[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrobisz, je¿eli siê nie zatrzyma?
 Strzelanie nic tu nie da  oSwiadczyÅ‚ Han.  Pamiêtaj, ¿e jest
wyposa¿ony w kwantowo-krystaliczny pancerz.  Han uruchomiÅ‚
98
komunikator.  Kyp, to ja, Han Solo. ChÅ‚opcze, muszê z tob¹ poroz-
mawiaæ.
W odpowiedzi bÅ‚yszcz¹cy okruch zamigotaÅ‚, kiedy pilot Pogromcy
SÅ‚oñc zmieniÅ‚ kurs i przyspieszyÅ‚.
 PeÅ‚ny ci¹g  rozkazaÅ‚ Han.  Ruszamy za nim.
 I tak przekraczamy ju¿ czerwone kreski  stwierdziÅ‚ Lando.
 Wytrzyma  odparł zawadiacko Han, a potem ponownie po-
chyliÅ‚ siê nad mikrofonem komunikatora.  Hej, Kyp, chocia¿ mnie
wysłuchaj!
Pogromca SÅ‚oñc, widoczny za iluminatorem, zatoczyÅ‚ Å‚uk, a po-
tem zacz¹Å‚ siê powiêkszaæ.
 Hmm... Han?  odezwaÅ‚ siê Lando.  Chyba siê do nas zbli¿a.
Han czuÅ‚ uniesienie na mySl o tym, i¿ Kyp jednak zawróciÅ‚, ¿eby
porozmawiaæ.
 MySlê, ¿e chce nas staranowaæ  zauwa¿yÅ‚ niepewnie Calrissian.
Han zamrugaÅ‚, nie wierz¹c wÅ‚asnym oczom. Znów pochyliÅ‚ siê
nad mikrofonem.
 Kyp, nie rób tego!  zawołał.  Kyp, to ja, Han!
Pogromca SÅ‚oñc przemkn¹Å‚ tu¿ obok. W ostatniej chwili zmieniÅ‚
kurs, ¿eby wystrzeliæ z obronnych laserów zamontowanych w zaÅ‚a-
maniach kadÅ‚uba. Han usÅ‚yszaÅ‚ huk trafieñ bÅ‚yskawic o kadÅ‚ub  So-
koÅ‚a i upewniÅ‚ siê, ¿e nie wyrz¹dziÅ‚y statkowi ¿adnej krzywdy.
 Chciał w ten sposób nas ostrzec  stwierdził Lando.
 Ta-a, to z pewnoSci¹ miaÅ‚o byæ coS w rodzaju ostrze¿enia  przy-
znał Han.  Kyp, dlaczego nie miałbyS...
W gÅ‚oSniku komunikatora zabrzmiaÅ‚ wreszcie zaÅ‚amuj¹cy siê gÅ‚os
mÅ‚odzieñca.
 Han, daj mi wreszcie spokój. Odleæ. Mam tutaj jeszcze du¿o
pracy.
 Uhm, Kyp... wÅ‚aSnie o tym chciaÅ‚bym z tob¹ pogadaæ  odrzekÅ‚
Han, nie wiedz¹c, co innego powiedzieæ.
Tymczasem Pogromca SÅ‚oñc zatoczyÅ‚ pêtlê, po czym zacz¹Å‚ siê
znów zbli¿aæ, jakby Kyp chciaÅ‚ zaatakowaæ ich po raz drugi. Kie-
dy maÅ‚y statek miaÅ‚ przemkn¹æ obok kadÅ‚uba, Han chwyciÅ‚ za dxwi-
gniê i zmieniÅ‚ kurs  Tysi¹cletniego SokoÅ‚a . RównoczeSnie wÅ‚¹-
czyÅ‚ generator promienia Sci¹gaj¹cego i pochwyciÅ‚ SmiercionoSn¹
maszynê.
 Hej, złapałem go!  zawołał zdumiony.
Impet Pogromcy SÅ‚oñc byÅ‚ tak du¿y, ¿e omal nie obróciÅ‚  Soko-
Å‚a wokół osi, ale promieñ Sci¹gaj¹cy nie puSciÅ‚. Han zwiêkszyÅ‚ do-
99
pływ mocy do generatora i wzmocnił niewidoczny uchwyt. W re-
zultacie oba statki leciały w tej samej odległoSci od siebie wysoko
ponad pÅ‚aszczyzn¹ orbity czerwonego karÅ‚a, który wci¹¿ pulsowaÅ‚.
 No dobrze, Han  odezwaÅ‚ siê Kyp.  Je¿eli wÅ‚aSnie tego chcesz...
Nie mogê zrobiæ nic, ¿eby ciê powstrzymaæ.
W gÅ‚oSniku komunikatora rozlegÅ‚ siê trzask i Å‚¹cznoSæ zostaÅ‚a
przerwana.
 Nie podoba mi siê jego ton  zauwa¿yÅ‚ Calrissian.
W sterowni  SokoÅ‚a odezwaÅ‚ siê znów gÅ‚os Kypa.
 Jedna taka rezonansowa torpeda wystarczy, by doprowadziæ do
eksplozji caÅ‚ej gwiazdy. Jestem pewien, ¿e bez trudu poradzi sobie
z tak¹ kup¹ zÅ‚omu jak  Sokół .
Han popatrzyÅ‚ na ksztaÅ‚t Pogromcy SÅ‚oñc, podobny do okruchu
krysztaÅ‚u. Toroidalna antena generatora zaczêÅ‚a siê jarzyæ; przebie-
gaÅ‚y po niej skwiercz¹ce zielone i bÅ‚êkitne bÅ‚yskawice. Kyp przygo-
towywaÅ‚ siê do wystrzelenia jednego z pocisków na odlegÅ‚oSæ, która
chyba nie mogÅ‚a byæ mniejsza.
 Nie podoba mi siê to wszystko  krêc¹c gÅ‚ow¹, oSwiadczyÅ‚ Lando.
100
ROZDZI A£
Promienie przedpoÅ‚udniowego sÅ‚oñca przeSwiecaÅ‚y przez otwar-
te Swietliki wielkiej komnaty audiencyjnej Swi¹tyni Massassów. ZÅ‚o-
ciste sÅ‚oneczne strzaÅ‚y ukÅ‚adaÅ‚y siê w cêtkowane wzory na gÅ‚adkich,
bÅ‚yszcz¹cych kamieniach posadzki i odbite od nich, padaÅ‚y na ocio-
sane kamienie Sciany.
Duch Luke a Skywalkera, unosz¹c siê tu¿ obok nieruchomego
ciaÅ‚a, przygl¹daÅ‚ siê, jak Cilghal i blixniêta ponownie skÅ‚adaj¹ mu
wizytê. Cilghal trzymaÅ‚a dzieci za r¹czki i szÅ‚a Srodkiem promena-
dy, stawiaj¹c dÅ‚ugie, posuwiste kroki. Tego ranka miaÅ‚a na sobie
bÅ‚êkitn¹ szatê kalamiariañskiej pani ambasador, a nie ponury pÅ‚aszcz
Jedi. Za Kalamariank¹ kroczyÅ‚ drêczony wyrzutami sumienia Streen
razem z silnie umiêSnion¹ i gibk¹ Kiran¹ Ti z Dathomiry.
Artoo-Detoo nie oddalaÅ‚ siê od ciaÅ‚a Luke a le¿¹cego na kamien-
nym stole, tocz¹c siê powoli w tê i w tamt¹ stronê jak dobry stra¿-
nik. Po potwornej burzy, która niedawno szalała w audiencyjnej
sali, maÅ‚y astromechaniczny robot wzi¹Å‚ na siebie obowi¹zki pil-
nowania ciaÅ‚a mistrza Jedi. Luke czuÅ‚ gÅ‚êbokie wzruszenie na mySl
o lojalnoSci i przywi¹zaniu robota, chocia¿ nie byÅ‚ tym specjalnie
zaskoczony.
Blixniêta Hana i Leii z szeroko otwartymi oczami wpatrywaÅ‚y siê
w jego ciaÅ‚o, a duch Luke a têsknie spogl¹daÅ‚ na dzieci. Nie mog¹c
siê porozumiewaæ, miaÅ‚ wra¿enie, ¿e zostaÅ‚ pochwycony w puÅ‚ap-
kê. ByÅ‚ ciekaw, co zrobiÅ‚by Obi-Wan Kenobi, gdyby znalazÅ‚ siê w po-
dobnej sytuacji. Luke nie w¹tpiÅ‚, ¿e odpowiedx znajdzie w Mocy;
nie wiedziaÅ‚ tylko, gdzie i jak powinien jej szukaæ.
101
 Widzicie, dzieci? Wujek Luke jest bezpieczny  odezwaÅ‚a siê Cil-
ghal.  UratowaliSmy go poprzedniej nocy. Pomogła mu wasza mama.
Wszyscy mu pomagaliSmy. Wci¹¿ szukamy sposobu, by go obudziæ.
 Ja nie Spiê!  zawoÅ‚aÅ‚ oburzony duch Luke a, chocia¿ wiedziaÅ‚,
¿e ¿adna spoSród przybyÅ‚ych osób go nie sÅ‚yszy.  To ja muszê zna-
lexæ jakiS sposób, ¿eby móc siê z wami porozumieæ.
Blixniêta nie przestawaÅ‚y wpatrywaæ siê w nieruchome ciaÅ‚o le-
¿¹ce na kamiennym stole.
 On nie Spi  oSwiadczył nagle Jacen.  Jest tutaj.
MaÅ‚y chÅ‚opczyk przekrzywiÅ‚ ciemnowÅ‚os¹ główkê i popatrzyÅ‚
prosto w oczy ducha Luke a.
Wstrz¹Sniêty Luke odwzajemniÅ‚ jego spojrzenie.
 Ty mnie widzisz, Jacenie, prawda? Czy sÅ‚yszysz to, co mówiê?
Tym razem i Jacen, i Jaina energicznie kiwnêli główkami.
Cilghal poÅ‚o¿yÅ‚a dÅ‚onie na ramionach dzieci i wywieraj¹c deli- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl