[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokrywającej ostrze. Podniósł je do ust, na których pojawił się uśmiech.
 Psie nasienie!  warknął Conan ruszając w jego kierunku. Powstrzymał go gest Achilei.
 On jest mój  powiedziała, ale w jej glosie zabrzmiało tyle królewskiej władczości, że
Cymmerianin i rozwścieczona, wojownicza Payna zatrzymali się w miejscu. Lwim krokiem Achilea
podeszła do Abbadasa, przerzucając zakrwawiony miecz przez ramię. Okręcił się wokół własnej osi
i wpadł w ręce Payny.
 Dobrej stali nie można marnować na takich jak ty, podły gadzie!  rzekła głosem
przepełnionym pogardą.
Abbadas zachichotał szaleńczo.
 Umieraj, jeśli chcesz, wielka kobieto!  Zrobił krok w jej kierunku wkładając całą swą siłę co
cios z góry, którym chciał rozciąć ją od ramienia po biodro.
Potężna ręka Achilei chwyciła mu rękę za nadgarstek i zatrzymała w miejscu. Gadzie oczy
wytrzeszczyły się ze zdziwienia, ale niewiele miał czasu na podziwianie jej siły, bo drugą rękę
przesunęła po zgięciu jego łokcia i nogą owinęła się wokół jego ciała.
Z całą silą rąk, ramion, i pleców Achilea nachyliła się w przód używając przedramienia Abbadasa
jak dzwigni, a łokcia jako punktu podparcia. Gdyby był w stanie upaść zręcznie na podłogę, zyskałby
sekundę wytchnienia, by podjąć obronę, ale tuż za nim czekało jej żelazne udo uniemożliwiając mu
to.
Kości jego przedramienia pękły, łokieć został zerwany, a górna część ramienia wydarta ze stawu
wydając straszliwy dzwięk.
Abbadas wrzasnął i sięgnął po sztylet ukryty w pochwie przy pasie. Zmiercionośna stal wystrzeliła w
kierunku jej boku, ale Achilea prawą rękę miała już wolną i nią uchwyciła nóż, w momencie, gdy
ostrze już miało wbić się w jej nogę.
Bezwładne ramię opadło Abbadasowi wzdłuż boku, gdy Achilea lewą ręką chwyciła go za
szyję i w przypływie dzikiej siły podniosła ponad podłogę przyciągając jego twarz do swojej.
Na ustach miała oszalały uśmiech, gdy zaczęła mocniej zaciskać dłonie. Oczy jeszcze
bardziej wyszły mu z orbit i gwałtownie poczerwieniały od napływu krwi, która zaczęła tryskać
najpierw przez uszy, potem nozdrza i usta. Sztylet wypadł mu z martwej ręki. Achilea rzuciła trupa na
podłogę, gdzie niczym wąż z odciętą głową wił się i rzucał jeszcze przez chwilę, a spieniona krew
pokryła mu usta poruszona ostatnim tchnieniem jego płuc.
Conan gwizdnął z uznaniem.
 Na Croma, kobieto! Przypomnij mi, bym nigdy nie był po stronie twoich wrogów!
Nie zwróciła uwagi na jego słowa i podeszła do ciała Lombi. Uklękła i zanurzyła dwa palce w jej
krwi, po czym namalowała drugą, równoległą do poprzedniej linię na swojej twarzy.
Payna powtórzyła ten rytuał.
Conan urwał skrawek materiału z ubrania Abbadasa, wytarł swoje ostrze i schował je do pochwy.
Rozejrzał się wokoło i spostrzegł, że wszyscy robotnicy uciekli, pozostawiając tylko zwalistych
niewolników o małych głowach, którzy stali wokół nie mając nikogo, kto
powiedziałby im, co mają robić.
Znalazł wielki zawór główny z sześcioma przykutymi do niego niewolnikami.
 Obróćcie to!  rozkazał.
Wpatrywali się w niego bez śladu zrozumienia.
 Na Croma, Llyra i ich potomstwo!  zaklął chwytając koło, by samemu je poruszyć.
Achilea i Payna przyłączyły się do jego wysiłków, jednak nawet ich połączone siły nie były w stanie
go poruszyć.
 Czy mogę w czymś pomóc?  Conan odwrócił się i zobaczył stojącego obok Amrama z
rękami założonymi w tył i wyrazem niewinności na twarzy.
 Zastanawiałem się, kiedy się pojawisz  rzekł spokojnie Cymmerianin.
 Czy wolno spytać, po co to robicie?  spytał Amram.
 Dostaliśmy takie instrukcje od czarownika imieniem Arcases, który teraz właśnie walczy na górze
z czymś, co nazywa Przeciwnikiem  odparł Conan wskazując grubym palcem w
górę.
 Arcases!  rzekł mały człowieczek krzywiąc się.  Wolałbym go teraz nie spotkać.
 Nie musisz  rzekł Conan.  Każ tylko tym niewolnikom odciąć dopływ oparów do
miasta.
 Dobrze.  Wyrzekł kilka dziwnie brzmiących słów i niewolnicy przyłożyli ręce do
szprych i zaczęli pchać. Najwyrazniej urządzenie nie było używane od dawna, bo wraz z pierwszym
poruszeniem zaczęło wydawać z siebie zgrzyty i piski. Niewolnicy pchali niczym marynarze
wciągający na statek kotwicę i powoli syczenie zaczęło cichnąć, aż zniknęło zupełnie.
 Dobrze  obwieścił Conan.  A teraz powiedz im, by je rozwalili.
 Co proszę?  spytał uprzejmie Amram.
 Powiedz im, żeby zniszczyli zawór, niech cię, Set!  krzyknął Conan.  Chcę, żeby ta
maszyneria przestała działać!
 Niepotrzebnie krzyczysz  burknął mały człowiek.  Wystarczą jasne instrukcje. 
Wypowiedział następne słowa w tym samym języku co poprzednio. Niewolnicy
flegmatycznie przesunęli się na jedną stronę koła, na ile tylko pozwalały im łańcuchy, i podłożyli swe
barki pod jego krawędz. Potem wyprostowali się z całej siły swych masywnych nóg i pleców. Z
jękiem męczonego metalu wielkie koło zaczęło się przechylać, aż z hukiem spadło z podestu na
podłogę.
 Czy to wystarczy?  spytał Amram.
 Tego chciał Arcases  odrzekł Conan.  Teraz demony wirów będą mogły wejść do
podziemnego miasta, by je zniszczyć.
Amram zamknął oczy, jakby miał problem z przełknięciem czegoś dużego.
 Demony wirów, mówisz?  rzekł z drżeniem w głosie.  Nie możemy tu zostać!
 A jeszcze bardziej nie możemy wrócić na górę!  rzekł Conan.  Na pewno nie do
tego, co tam zostawiliśmy!
 I w dodatku serdecznie dość mam pustyni!  dodała Achilea górując nad małym
Amramem.  Tak więc Amramie czy Firagi, czy jak cię tam zwą, doprowadz nas do rzeki!
 Tak  rzekł pocierając ręce.  To chyba najlepszy pomysł. Ale żeby niszczyć tak
wspaniałe starożytne miasto ze wszystkimi jego skarbami i tajemnicami! Co za strata!
 Powinno sczeznąć już dawno  rzekł Conan.  Zapomnij o nim i prowadz.
 Chodzcie za mną  powiedział Amram i potem całą drogę przez mroczne miasto nie
ustawał w biadoleniach.  Pięć lat poświęciłem temu! Miałem się stać bogaty ponad
wszelkie wyobrażenie. Wiedza Janagaru miała mnie wynieść wśród najwyższych magów!
 Gdzie prawdziwi czarownicy po prostu odebraliby ci wszystko i wyrzucili  rzekła
złośliwie Achilea.
 Poza tym  rzekł Conan  jak na zbiegłego kotyjskiego niewolnika nie wyszedłeś na
tym najgorzej  poklepał wypchany worek wiszący u jego pasa.  Chyba nazbierałeś trochę
kosztowności podczas pobytu tutaj.
 Trochę, tak. Zaledwie kilka świecidełek  mały człowiek wzruszył ramionami. 
Może wystarczą na dobry początek.
 Jeśli to są opale  rzekł znacząco Conan  to jesteś ustawiony na resztę życia.
 Nie zamierzasz chyba pozbawić mnie tej drobnej satysfakcji?
Conan roześmiał się.
 Nie, wszystko, czego chcę teraz, to rzeka.
Szli przez ciemne miasto, gdzie jedynym oświetleniem był słaby blask grzybów.
Mieszkańcy stali w zbitych grupach lamentując nad zagładą, która nawiedziła ich starożytną siedzibę.
 Uciekajcie!  krzyczał do nich Conan.  Jeśli jest w was wola życia, uciekajcie ku rzece. To
koniec Janagaru!  Nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.
Zapach rzeki stawał się coraz silniejszy i w końcu weszli za Amramem do ogromnej
naturalnej groty, gdzie czarna woda przesuwała się wolnym strumieniem. Przy świetle
skupisk grzybów zobaczyli grubo ciosane małe nabrzeże, do którego zacumowana była długa tratwa z
bali, z małą chatką z patyków pośrodku i przywiązaną wydrążoną łódką. Na tratwie stało czterech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl