[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niech i tak będzie. Jeśli nie chcą robić interesów ze mną, droga wolna -
westchnął. - W żadnym wypadku nie poddam się anonimowemu szantażowi...
Ludzie stojący na ulicy mogli dostrzec ciemną sylwetkę za szybą biura firmy
Low&Svingen na pierwszym piętrze. Fabian siedział nachylony nad biurkiem,
a lampa stojąca na biurku rzucała jego cień na okno. Sąsiednie okno również
rozjaśniał strumień światła. Ole nigdy nie wychodził z pracy przed Fabianem,
taki miał nawyk z czasów, kiedy zatrudni! się w firmie. Teraz połowa
przedsiębiorstwa należała do niego, lecz Ole nie zmienił przyzwyczajeń. Nie
miał do kogo wracać, czekało nań puste mieszkanie.
Jedynie w święta Bożego Narodzenia pozwalał sobie na kilka wolnych dni.
Zasiadał wtedy w fotelu z dobrą książką i nie czuł się samotny. Dawno temu
pogodził się z myślą, że nigdy nie założy rodziny. %7ładna kobieta nie
zechciałaby kaleki za męża. Ole nie bolał z tego powodu. Nauczył się spędzać
czas we własnym towarzystwie i nie odczuwał zazdrości wobec Fabiana i
innych mężczyzn, którzy wiedli szczęśliwe życie rodzinne.
Zbliżały się święta, magazyny zapełnione były do połowy, nowe dostawy
miały dopiero nadejść. Nie było w tym nic niepokojącego, przed Gwiazdką,
Nowym Rokiem i Wielkanocą firma sprzedawała najwięcej szkła, porcelany,
sprzętów kuchennych i upominków. Cały czas jednak z Holandii, Niemiec i
Anglii napływały zamówione towary. Część z nich przewoziły statki Kompanii
Wschodnioindyjskiej. Za każdym razem, kiedy frachtowiec przybijał do portu,
Ole i Fabian z wielką ekscytacją oglądali wszystkie skrzynie. Jeśli dopisze im
szczęście, kolejne transporty nadchodzić będą regularnie przez wszystkie dni,
które zostały do Bożego Narodzenia.
Ole poprawił stos papierów, ustawił księgi rachunkowe na półce i posprzątał
blat biurka. Mebel, którym dysponował, był znacznie mniejszy od biurka
Fabiana, ale tylko dlatego, że Ole miał ograniczoną zdolność ruchów. Siedząc
na specjalnie skonstruowanym krześle, trzymał potrzebne przedmioty w
zasięgu ramion.
Usłyszał, że Fabian zamyka szuflady i drzwiczki szaf, sposobiąc się do
wyjścia. Odpowiedział, kiedy pan Low krzyknął słowa pożegnania przez drzwi
i siedział nieruchomo, nasłuchując cichnących kroków na schodach. Fabian
idzie na obiad do Hannah, pomyślał. Jego gosposia zapewne też przygotowała
gorący posiłek. Na myśl o tym Ole poczuł głód. Panna Vister prowadziła jego
gospodarstwo, gotowała i sprzątała. Była to dama poważna, która sumiennie
wykonywała swoje obowiązki.
Ole wstał i założył płaszcz, ciepłe wełniane okrycie z klapami wyłożonymi
futrem. Bardzo dbał o strój, zapewne wskutek napomnień, których Martę
Svingen udzielała mu w młodości. Szalik, skórzana czapka, rękawiczki. Był
gotowy do drogi. Przed zdmuchnięciem świecy podszedł do okna i gwizdnął
trzykrotnie.
Schodził długo po schodach. Uważał to za znakomite ćwiczenie fizyczne i
sprzeciwiał się planom przeniesienia biura na parter. To była propozycja
Fabiana, lecz Ole zdecydowanie ją odrzucił. Nie życzył sobie, by przechodnie
zaglądali przez okna do środka i nie chciał, by widok pustych pomieszczeń
sprowokował jakichś łobuzów do stłuczenia szyby. Nie, zamierzał wdrapywać
się na schody, by dać wyraz swojej silnej woli.
Nie zdążył dojść do drzwi, kiedy te otworzyły się i w progu ukazał się młody
chłopak w zbyt obszernej czapce.
- Powóz gotowy.
- Dziękuję, Ulriku. Co bym bez ciebie począł? Co słychać u siostry? - Ole
pogrzebał w kieszeni i dał chłopcu miedziaka.
- Idzie ku lepszemu. Już tak nie kaszle.
- To mnie cieszy. Pamiętaj, by zakładać skarpetki. - Ole postukał buty Ulrika
laską.
- Jutro założę, panie Svingen. - Chłopak skłonił się i wsunął monetę do
kieszeni. - Bardzo dziękuję.
Ole wsiadł do powozu. Właśnie miał dać znak woznicy, by ruszał, kiedy
zjawił się jakiś człowiek. Zatrzymał się i spojrzał w górę w kierunku okien
należących do firmy Low&Svingen.
- Czy tu sprzedają porcelanę? - Mężczyzna patrzył jeszcze chwilę w okna,
po czym odwrócił się. - Low to nazwisko właściciela?
- Firma prowadzi sprzedaż różnych towarów, również porcelany. - Ole
przyglądał się nieznajomemu. Mężczyzna mógł mieć około czterdziestu lat, był
dobrze ubrany, nosił starannie przystrzyżoną brodę. Sprawiał wrażenie
podekscytowanego, jakby właśnie znalazł pudełko czekoladek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]