[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeżyła kawał życia bez mężczyzny, a serdecznych koleżanek też nie
miała od wielu lat.
- Jeszcze raz gratulacje! - Sophie spojrzała na Callie, która była tą
poważniejszą w tej parze.
^ Zdarzyło się coś nowego w śledztwie? To znaczy coś, o czym możecie
mi powiedzieć. Jeśli nie, to nie ma sprawy. Chodzi o to, że... po prostu
rozmawiając z wami przez telefon, miałam wrażenie, że jesteśmy w
jednym zespole. Muszę się pilnować, bo w rzeczywistości może być
inaczej.
212
JESSICA ANDERSEN
Callie uśmiechnęła się lekko.
- Jesteśmy dość wyluzowani, oczywiście w granicach rozsądku. I mogę ci
powiedzieć tyle, że mamy mnóstwo pytań i żadnych odpowiedzi. Biorąc
pod uwagę ilość śniegu, która spadła na Lonesome Lake podczas drugiej
burzy śnieżnej, to w zasadzie nic nie możemy tam zrobić. I, oczywiście,
nam też się z tobą dobrze rozmawiało. Jesteśmy tutaj również z tego
powodu. Głosujemy za tym, żebyś ty, twój chłopak milioner i jego
cudowny synek zostali z nami przez jakiś czas. Może niekoniecznie w
Lonesome Lake, dopóki nie oczyścimy terenu z przestępców, ale w
Kenner City.
Sophie poczuła, że różowieją jej policzki.
- Mój chłopak? Trochę dziwne określenie dla faceta, który przecież nie
jest już... hm... chłopcem.
- Z pewnością nie! - roześmiała się Callie.
- To może kochaś? - zaproponowała Ava.
- Nie, tylko nie to! - krzyknęła rozbawiona Sophie.
- Romeo, twój boska Romeo - zanuciła Callie. Zaczęły się przekrzykiwać,
docinać, piszczeć
z radości - typowe babskie zamieszanie, w które wdarły się męskie głosy
dochodzące z korytarza. Otwarły się drzwi i stanął w nich Griffin z
Lukiem. Nieco speszony chłopczyk trzymał w rękach tekturową teczkę.
Callie wstała, nagryzmoliła coś na karteczce i wręczyła ją Sophie.
- Tutaj jest mój numer telefonu. Jeśli zostaniesz* w Kenner City jeszcze
przez jakiś czas, to daj nam znać. Chętnie się z tobą spotkamy na
pogaduchy.
NA KRAWDZI
213
Ava i Callie wyszły, kłaniając się Griffinowi i pieszczotliwie
przeczesując włosy Luke'a. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Sophie
uniosła oparcie łóżka za pomocą zdalnego sterowania.
Coś lekko ścisnęło ją w żołądku, zapowiadając, że ta wizyta może być dla
niej przełomowa. Problem w tym, że nie wiedziała, w którą stronę prze-
waży się szala losu. Ona i Griffin zbliżyli się do siebie w Lonesome Lake,
ale ile zostało z tego, co sobie wzajemnie powiedzieli, zanim helikopter
przerzucił Griffina do życia realnego?
No tak, faktycznie był przy jej boku podczas rekonwalescencji i nawet
przy szeryfie i agencie FBI dał do zrozumienia, że istniała dla nich jakaś
wspólna przyszłość, ale jaki kształt ona przybierze? Czy Griffin
zrezygnuje z rodzinnej tradycji i przestanie poszukiwać wyśnionej
tradycyjnej żony? Czy będzie otwarty na negocjacje?
Nie była w stanie domyślić się żadnych odpowiedzi z jego wyrazu
twarzy, więc pozostało jej tylko przywitać gości.
- Witajcie, chłopaki. - Skupiła się na malcu, który trzymał się Griffina. -
Cześć, Luke. Jestem Sophie.
Luke, który ze swoimi krótkimi blond włoskami
214
JESSICA ANDERSEN
i brązowymi oczami zdawał się miniaturową wersją Griffina, spojrzał na
ojca i zapytał:
- Teraz, tato?
- Tak - odparł Griffin nieco chropowatym tonem. - Teraz jest dobry
moment. - Zledził wzrokiem synka, który podszedł do Sophie i wyciągnął
w jej stronę teczkę.
- To dla ciebie.
- Dziękuję. - Wzięła teczkę, choć nie miała zielonego pojęcia, co może
kryć się w środku.
Lukę natomiast wrócił do taty.
Griffin usiadł na swoim krześle koło łóżka i wziął synka na kolana. Miał
na sobie dżinsy i sweter w kolorze oczu zrobiony na drutach. Wydawał
się znacznie bardziej zrelaksowany niż zwykle. Nie był ani żołnierzem,
ani biznesmenem, ani nawet kochankiem. Był ojcem.
Sophie instynktownie czuła, że właśnie takiego człowieka cały czas w
nim szukała. Ale to nie na swojego syna patrzył teraz z bezgraniczną i nie-
skrywaną przed światem^ miłością.
Patrzył na nią.
- Otwórz teczkę, a zanim się wściekniesz, zrób mi tę uprzejmość i
wysłuchaj mnie, proszę.
- Cóż mam powiedzieć po takim wstępie...-Gdy otwierała teczkę, poczuła
dziwną lekkość w sobie.
Pierwsza kartka była wydrukiem mejla ze skrzynki nadawczej Tony'ego z
firmy Wade & Kane. Było w nim tylko jedno słowo:
NA KRAWDZI
215
Załatwione.
Sophie podniosła wzrok na Griffina.
- Co jest załatwione?
Jego oczy w jednej sekundzie stały się twarde, wyraziste, stanowcze.
- Powiedziałem zarówno jemu, jak i jego żonie, że narażą się na poważne
przykrości, jeśli kiedykolwiek się z tobą skontaktują, będą cię zaczepiać,
oczerniać lub nawet tylko o tobie pomyślą. I trochę powietrza z nich
uszło, zapewniam, a nawet całkiem sporo. - Przerwał na chwilę. - Jeśli
chcesz mnie oskarżyć, że ich zastraszyłem, to przyznaję się bez bicia:
owszem, zastraszyłem. I zrobię im piekło na ziemi, jeśli przestaną się bać,
o czym doskonale wiedzą. Sophie, to Destiny zaczęła tę wojnę.
- To prawda. - Próbowała nie odczuwać satysfakcji, że Griffin tak
potraktował Destiny, ale zbytnio się jej to nie udało. Prawdę mówiąc, była
usatysfakcjonowana jak diabli. - Kto mieczem wojuje, ten od miecza
ginie. - Uśmiechnęła się do niego i Lukę'a. - Dziękuję.
- Przeglądaj teczkę dalej - zachęcił Griffin. - Choć może znowu coś
najpierw wyjaśnię.
- No tak, teraz to już jestem totalnie spięta.
- Uwierz mi, nie tak bardzo jak ja.
Po raz pierwszy, odkąd poznała Griffina, faktycznie wyglądał na mniej
pewnego niż na swoje zwykłe sto procent.
216
JESSICA ANDERSEN
- Nie zalejesz mnie kawą, co?
- Postaram się. - Odetchnął głęboko. - No więc tak. Spłaciłem twoje długi.
Wszystkie. - Podniósł rękę, żeby mu nie przerywała, nie dostrzegając, że
zabrakło jej tchu w piersiach. - Wiem, że wcale tego nie chciałaś, wręcz
przeciwnie, bardzo byś oponowała. Pewnie teraz myślisz, że zrobiłem to,
żebym mógł cię kontrolować czy też żebyś czuła się mi coś winna, no
wiesz, coś w tym stylu. I doskonale wiem, że to właśnie tak może
wyglądać. Proszę jednak, uznaj to za zadośćuczynienie za to, że
zawiozłem cię do Lonesome Lake, gdzie byłaś narażona na utratę zdrowia
lub życia. To nic innego jak oznaka przemiany naszego układu w związek
oparty na zasadzie fifty-fifty.
To były dla niej magiczne słowa.
- Fifty-fifty, tak? A co dokładnie będę mogła zrobić ze swoją połową tego
związku?
- Cokolwiek tylko ci przyjdzie do głowy. Jeśli chcesz studiować prawo na
uniwersytecie, to proszę bardzo. Z drugiej s^ony gdybyś chciała wyko-
rzystać nasze pieniądze, by od razu otworzyć kancelarię adwokacką i
zatrudnić z pół tuzina prawników pracujących dla dobra twojej sprawy, to
też bardzo proszę. Twój wybór, twoja wola. No cóż, możesz robić
wszystko, co zechcesz, wyszywać serwetki albo kandydować na
prezydenta. Będę cię wspierał we wszystkich twoich poczynaniach.
- Nie wiem, czy z tym wszystkim sobie poradzę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl