Ale się sprzeciwiłaś. Miałaś do tego pełne prawo.
Odwróciła się gwałtownie ku Hunterowi.
- Może miałam. Wiesz, ile mnie kosztowało powiedzenie im, że nie
mam zamiaru zrobić tego, czego po mnie oczekiwali? Całe moje życie było
próbą udowodnienia rodzicom, że jestem warta ich akceptacji.
- Aż wreszcie zrobiłaś coś dla siebie. - Podniósł się bez pośpiechu. -
Czy teraz chcesz osiągnąć sukces ze względu na siebie, czy dalej walczysz
o ich akceptację?
Nie miał prawa o to pytać, nie miał prawa zmuszać jej, by
zastanowiła się nad odpowiedzią.
- Nie chcę o tym z tobą rozmawiać. To nie twoja sprawa.
- Tak uważasz? - Hunter chwycił ją za rękę, przyciągnął ku sobie,
zmuszając, by spojrzała mu w oczy. - Tak uważasz? - powtórzył.
Teraz stoi na krawędzi, pomyślała. Dotarła do krawędzi i nie może
stracić gruntu pod nogami. Od tego wszystko zależy.
- Moje życie to moja sprawa, Hunter.
- Już nie.
- Jesteś śmieszny. - Odrzuciła hardo głowę. - Nie masz żadnych
podstaw, by tak twierdzić.
- Mylisz się - oznajmił, nie dając sobie czasu na przeanalizowanie i
zrozumienie własnych uczuć.
Lee zaczęła drżeć. Razem z gniewem narastała w niej panika, którą
tak dobrze zdążyła poznać.
- Nie wiesz, czego chcesz.
- Ciebie. - Przygarnął ją do siebie, zanim zdążyła zareagować. - Całej
ciebie.
Przywarł ustami do jej ust, ale tym razem w jego pocałunku nie było
zwykłej delikatności.
Wcześniej budził w niej namiętność, ale nigdy tak gwałtowną. Z
pozoru czuła to samo co zawsze, kiedy jej dotykał, a jednak wszystko
zdawało się zupełnie inne.
Co on czuje? Gniew? Zawód? Pasję? Wiedziała tylko, że przestał
panować nad sobą.
Nie wiadomo kiedy oboje leżeli na ziemi pachnącej słońcem, trawą,
wodą.
Huntera ogarnęła desperacja i jakieś pierwotne emocje, które może
i w nim drzemały, ale nigdy wcześniej nie znajdowały ujścia. Nie wiedział,
co się z nim dzieje. Czuł, że ciało Lee reaguje na jego gwałtowne
pieszczoty równie gwałtownie, ale wiedział, że to nie dość. Chciał
jeszcze... Chciał, żeby oddała mu się bez reszty, ze wszystkim, co tak
bardzo chciała zachować dla siebie.
Powoli wracał mu rozum, powoli wracało panowanie nad sobą. Nie
miejsce teraz, nie czas. Nie tak to powinno wyglądać. Ciągle mocno
obejmując Lee, ukrył twarz w jej włosach i czekał, aż się uspokoi, aż minie
atak szaleństwa.
Osłupiona i wybuchem Huntera, i własną reakcją, Lee leżała bez
ruchu, gładząc go po plecach. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie
daje się ponieść bez powodu. Teraz wiedziała, dlaczego. Mgliście
domyślała się, że pragnie więcej, niż przypuszczała, niż mogła i potrafiła
mu ofiarować. Obróć wszystko w żart - powiedział jej jakiś głos
wewnętrzny. Uśmiechnęła się, kiedy Hunter podniósł głowę, ale jej oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl