[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie zakwestionowała podanych w książce faktów (cyt. za: Zatrzymać koło zemsty", Gazeta Polska" z
12 pazdziernika 1995).
Dziś, gdy tak szeroko w prasie amerykańskiej nagłośniono oszczerczą opowieść Grossa o polskich
zbrodniarzach" i wspólnikach Hitlera" z Jedwabnego, warto przypomnieć jakże inne zachowanie się
czołowych amerykańskich czasopism w sprawie książki Sacka o Morelu. Najpierw z druku wycofał się
redaktor naczelny magazynu GQ", który początkowo określił reportaż Sacka jako najważniejszy tekst
w historii pisma. Pózniej kolejno odmówiły jego druku HarperY', The New Yorker" (dziś robiący
hałaśliwą reklamę Grossowi), Rolling Stones",X Esąuire". Krzysztof Kłopotowski, komentując
pretekst, pod którym odmówiono druku Sacka w Esąuire", iż jest to opowieść zbyt krwawa"
stwierdził: / rzeczywiście. Sack opisuje, jak komendant Morel zachęcał swych pijanych gości
partyjnych do bicia pałkami cywilnych więzniów niemieckich. Kazał w tym celu kłaść się im krzyżem
jeden na drugim, póki sterta ludzka sięgała wysokości wyciągniętej ręki. Następnie zaczęło się
pałowanie. Leżący na górze Niemcy błagali o zmiłowanie, ci w środku sterty tylko jęczeli, a z tych na
samym dole wypływały wnętrzności pod ciężarem dwudziestu ludzi nad nimi (według K. Kłopotowski:
Zmowa milczenia. John Sack przestraszył Amerykę Zwiętochłowicami", Express Wieczorny" nr 90 z
1994 r.). Fakt, że bestialstwa Morela zostały potwierdzone przez licznych naocznych świadków,
niezależnych od Sacka, nie przekonał" wybielaczy zbrodni popełnionych przez %7łydów. Typowe pod
tym względem było zachowanie jednego z czołowych działaczy Zwiatowego Kongresu %7łydów Elaina
Steinberga. Występując w najpoważniejszym w USA magazynie telewizyjnym 60 minut" Steinberg
powiedział widzom, że nie mogą polegać na naocznych świadkach, ponieważ obrażają w ten sposób
pamięć 6 milionów męczenników".
Powróćmy jednak do postaci zbrodniarza ze Zwiętochłowic Salomona Morela. Pod koniec 1945 roku
kierowany przez niego obóz musiał zostać zlikwidowany, bo wieści o zachodzących w nim masakrach
przedostały się na Zachód (dzięki katolickiemu księdzu ze Zląska, który dotarł do Berlina i
poinformował brytyjskiego oficera o zbrodniach Morela). Samemu Morelowi jednak nic się nie stało i
mógł dalej kontynuować karierę wypróbowanego oprawcy. Kolejnym terenem jego zbrodniczych
wyczynów" stał się reedukacyjny" obóz pracy dla młodocianych więzniów w Jaworznie. Tym razem
ofiarami jego sadystycznych metod stali się Polacy w wieku 17 do 21 lat, którzy z jakichś powodów
podpadli" komunistycznej władzy. Gros młodocianych więzniów Jaworzna znalazła się tam za różne
przejawy działań w obronie patriotyzmu czy religii, podtrzymywanie tradycyjnego harcerstwa czy
jakiekolwiek objawy niechęci do sowietyzacji Polski. Pod kierownictwem Morela obóz zmienił się w
prawdziwą katownię młodych Polaków, którym raz na zawsze ukradziono młodość. Motto
wydawanego od lat 90. biuletynu Jaworzniacy" głosi: Wolność można odzyskać, młodości nigdy".
Sławetne były odprawy Morela do kadry nadzorców w Jaworznie, wyrażające całą istotę jego pracy
wychowawczej". Mówił: Trzeba im dopie..., żeby te skurw..., bandyci wiedzieli, że władza ludowa ma
tu panowanie. Zrobimy im tu dwie Berezy naraz. Niech odpokutuje to faszystowskie nasienie za winy
swoich ojców". Już podczas transportu młodocianych więzniów do Jaworzna dochodziło - na
polecenie Morela - do odpowiedniego zohydzenia więzniów w społeczności Jaworzna. Eskortujący
młodych Polaków, nierzadko więzionych za przejawy patriotycznych działań, informował spotykanych
po drodze mieszkańców, że dostawia do obozu członków nazistowskiej Hitlerjugend. Wywoływało to
pełną nienawistnego wzburzenia reakcję mieszkańców Jaworzna, obrzucanie młodych więzniów
kamieniami i wyzwiskami. Edukowanie" młodocianych więzniów w obozie polegało głównie na
stosowaniu jak najbardziej wymyślnego repertuaru kar i rygorów. Więzniów bezlitośnie karano za
najdrobniejsze nawet przewinienie. Typowa pod tym względem była kara zastosowana wobec
młodocianego więznia Janusza Biesiadowskiego, który odważył się pomóc osadzonemu w karcerze
koledze, poprzez podanie mu ukradkiem żywności, nagromadzonej dzięki zrzutce z głodowych racji
żywnościowych współwięzniów. Biesiadowskiego, złapanego na pomocy koledze, Morel ukarał
zamknięciem w mokrym i ciemnym karcerze. - Była to -opisuje Biesiadowski - piwnica bez okna,
wybetonowana. Na betonie w wodzie leżało kilkanaście cegieł już ułożonych w szereg jak szczeble
drabiny. Gdy już nie mogłem wystać ani kucać, kładłem się na nich, zawsze na boku, podkładając pod
siebie rękę (por. T. Grotowicz: Salomon Morel", Nasza Polska" z 22 września 1999 r.)
Morela nikt nie ukarał za jego zbrodnie. Z Jaworzna powędrował na stanowisko naczelnika więzienia
w Iławie. W latach 1953-1995 był nawet zastępcą naczelnika Wydziału Więziennictwa WUBP w
Katowicach. Od 1958 r. przez całe dziesięciolecie był naczelnikiem więzienia w Katowicach.
Stopniowo doszedł do rangi pułkownika, a pózniej do uprzywilejowanej emerytury. Aż do grudnia
1998 r. otrzymywał 2500 zł emerytury miesięcznej netto, mimo że od kilku lat był ścigany przez
polskie władze międzynarodowym listem gończym. Uciekł potajemnie z Polski w połowie 1993 roku,
gdy ktoś przekazał mu informację o tym, że w prokuraturze jest szykowany dla niego nakaz
aresztowania. Pomimo że polski prokurator oskarżył Morela - z całym uzasadnieniem -o ludobójstwo,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]