[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potliwa cisza. Sam i Julian wrócili do swych obowiązków.
- Posprzątam ten cały bałagan - zaoferował się Joe, patrząc
na Kate.
JEDYNY W SWOIM RODZAJU
72
- Dzięki - odparła. - Zobaczę, co z Margo. Nie wyglądała
najlepiej. - Zawahała się przez chwilę. - Wspaniale się sprawi
łeś. Nie widziałam dotychczas takiego poświęcenia.
- Przynajmniej uratowaliśmy dziecko - rzekł Joe półgło
sem. - Wiem, że jest ci ciężko. To nie najlepszy powrót po
trzech dniach urlopu. Mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze
siÄ™ czujesz.
- Jak zawsze. - Głos Kate był tak samo obojętny jak wyraz
jej twarzy.
Ruszyła w kierunki recepcji. Gdy tam dotarła, od strony
separatek dobiegł ją pełen rozpaczy krzyk. Zapewne Sam i Ju
lian poinformowali Raya Donnelly'ego o losie żony. Kate po
kręciła głową. W dalszym ciągu nie mogła się pogodzić z tra
gedią, której przed chwilą była świadkiem.
Zaczerpnęła tchu i weszła do pomieszczenia numer pięć.
Leżał tu Shane Barell, sprawca wypadku. Opieka nad pijanym
wyrostkiem była wprawdzie nieprzyjemna, mimo to należało ją
sprawować rzetelnie.
- Co tak długo? Kiedy przyjdzie lekarz? Cholernie boli mnie
noga - usłyszała narzekania chłopaka. Leżał wygodnie na łóżku
i gapił się w okno.
- SÄ… tu znacznie bardziej poszkodowani pacjenci. Lekarz
pojawi się, jak tylko będzie mógł.
- Mam nadzieję! Muszą coś zrobić z moją kostką. Zresztą
co tam! Nie dbam o innych, niech tu zaraz przyjdzie jakiÅ› ko-
nowałl
Masz racje, pomyślała Kate, los bliznich jest ci obojętny.
Przed oczami miała obraz umierającej kobiety. Zamrugała po
wiekami, usiłując ukryć łzy. Powolnym ruchem sięgnęła po
nożyce.
JEDYNY W SWOIM RODZAJU
73
- Muszę rozciąć pańskie spodnie i zdjąć but, żeby zrobić
prześwietlenie kostki - wyjaśniła.
Przez chwilę miała ochotę zostawić bezmyślnego dzieciaka
własnemu losowi. Nie mogła zapomnieć tego, co stało się przed
chwilÄ….
- Ani mi się waż! - Chłopak przybrał jeszcze bardziej agre
sywną postawę. Kate zemdliło, gdy poczuła bijący od niego
odór alkoholu. Szybkim ruchem wyrwał jej z dłoni nożyce.
Nagle usłyszała, że drzwi izolatki się otworzyły.
Dzięki Bogu, przyszedł Joe, pomyślała i odwróciła się do
pielęgniarza. Ku swemu zaskoczeniu spostrzegła ubranego
w białą piżamę pacjenta. Jedną ręką obejmował się w pasie,
a drugą wyciągnął w kierunku leżącego na łóżku wyrostka.
- Ty draniu! Zabiłeś ją! - wycedził mężczyzna przez zęby.
Na jego twarzy widać było grymas bólu. - Zabiłeś Jessie! Nawet
nie zdajesz sobie sprawy, co zrobiłeś! Ty gnojku, zaraz cię
ukatrupiÄ™!
Zachwiał się i zatoczył prosto w objęcia Juliana, który właś
nie wszedł do separatki. Równie niespodziewanie pojawił się
Sam. Z wyrazem zimnej furii na twarzy ruszył w stronę chło
paka, który powoli zsunął się z łóżka i wycelował nożyce w le
karza.
Jessie, pomyślała Kate, miała na imię Jessie. Patrzyła bez
radnie, jak Julian pomaga wyjść Donnelly'emu, a Sam wykręca
Shane'owi ramię i odbiera mu nożyce.
- Chciał mnie uderzyć! To była samoobrona! - wykrzykiwał
pijany chłopak.
- Ja ci dam samoobronę! Masz szczęście, że ja cię nie ude
rzyłem - wycedził przez zęby Sam. - Byłbyś już trupem.
Kate wzięła od niego nożyce.
74 JEDYNY W SWOIM RODZAJU
- Mam wezwać ochronę? - spytała.
- Tak. Będziemy musieli poczekać z opatrzeniem pana Bur-
rella do przybycia strażników.
- A co z moją kostką? - spytał agresywnie chłopak.
- Może zaczekać - odparł Sam.
Oboje wyszli z separatki, pozostawiając chłopaka samego.
- Uważam, że mimo wszystko powinniśmy mu zaraz
pomóc.
- Dam mu minutę, niech się opamięta - mruknął Sam, za
ciskając zęby. - Muszę się uspokoić. W tej chwili mam ochotę
zabić tego gnojka.
Spojrzał na Kate. Miała wrażenie, że jego wzrok przeszywa
jÄ… na wylot.
- Zaskoczona moim nieprofesjonalnym zachowaniem? -
spytał drwiąco. - Dlaczego ty nie pokażesz, co tak naprawdę
czujesz? Czy nie możesz od czasu do czasu zachowywać się jak
człowiek?
Przeżycia całego dnia stały się ciężarem nie do zniesienia.
Małe przykrości, zwykle ignorowane, przepełniły czarę goryczy.
Gdy Kate zobaczyła, że Julian podrywa Bonnie, nową pielęg
niarkę odbywającą staż w izbie przyjęć, uznała, że czas się wtrą
cić. Podeszła do nich zdecydowanym krokiem.
- Bonnie, pomóż Joemu w dwójce. Robi inhalację małemu
chłopcu, który cierpi na astmę. Możesz być potrzebna...
Julian w milczeniu odprowadził wzrokiem młodą pielęgniar
kę i zbliżył się do Margo. Kate zauważyła, że przykrył ręką jej
dłoń i szepnął coś do ucha. Na widok przełożonej dziewczyna
odsunęła się od niego i wyszarpnęła palce z uścisku.
Kate w milczeniu rzuciła Julianowi ostre spojrzenie. Ten bez
słowa się oddalił.
F
JEDYNY W SWOIM RODZAJU 75
- Jeśli nie masz ochoty, nie musisz znosić jego umizgów
- powiedziała do Margo, nie dbając o to, czy Julian ją słyszy.
- Mamy wystarczająco dużo problemów na głowie. Daj mi
znać, jeśli będzie się ponownie narzucał, dobrze?
Margo w odpowiedzi kiwnęła głową. Na jej twarzy pojawił
siÄ™ wyraz ulgi.
Czy to kilkudniowa przerwa w pracy spowodowała tak dra
styczny spadek jej odporności? A może poranna operacja wy
prowadziła z równowagi cały personel? Wszystkie bariery, któ
re Kate wybudowała, by chronić się przed bólem zadawanym
przez innych ludzi, rozpadały się w pył. Jej świat został wywró
cony do góry nogami, a ona nie wiedziała, jak ponownie zapro
wadzić w nim porządek.
Z godziny na godzinę nastrój Kate stale się pogarszał. Nawet
popołudniowa filiżanka herbaty w pokoju pielęgniarek nie przy
niosła wytchnienia. Wyprawa do parku także nie wchodziła w grę,
bo Kate nie chciała kolejnego spotkania z Samem. Kiedy jednak
Margo i Joe opuścili pokój, a wszedł Sam, uznała, że nie zdoła
uniknąć rozmowy. Po minucie kłopotliwego milczenia zapytała:
- Jak się udała wycieczka do Kornwalii?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]