[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodziejka zawahała się, znając uczucia dziew-
czyny do biednego minstrela. W następnej scenie,
spoglądając w oczy potwora, zdała sobie sprawę,
że znalazła miłość, której od lat szukała. Wtedy
następował koniec, opadała kurtyna, zostawiając
widownię w niepewności co do dalszych losów
bohaterów sztuki.
Aurora pogratulowała zespołowi świetnie za-
granej próby i umówiła się na kolejną na dwu-
dziestą dnia następnego. Z budki dla oświet-
leniowca wyszedł młody chłopak w koszulce
z herbem Uniwersytetu Stanu Floryda, za nim zaś
pojawili się inspicjentka i inni pracownicy ob-
sługi. Wszyscy śmiali się i żartowali przez kilka
minut, a następnie zaczęli opuszczać budynek
teatru. Max odczekał, aż Angie wyjdzie, potem
podniósł się, by dołączyć do stojących na scenie
Aurory i Jonathana, ale zatrzymał się w pół kroku,
gdy usłyszał uwagę tego ostatniego:
A więc to nie ty napisałaś zakończenie, tylko
jakiś Max?
Tak.
A ten Max ma jakieś nazwisko?
To wnuk Mike a, Max Wulfson.
Ach.
Co to miało znaczyć?
Znaczy, że zjedliście razem lunch i teraz
jesteście już przyjaciółmi?
Nie jesteśmy przyjaciółmi mruknęła.
242 Heather Graham
Och, dziś nadajesz się do grania nie czaro-
dziejki, a czarownicy.
Daj mi spokój, Jonathan.
Poszłaś z nim do łóżka?
Nie!
Szkoda.
Skończże wreszcie! Uważał mnie za łow-
czynię spadków, która zastawiła pułapkę na jego
dziadka. W życiu nie poszłabym z nim do łóżka.
Ale skończył za ciebie sztukę.
Skończył sztukę, przywołał do porządku
moją córkę, a wszyscy pensjonariusze ośrodka aż
się ślinili na jego widok.
Ojej, powinno się go za to zastrzelić.
Nic nie rozumiesz!
Tylko jednego nie rozumiem. Skoro jest taki,
jaki jest, jakim cudem nie zdołał zaciągnąć cię do
łóżka?
Jonathan, kiedy to opowiadałeś mi o swoim
życiu prywatnym?
Jeszcze mi na tyle rozumu nie odebrało...
W takim razie przestań się pakować z bucio-
rami w moje, dobrze?
Jestem twoim przyjacielem, muszę się wtrą-
cać, taki mój obowiązek.
Nie masz prawa mnie pouczać.
Mam prawo. W przeciwieństwie do więk-
szości moich znajomych potrafię raz na jakiś czas
sobie pofolgować. Nie myślę wtedy o przyszłości
ani nawet o terazniejszości. Po prostu idę na
całość. Ty też powinnaś to zrobić.
Sztuka miłości 243
Zwietnie. To ja uczę moją córkę wstrzemięz-
liwości ze względu na wszystkie straszne choro-
by, które może złapać, a jednocześnie sama
mam...
Nie twierdzę, że powinnaś się jej z tego
zwierzać. Stanął za plecami Aurory i zaczął jej
masować ramiona. Tylko pomyśl. Jedna noc
całkowitego szaleństwa. Z dala od wszystkich
osiemdziesięciolatków. Sami, na opuszczonej pla-
ży. Na cudownie stygnącym piasku. Powiewa
lekka bryza, szumi morze...
O nie, od piasku dostaję łaskotek.
OK, zapomnij o piasku. Piękny, przytulny
pokój, lekki wietrzyk wpada przez uchylone
okno, w ręku masz kieliszek wina, on...
On? Czy ten on ma jakieś imię?
On. Na razie niech nazywa się On.
Założę się, że ten On w końcu okaże się
gejem. Czarującym, przyjacielskim, wesołym,
przystojnym gejem.
Max Wulfson nie jest gejem.
Jedna noc ze mną i gwarantuję, że nim
zostanie.
Dlaczego więc nie spróbujesz? spoważniał
Jonathan.
Może dlatego, że nie złożył mi żadnej propo-
zycji?
A jeśli to ty powinnaś ją złożyć?
Ciekawe, w jaki sposób. Pukam do niego
i mówię: ,,Cześć, Max, jak się masz? Dzięki, że
skończyłeś za mnie ten scenariusz. Nie mogę ci
244 Heather Graham
darować tej ostatniej sceny, jest naprawdę genial-
na. W dodatku moja córka nabrała dzięki tobie
rozumu, więc tym bardziej cię nienawidzę, ale
jesteś przystojny, a moi współpracownicy uwa-
żają, że kompletnie świruję z braku seksu, więc
może byś mnie przeleciał? .
Auroro, Auroro. Pokręcił głową z niedo-
wierzaniem. Jak zdołałaś tak wiele osiągnąć
w tej branży?
Urabiając się po łokcie. A jak sądzisz?
Zero polotu, zero dzikości. Posłuchaj eksper-
ta. Pukasz do jego drzwi, mówisz, że czujesz się
smutna, zagubiona, chciałabyś więc posiedzieć
u niego chwilę. Ale nie siadasz, tylko drobisz po
pokoju, a robisz to tak, że... no wiesz, że koleś jest
już gotów. A potem... a potem patrzysz mu
głęboko w oczy i mówisz głosem tętniącym
emocjami: ,,Nienawidzę cię, Max. Jesteś potwo-
rem. Zniszczę cię, zabiję. Nie przeżyjesz tej nocy,
bo rozsadza mnie namiętność potężniejsza od
erupcji Wezuwiusza! . I jak oszalała bachantka
rzucasz się na niego z jękiem pełnym dzikiej
namięt... Au! Nie bij!
Jonathan, to tylko ostrzeżenie. Jeszcze jedno
słowo, a...
Dobra, żartowałem. Ale nie do końca. Do
diabła, jesteś piękną, pełną seksu kobietą, a zacho-
wujesz się jak zakonnica. Przemień się w praw-
dziwą czarodziejkę, zwab Maksa do łóżka.
Tylko się wyluzuj, stań się sobą, a sukces muro-
wany.
Sztuka miłości 245
W tym momencie Max doszedł do wniosku, że
rozsądniej byłoby jednak nie ujawniać swojej
obecności, więc po cichu wyszedł z teatru.
Aurora nie miała najmniejszego zamiaru postą-
pić według rady przyjaciela, ale mimo to uważała,
że jednak powinna zobaczyć się z Maksem. Była
dojrzałą, rozsądną, dobrze wychowaną kobietą,
należało więc podziękować za pomoc, choć nie
była ona w gruncie rzeczy ani potrzebna, ani mile
widziana. Postanowiła, że zapuka do drzwi, powie,
co ma powiedzieć i szybko się pożegna.
Było już dość pózno, ale nie za pózno na krótką
wizytę, dochodziła bowiem dwudziesta druga.
Dobrze, że znała już drogę do pokoju Maksa, bo
gdyby musiała przejść przez recepcję, straciłaby
resztki odwagi. Gdy jednak znalazła się przed jego
drzwiami, nie mogła się zmusić do zapukania.
Przyjście tu nie było najlepszym pomysłem,
uznała wreszcie. Przecież równie dobrze mogła
podziękować mu rano.
Niespodziewanie drzwi się otwarły i stanął
w nich Max, ubrany tylko w dżinsowe szorty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]