[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nabierałem coraz głębszego przekonania, że Neil Carlton wybrał ostatniego ze
wszystkich ludzi, jakich mógłby wysłać w takiej misji do świątobliwego, praco-
witego miasteczka. To powinien być ktoś stateczny, trzezwy, zrównoważony, jak
przystało na badacza. Ja ulegałem nastrojom, miałem fanaberie, bujałem w obło-
kach. Redakcja  Globusa nie zatrudniłaby mnie nawet do wynoszenia koszy ze
śmieciami.
Zobaczyłem Joan Terrill w sali restauracyjnej hotelu  Bahnhof , ledwie tam
usiadłem przy moim stoliku. Wydawało się, że ta dziewczyna zawsze porusza się
rześko, i teraz też wniosła ze sobą powiew świeżego powietrza, zarumieniona,
z lekka potargana. Była duszą i sercem nieprawdopodobieństwa. W niczym ani
trochę mi nie przypominała żadnej ze znajomych dziennikarek pracujących w re-
dakcji gazety czy periodyku.
 Muszę z panem porozmawiać  oznajmiła podchodząc.  Pozwoli pan,
że przysiądę się na minutę?
To pytanie było niedorzeczne. Każda inna dziewczyna przysiadłaby się od ra-
zu. A ona wlepiła we mnie swe ciemne oczy niespokojnie, jak gdyby wątpiła,
czy zechcę jej poświęcić chwilę. Uznałem ją za doskonałą odtrutkę na prześladu-
jącą mnie myśl o grobach zarazy. Chciałem, rzeczywiście chciałem, słuchać jej,
chciałem z nią rozmawiać.
 Jest pani odpowiedzią na modlitwę  powiedziałem.  Właśnie wróci-
łem z kościoła, gdzie odmówiłem nowennę, żeby mi niebo zesłało jakąś ładną
dziewczynę, która by zjadła ze mną obiad.
52
 Niebo?  Nagle znów panowała nad sobą, patrzyła na mnie z góry.  I no-
wennę? Nowennę odmawia się przez dziewięć dni albo przez dziewięć tygodni.
Pan nawet nie przechodził blisko kościoła.
 SkÄ…d pani wie?
 Mogę się założyć.
 Zwietnie.  Podałem jej jadłospis.  Wygrała pani zakład. Wygrała pani
obiad z białym winem.
Jadłospis był niedużą kartką, wybór potraw ograniczony, jak przystało na dru-
gorzędny hotel w małym miasteczku. Joan Terrill wzięła tę kartkę machinalnie.
Powiodła wzrokiem po menu, w ogóle go nie widząc.
 Liczę do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć  powiedziała.  Jak pan się
chyba domyśla, chcę czegoś od pana. Powinnam podejść dyplomatycznie, ale pan
mnie zbija z tropu. Ma pan nade mną okropną przewagę. No, ale zdobyłam się na
śmiałość. Wcale mi nie chodziło o zaproszenie na obiad.
 Nie została pani zaproszona. Pani ten obiad wygrała. Powie mi pani, o co
chodzi, kiedy już wypijemy ostatnią kroplę wina. Nie odmówię pani. Czy to nie
proste? Niech pani będzie spokojna.
 Pan nie wie, czy mi pan nie odmówi.
 Wiem. Z całą pewnością.
Lekko wzruszyła ramionami i przynajmniej w tym momencie wyglądała tro-
chÄ™ na dziennikarkÄ™.
 Sam pan tego chciał  powiedziała.
Przestudiowaliśmy jadłospis i zamówiliśmy potrawy. Zamawianie było dla
niej sprawą poważną. Aż marszczyła czoło. Przypomniałem sobie, jaka była zde-
nerwowana, że w autobusie nie ma kierowcy. Prawdopodobnie  pomyślałem 
ona zawsze, nawet w błahych sprawach, traktuje życie z całą powagą jako szereg
urwistych wysokich gór, na które musi się wspinać.
 Właśnie podsumowywałem wszystko, co wiem o pani  powiedziałem.
 Pan o mnie nie wie nic.
 Wiem, że pani jest religijna, bardzo religijna. Niewątpliwie katoliczka.
Ochrzczono panią imieniem Joan, zapewne z myślą o Joannie D Arc. Pisze pani
dobrze, bo inaczej  Globus by pani tu nie wydelegował. Ponętna z pani dziew-
czyna, ale wciąż stara się pani psuć ten efekt. Jest pani nietolerancyjna.
Bez uśmiechu patrzyła mi w oczy.
 Pan się spodziewa, że ja na to wszystko odpowiem?
 Nie, nie musi pani.
 W takim razie odpowiem tylko dla własnej satysfakcji. Nie samoobrona,
tylko wyjaśnienie.
 Jak pani sobie życzy.
 Dobrze.  Obróciła w palcach kieliszek z winem i wpatrywała się teraz
w szkło.  Rzeczywiście jestem religijna, bo wierzę w Boga. Religia jest ogni-
53
wem łączącym z Nim. Ludzie innych wyznań też mają takie ogniwa, może nawet
mocniejsze. Nie wiem. Mnie siÄ™ podoba ogniwo katolickie. Jestem wierzÄ…ca.
Zrobiła mały ruch prawą ręką, odsuwając ten temat jako wyczerpany.
 Dostałam imię po Joannie D Arc, tak jak pan się domyślił. Moja matka czu-
ła do niej szczególne nabożeństwo. Joanna D Arc wiele dla mnie znaczy.  Rzu-
ciła mi badawcze spojrzenie.  W pana głosie, kiedy pan mówił o niej, brzmiało
trochę pogardy. Lekceważenie.
 Nie wiedziałem, że mam głos tak pełny ekspresji. Ale myślę, że pani prze-
sadza.
 Jestem wyczulona na głosy.
 Najwidoczniej. Zgoda. Dla mnie Joanna D Arc jest sfałszowaną legendą,
rozdmuchaną przez pobożnych i przez romantyków. Ta legenda do mnie nie prze-
mawia. Byłem w Rouen, stałem tam, gdzie Joanna D Arc spłonęła na stosie, i na-
dal nic. Nierealna.
 Chciałabym pojechać do Rouen. Wiem, że ja bym ją tam odnalazła. 
Wzruszyła lekko ramionami.  Mniejsza z tym. Następny punkt. Pan się myli.
Wcale nie piszę dobrze. Przeraża mnie okropnie ta część zlecenia. Jestem specja-
listką od badań, tylko to dobrze robię.
Umilkła i znów zaczęła obracać kieliszek. Czekałem spokojnie, cierpliwie.
Ciekaw byłem, jak ona poradzi sobie z następnym punktem.
 Co do tego, że jestem ponętna  rzekła powoli  nie będę udawała skrom-
nisi. Wiem, że nie jestem szpetna. Wykorzystuję to, co mam.  Znów nasze oczy
się spotkały.  Ale ja nie biegam za mężczyznami, nie kokietuję ich. Mało który
jest tego wart. Znajomych, mężczyzn i kobiety, staram się mieć niedużo. A co do
tego, że jestem nietolerancyjna, powstrzymam się od komentarza, powiem panu
tylko, że tolerancja według mnie oznacza poparcie. Gardzę podłością, brakiem
szacunku i wulgarnością, ale nie nazywałabym tej pogardy nietolerancją.
Zaskoczyła mnie swoim wybuchem, w tym samym jednak momencie kelner-
ka podaÅ‚a nam obiad, wiÄ™c odpowiedz mogÅ‚em sobie darować. Maitre d hôtel
przyniósł wino i znów byliśmy sami.
 Na panią kolej  powiedziałem.  Co pani chce wiedzieć o mnie?
Potrząsnęła głową.
 Nic. Nie wolno mi pana teraz osądzać. Przecież mam prośbę do pana.
 Już mówiłem, że ją spełnię.
 Nie będę pana trzymać za słowo. Może pan się rozmyślić, kiedy pan usły-
szy, co to za prośba.
 Nie rozmyślę się.
Gawędziliśmy przy stoliku, nie poruszając rzeczy istotnych. Ona dorastała
w Cincinnati, a ja w St. Louis, oboje pochodziliśmy znad wielkich rzek, jeśli to
ma jakiekolwiek znaczenie. Zmiała się, kiedy powiedziałem o tym, i śmiech jej
był jak muzyka.
54
 Chodziłam do szkoły w Cincinnati  opowiadała  i ukończyłam college
Zwiętego Józefa nad Ohio. Mogłyśmy widzieć stan Kentucky z Góry Zwiętego
Józefa. Ale urodziłam się w Elkhart w stanie Indiana. Tam również była rzeka
i wielka odnoga rzeki. W Elkhart wyrabia siÄ™ instrumenty muzyczne wszelkiego
rodzaju. To mnie Å‚Ä…czy z Friedheim.
 Luzno.
 Nie tak luzno.  Zbyła ten temat machnięciem ręki i pochyliła się ku
mnie.  No, teraz powiem, czego od pana chcę. Bo za chwilę stracę całą odwagę.
 Niech jÄ… pani zachowa. O co chodzi?
 Redakcja załatwiła fotografa  powiedziała  jakiegoś Niemca z Mona-
chium. Mam przesyłać moje korespondencje pocztą lotniczą i trzymać się termi-
nów. Fotograf bardzo mi jest potrzebny. Zadzwoniłam do niego do Monachium,
ale przyjedzie dopiero pojutrze. Powiedział, że  Globus płaci mało, więc on mu-
si to odbębnić raz dwa. Chyba ma rację.  Globus albo przysyła fotografów ze
Stanów Zjednoczonych i płaci im ciężkie pieniądze, albo angażuje kogoś z miej-
scowych dosłownie za grosze.
Było jasne, czego ona chce, ale zmierzała do tego powoli, z wahaniem. Wcią-
gnęła głęboki oddech.
 Przypomniała mi się ta krowa, którą pan narysował. Ja. . . no, czy zechciał- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl