[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niepokoić.
- I jak ci się udało wszystko naprawić? - Flemming zadał to pytanie bez szczególnego
zainteresowania, lecz jednak zadał.
- PoprosiÅ‚em Åshild o pomoc i caÅ‚kiem siÄ™ przed niÄ… otworzyÅ‚em. Do dziÅ› pamiÄ™tam
poczucie wstydu i poniżenia. Długo mnie dręczyło.
Ole skradał się coraz bliżej. Flemming niczego nie zauważył, chociaż zaczęło już szarzeć i
nad koronami drzew pojawiła się cieniutka smuga światła.
- Nie jestem taki silny jak ty i twoja matka. Wy potraficie znieść wszystko. Umiecie z
podniesioną głową spoglądać na wszystkie przeciwności. Ale nie wszyscy to potrafią.
- To tylko pozory, Flemming. Przysięgam ci, że mama też miewała bardzo ciężkie i trudne
okresy. Wydawało mi się zresztą, że dobrze o tym wiesz... - Ole miał na myśli przede wszystkim
czas, w którym żył jeszcze jego ojciec. Każda kobieta by się załamała, widząc, jak jej mąż skazuje
syna na śmierć. I właśnie wtedy, w tym najstraszliwszym momencie jej życia, pojawił się
Flemming. - To ty ją uratowałeś, gdy pierwszy raz zjawiłeś w Hemsedal.
Chyba nie chcesz jej teraz tego wszystkiego odebrać? Uważasz, że zasłużyła sobie na
kolejny wielki cios? - Ole nie był pewien, czy nie pogorszy sprawy, mówiąc o matce, postanowił
jednak próbować wszystkiego. Głos Flemminga budził w nim przerażenie, bo należał do człowieka,
który nie ma już po co żyć.
- Ona dobrze sobie radzi. Hannah zawsze sobie poradzi.
- Doskonale wiesz, że to nieprawda. Ona cię potrzebuje - mówił Ole bardzo stanowczo. -
Nigdy nie była taka szczęśliwa, jak wówczas, gdy poznała ciebie. Tobie zawdzięcza nowe życie.
Dzięki tobie urodziła Birgit.
- Przestań! Nie chcę tego słuchać! - Flemming chciał krzyknąć, lecz wydobył z siebie tylko
schrypnięty szept. - Rozczarowałem ją. Zniszczyłem wszystko.
Ole zauważył, że Flemming się wyprostował, lecz pochylił głowę. Gdy zaczął manipulować
przy buteleczce, Ole zdrętwiał.
- Flemming! Bardzo cię proszę. Miej wzgląd na mnie. Wydawało mi się, że jesteśmy
przyjaciółmi, że możemy na sobie polegać. - Ole ciągle się do niego zbliżał. - Potrzebuję kogoś, z
kim mógłbym porozmawiać. Jak mężczyzna z mężczyzną. Kogoś kto mnie zna, kogoś, kogo nie
przerażają moje umiejętności. - Ole był już blisko pnia, zostało mu parę kroków. I nie spuszczał
wzroku z dłoni Flemminga.
- Pamiętam swoje pierwsze wizje. Pamiętam, jak im zaufałem. Nikt mi nie wierzył, nawet
mama. Tylko ty mnie rozumiałeś. Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie wspierałeś.
Ole poczuł coś wilgotnego na policzku. Nigdy przedtem nie był tak szczery wobec
Flemminga. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo za nim tęsknił od czasu swego ślubu. I nagle
zrozumiał, że będzie mu go bardzo brakowało, jeśli Flemming...
- Ani kroku dalej!
Ole się zatrzymał. Miał nadzieję, że Flemming nie zauważył, że Ole się do niego zbliża, ale
się mylił. Może powinien teraz skoczyć? Może zdąży, nim doktor podniesie buteleczkę do ust... A
jeśli nie...
- Kocham cię. Kocham was wszystkich. Ale nikt nie może mi pomóc. Jestem tylko ciężarem
i dłużej tego nie zniosę. - Flemming mówił jak odurzony, powtarzając się nieustannie. - Bez
względu na to, co robię, zawsze kogoś rozczarowuję. Zniesiecie jakoś i to ostatnie rozczarowanie.
Gwałtownym ruchem podniósł dłoń do ust, lecz w tej samej chwili Ole skoczył i go
przewrócił. Zwinnym, rysim ruchem chwycił leżącego za ręce, żeby się upewnić, czy nie ma w nich
buteleczki. Dopiero gdy upewnił się, że niebezpieczeństwo minęło, kucnął przy leżącym
Flemmingu.
- Nic ci się nie stało? Nie uderzyłeś się?
- Upokorzyłeś mnie. To najgorsza rzecz, jaką mogłeś zrobić.
Flemming leżał całkiem spokojnie, jakby opuściły go wszystkie siły. Nie próbował nawet
szukać buteleczki. Leżał tylko na boku, z policzkiem wtulonym w suche liście. Zwitało już, wody
jeziora były coraz jaśniejsze. Ciszę przerwało nagle kwakanie kaczek. Nowy dzień, pomyślał Ole ze
smutkiem i spojrzał z troską na Flemminga.
Rozdział 7
Zwiatła paliły się we wszystkich oknach, wszędzie było pełno ludzi. W stajni zrobiło się
ciasno, stajenni mieli ręce pełne roboty. Dokoła dziedzińca płonęły pochodnie. Jesienny wieczór
wydawaÅ‚ siÄ™ Å‚agodny i ciepÅ‚y. Z okien sÄ…czyÅ‚a siÄ™ muzyka pomieszana ze Å›miechem. W Sørholm
bawili siÄ™ goÅ›cie. Hannah w koÅ„cu dotrzymaÅ‚a sÅ‚owa i zorganizowaÅ‚a przyjÄ™cie na cześć Åshild i
Olego.
Teraz przechadzała się między gośćmi, wspominając dzień, w którym Flemming i Ole
wyłonili się z lasu jak dwa upiory. Obaj trupiobladzi, z podkrążonymi oczami, które zdradzały, że
nie spali przez całą noc. Hannah od razu zrozumiała, że zdarzyło się coś poważnego, lecz dopiero
następnego dnia Ole jej opowiedział, co zaszło nad brzegiem jeziora. W tamtej chwili żadne z nich
nie przypuszczało, że zaplanowane przyjęcie się odbędzie.
Hannah rozejrzała się dokoła, uśmiechając się do gości. Zamieniła parę słów z damami
stojącymi w grupkach, wskazała drogę do toalety. Wszystko wskazywało na to, że goście dobrze się
bawią. Pani domu odetchnęła więc z ulgą. Niepokoiła się, czy Flemming sprosta obowiązkom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl