[ Pobierz całość w formacie PDF ]
budowa i działanie ludzkiego mózgu. Klucz był jak gdyby tworem danym
obiektywnie, skonstruowanym przez kogoś innego, bliżej nie określonego, kto
w dodatku zapomniał dostarczyć odpowiedniej kompletnej dokumentacji swego
wyrobu.
Badania prowadzone w Instytucie przypominały przy tym badawczą działal-
ność dziecka, które przy użyciu młotka i obcęgów zgłębia tajniki zegara kwarco-
wego. Wyniki tych badań były adekwatne do metod i możliwości badaczy.
Gdy po paru dniach pracy Sneer podzielił się swymi spostrzeżeniami z Bar-
nem, funkcjonariuszem Rady Nadzorczej, który zwerbował go do tej roboty, ów
uśmiechnął się z zadowoleniem i powiedział:
Trafiłeś w sedno sprawy, Sneer. Oni powinni badać Klucz z całym przeko-
naniem, że to, co robią, jest niezmiernie ważne i doniosłe. Przekonanie takie winni
podzielać również inni uczeni, zatrudnieni w innych dziedzinach i zajmujący się
innymi, lecz równie pozornymi problemami. Ogół zaś powinien święcie wierzyć,
że od wyników prac uczonych zależy cała gospodarka aglomeracji i osobisty do-
brobyt każdego obywatela. Twoja rola polega na tym, by, po pierwsze, nasi uczeni
ani na chwilę nie zwątpili we własną genialność oraz w sens i doniosłość tego, co
robią; po drugie, by przypadkiem nie udało im się zbadać wszystkiego do końca,
bo wówczas mogliby sprawiać nam kłopoty i zmusiliby nas do wymyślania im
nowych zabaw.
Osobiście wątpię, by udało im się choćby we fragmentach rozpracować Klucz,
jeśli nie będziesz im zbyt wydatnie pomagał. W razie czego, musisz im także
trochę przeszkadzać, mylić tropy, kierować na fałszywe tory. Słowem, będziesz
w naszym imieniu nieoficjalnie sterował ich działalnością. Dobieraliśmy ich sta-
rannie. Nie powinno być wśród nich rzeczywistych zerowców, więc chyba nie
sprawią ci kłopotów. Ale musisz na nich wciąż uważać!
Jaki to ma sens? dopytywał się wówczas Sneer, nie pojmując celu ta-
kich mistyfikacji. Czyżby chodziło o stworzenie pozorów, w które wierzą sami
uczestnicy pozoracji? Czy może o to, by zajęci nonsensowną, niepotrzebną niko-
mu działalnością, nie mieli czasu na zajmowanie się prawdziwymi, rzeczywistymi
problemami?
Po cóż mam ci wyjaśniać nasze motywy, skoro sam je stopniowo odkryjesz
swoją zerową mózgownicą! roześmiał się Barn.
Tak więc, Sneer trzymać musiał się instrukcji: w dzień udawał niezbyt rozgar-
niętego czwartaka, podsłuchując rozmowy, których teoretycznie nie powi-
nien rozumieć. Gdy natomiast miał popołudniowy lub nocny dyżur i pozostawał
sam w gmachu, obchodził laboratoria i pracownie uczonych i kontrolował wy-
127
niki ich pracy. Na szczęście, nie miał z tym zbyt wiele roboty, bo w szufladach
większości biurek znajdował tylko arkusze papieru pobazgrane bezsensownymi
zawijasami owoc całodniowej symulowanej działalności naukowej.
Jeśli tak wygląda działalność uczonych, to można sobie wyobrazić, jak wyglą-
da praca na niższych szczeblach, gdzie przeważają dwojacy i trojacy konkludo-
wał ze zgrozą, lecz natychmiast nasuwały się pocieszające wnioski. Ale jeśli
jest to zjawiskiem powszechnym, i mimo wszystko cały mechanizm społeczno-
gospodarczy jakoś działa, należy sądzić, iż praca wszystkich zatrudnionych oby-
wateli Argolandu jest psu na budę potrzebna, stanowiąc tylko kamuflaż. Ale. . .
dla kogo? Czemu ma służyć ta komedia? Przed kim jest odgrywana? Czy wszy-
scy udają przed wszystkimi, że wszystko tu dzieje się na serio, że jest niezbędne
i konieczne? Dla kogo ci prawdziwi zerowcy, ta bliżej nie określona grupa, zwana
Radą Nadzorczą, utrzymuje w ruchu tę fikcję, to społeczne perpetuum mobile
absurdu?
Sneer przypomniał sobie reklamowy pokaz sprawności sexomatów. Tak, już
wtedy nasunęło mu się podejrzenie, że automatyzacja wszystkich dziedzin ży-
cia czyni zbędną obecność człowieka na tym globie. Czyżby chodziło o to, by
za wszelką cenę utrzymać w społeczeństwie przekonanie, że tak nie jest? Prze-
cież, jeśli się dobrze zastanowić, to biorąc pod uwagę tę pozorność i umow-
ność czynności osób pracujących można by wyeliminować potrzebę pracy
dalszych kilkunastu procent ludności, pozostawiając na stanowiskach tylko tych,
którzy są niezbędni do nadzorowania automatów! W gruncie rzeczy stanowiło-
by to osiągnięcie celu, jakim jest społeczeństwo dobrobytu, zajęte tylko konsu-
mowaniem dóbr, już nawet bez konieczności stwarzania pozorów jakiejkolwiek
produktywnej działalności.
A jednak Rada Nadzorcza z jakichś jej tylko znanych powodów od-
wleka ten moment. Wygląda na to, że nawet usiłuje utrzymać istniejący stan
rzeczy! Toleruje dobrze znane i łatwe do zlikwidowania, ujemne zjawiska spo-
łeczne, przestępczość nawet, by nie trzeba było ograniczać liczebności aparatu
administracyjno-porządkowego! Utrzymuje instytuty, które niczego nie odkrywa-
ją, urzędy, które niczemu nie służą.
Zakładając, że w Radzie zasiadają ludzie rzeczywiście mądrzy, którzy wie-
dzą, co robią, należy wyciągnąć stąd wniosek, iż taki stan jest z jakichś względów
optymalny. Ta cała społeczna fikcja musi czemuś służyć, jeśli popierają ją Rady
wszystkich aglomeracji. Niemożliwe, by tym światem kierowali sami obłąkańcy!
rozumował Sneer, krążąc po pustych korytarzach instytutu. A ci, którzy
chcą ogółowi uświadomić umowność i sztuczność obecnej sytuacji, działają prze-
ciw zamiarom Rady, przeciw temu optymalnemu stanowi rzeczy i dlatego nie są
[ Pobierz całość w formacie PDF ]