[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Może i przyszły jakieś listy do Przylesia, będą leżały i czekały na jej powrót. Do
Anglii. . . Oczywiście, że należy natychmiast jechać do Anglii w pogoni za tym
jubilerskim półgłówkiem!
Sama przed sobą ukrywając fakt znacznie większego zainteresowania mło-
dym lordem niż diamentem, podjęła błyskawiczną decyzję. Myślało się jej jesz-
cze szybciej. Mogą jej zabronić, rodzina, nawet babka, zaprotestuje, wobec tego
97
w ogóle nie należy pytać o pozwolenie! Zatelegrafuje do babki, że jedzie, i cześć,
sprawa załatwiona. Pieniądze dostanie od londyńskiego plenipotenta, a, prawda,
zlecenie musi wysłać ojciec. . . nie, nie ojciec, matka. Trzeba zatem pchnąć tele-
gram także i do Przylesia. Prom do Anglii. . .
Odpływa jeszcze dzisiaj jakiś statek? spytała pośpiesznie.
Antoinette otarła oczy, gotowa współdziałać w pościgu za narzeczonym, bez
względu na jego stan posiadania. Spojrzała na tykający nad komodą zegar.
Za półtorej godziny. Zdąży pani. Ale jeśli. . . A policja. . . ? A co będzie,
jeśli policja. . . ?
Nic. Nie zabił przecież tego Gastona. Uciekł z głupoty. Wszystko się im
wytłumaczy, a o diamencie nie powiemy. . .
Ten program Antoinette przyjęła bez namysłu. Zerwała się z miejsca, razem
wybiegły z domu. W poczekalni promu Justyna napisała dwa telegramy i wysłała
z nimi na pocztę zniecierpliwioną, zdenerwowaną i wściekłą pokojówkę. Naby-
ła dwa bilety pierwszej klasy, Antoinette wskazywała jej drogę do kasy i dalej.
Weszła na statek, bilet dla pokojówki zostawiając wspólniczce.
Pokojówka, wyprowadzona już z równowagi ostatecznie, rozzłoszczona do
szaleństwa, z chwilą kiedy została sama, przestała się śpieszyć. Wysłała te dwa
telegramy, przeczytawszy je przedtem z wielką uwagą, co niewiele jej dało. Pa-
nienka domagała się od rodziców pieniędzy, no owszem, to było zrozumiałe i nie
stanowiło tajemnicy. Nie wyjaśniało także niczego. Telegram do hrabiny de Noir-
mont był z pewnością ważniejszy, ale napisany jakby szyfrem i wynikała z niego
rzecz zdumiewająca. Panienka chyba kogoś goniła. . . ? Ta śmierć wicehrabiego
de Pouzac, wysoce podejrzana, czyżby panienka goniła zabójcę. . . ? Niemożliwe.
Rysowała się tu jakaś sensacja, którą za wszelką cenę chciała zrozumieć.
Zmarnowała na swoich dociekaniach tyle czasu, że kiedy przybyła z powrotem
do portu, rufa promu z jej panienką na pokładzie oddalona już była od brzegu
o dobre sto metrów. . .
W ten sposób Justyna wyruszyła do Anglii bez pieniędzy, bez żadnego bagażu
i bez pokojówki. Pierwszy raz w życiu znalazła się wśród obcych ludzi zupełnie
sama, bo konnych wypraw w pobliżu rodzinnego domu w znajomej okolicy nie
można liczyć, nie mówiąc o tym, że ani pieniądze, ani bagaż, ani pokojówka nie
były jej wówczas potrzebne. Najwyżej przydałby się czasem jakiś chłopak stajen-
ny. . .
* * *
Antoinette ze zmarnowanym biletem pierwszej klasy wróciła do domu. Dzi-
98
ko zdenerwowaną pokojówką nie przejmowała się wcale, doradziła jej również
powrót do domu i pokazała palcem pociąg do Paryża. Dość miała własnych kło-
potów, żeby jeszcze zajmować się cudzymi.
Pierwszą rzeczą, jaka wpadła jej w oko we własnym pokoju, był malutki sa-
kwojażyk ukochanego. Pomocnik jubilera, wyskakując przez okno wprost z jej
zrozpaczonych objęć, o swoim bagażu zapomniał, a nawet gdyby pamiętał, nie
miał czasu go chwycić. Przybywająca tą wysoce nietypową drogą Justyna uczy-
niła na nim wrażenie zgoła upiorne, bo jednak, nawet w początkach dwudziestego
wieku, młode arystokratki do wchodzenia używały raczej drzwi. Równie dobrze
mogłaby wlecieć przez komin. Pchnięty paniką, stracił z oczu świat.
Sakwojażyk ukochanego, jedyny szczątek, jaki po nim został, wywołał w ser-
cu Antoinette gwałtowny wybuch uczuć. Jak każda normalna zakochana kobieta
ujrzała w nim skarb bezcenny, pozostałość utraconego mężczyzny, coś z niego,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]