[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To jest Marta. - Wymienił imiona wszystkich obecnych.
- Poznaliśmy się w Londynie w ubiegłym roku - stwierdził z dumą. -
Marta prowadzi dział mody i szalone życie.
Nikt nic nie powiedział, ale spojrzenia wyrażały niedowierzanie.
Zapomniała, jak bardzo zmieniła się od przyjazdu na wyspę. Wybiegła z
domu bez makijażu i bardzo przeszkadzała jej świadomość, że na pewno
widać jej zmarszczki pod oczami.
- Co tu robisz? - spytał entuzjastycznie.
- Pracuję.
- Fotografujecie kostiumy kąpielowe na plaży? Zwietnie.
- Niezupełnie. Pracuję jako niania. Rory roześmiał się głośno.
- Nie wierzę. Ty i dzieci?
- To prawda.
Spojrzał na nią z zakłopotaniem.
- Rzuciłaś taki świetny zawód, żeby zostać niańką? Spokojnie,
powiedziała sobie.
RS
85
Też kiedyś uważałaś, że szkoda życia na zajmowanie się dziećmi.
- Przyszedł moment, że postanowiłam zmienić pracę. Rory pokręcił
głową z niedowierzaniem. Nie był pewien, czy próbowała go nabrać.
- Naprawdę opiekujesz się dziećmi?
- Tak. - Wzięła głęboki oddech. - Pracuję u Lewisa Mansfielda. Pewnie
go znasz?
- Tak, znam. Przerażający facet. Czy on kiedykolwiek się uśmiecha?
Przypomniała sobie jego uśmiech, gdy brał ją na kolana, niósł Noaha do
morza...
- Czasem.
- Do mnie nigdy się nie uśmiechnął - powiedział Rory, sięgając po piwo.
- Nie lubi mnie. Przypomina mojego nauczyciela matematyki z liceum,
strasznego ponuraka i gbura.
- Tak - wtrącił ktoś. - Potrafi przygwozdzić cię wzrokiem jak uczniaka,
którego zaraz postawi do kąta.
Roześmiali się.
- Po prostu potrzeba więcej czasu, żeby go poznać - stwierdziła Marta.
Miała dość głośnego baru i młodych ludzi żartujących z Lewisa. Nie było
to miejsce, gdzie mogłaby porozmawiać z Rorym. Nie zamierzała
przekrzykiwać wszystkich, by mu powiedzieć, że jest ojcem.
- Może jutro zjemy lunch i porozmawiamy - zaproponowała, kończąc
swoje piwo.
- Jasne... - Był zaskoczony jej nagłą rejteradą. Objął Martę na
pożegnanie. - Cieszę się, że znów się spotkaliśmy. Nigdy nie zapomniałem,
jak świetnie bawiliśmy się w Londynie.
- To prawda. - Powinna być zachwycona, że ucieszył się na jej widok,
jednak nie potrafiła myśleć o powrocie do dawnego związku. Rory był
bardzo atrakcyjny, radosny, promienny. Miał tylko jedną zasadniczą wadę -
nie był Lewisem.
RS
86
ROZDZIAA DZIESITY
Następnego dnia Marta, idąc na lunch, zabrała ze sobą Noaha. Przyszła
wcześniej i wybrała stolik w cichym kącie. Rory nie był zaskoczony
widokiem dziecka. Poklepał chłopca na powitanie.
- To jednak prawda! A więc Lewis cię zatrudnił, byś była niańką dla tego
dziecka?
- Niezupełnie. To Noah, mój syn.
- Twój syn?
Domyśliła się, że ocenił już wiek chłopca i zaczął pospieszne obliczenia.
Zbladł.
- Tak, Noah jest też twoim synem.
W pierwszej chwili Rory spojrzał na Noaha wytrzeszczonymi oczami,
jakby nie mógł do końca uwierzyć, że to dziecko naprawdę istnieje. Marta
potrzebowała dłuższej chwili, by mu wytłumaczyć, że nie zjawiła się tu po
finansową pomoc.
- Nie chodzi mi o pieniądze, ale chcę, żeby Noah poznał swojego ojca.
Rory odetchnął z ulgą. Nie musiał dzielić się stypendium naukowym,
więc rola ojca podobała mu się coraz bardziej. Oczywiście nie miał pojęcia,
na czym polega opieka nad dzieckiem, więc jego radość wydała się jej
trochę naiwna. W końcu zaproponował, żeby Marta i Noah wprowadzili się
do niego na jakiś czas.
- Tamci teraz wyjeżdżają. Ja zostaję sam, żeby dokończyć badania na
terenie portu. Będę tu przez miesiąc i mam dom dla siebie. Możecie się do
mnie wprowadzić. Lepiej się poznamy.
Kiedyś marzyła o takim rozwiązaniu. Wszystko dobrze się układało:
Rory natychmiast oswoił się z myślą, że jest ojcem, mówił to, co powinien,
zachowywał się, jak powinien, a teraz bawił się z Noahem, doprowadzając
go do śmiechu. Było doskonale, tylko że Marta jakoś tego nie czuła. Nie
miała też ochoty opuszczać Lewisa ani Violi.
- Wiesz, Rory, byłoby cudownie - powiedziała bez przekonania. - Ale
mam pod opieką inne dziecko i podpisaną umowę na kilka miesięcy.
- Wtedy będę już z powrotem na wysepce na atolu. Tam mieszkam pod
namiotem, więc nie są to warunki dla Noaha. Może jednak porozmawiasz z
Lewisem?
Ojciec Noaha chciał spędzić z synem trochę czasu, więc nie mogła mu
RS
87
odmówić.
- Dobrze, porozmawiam.
- Jak tam lunch? - spytał Lewis, gdy wróciła wieczorem. Przemyślał
wszystko dokładnie i doszedł do wniosku, że wydarzenia potoczyły się w
dobrym kierunku. W towarzystwie Marty i dzieci czuł się coraz lepiej.
Gdyby miało tak trwać nadal, zaangażowałby się w poważny związek,
jakiego od dawna udawało mu się unikać. Może i lepiej, że właśnie teraz
pojawił się Rory. Marta powinna mieć czas, żeby odnalezć się w nowej
sytuacji. Dzięki temu będą mogli rozstać się w cywilizowany sposób.
W teorii wyglądało to bardzo prosto. Gorzej w praktyce. Gdy tylko
wyobrażał sobie Martę z Rorym, przeżywał prawdziwe tortury.
- Lunch był w porządku.
Wczorajsza złość dawno ją opuściła. Była tylko zmęczona i w ciągłym
napięciu. Lewis miał ochotę przytulić ją i pocieszyć, jednak wiedział, że nie
przyjęłaby tego z radością.
- Czy Rory uznał Noaha za swego syna i dziedzica? - spytał poważnym
tonem.
- Tak. - Marta westchnęła. - Chce, żebyśmy spędzili z nim kilka tygodni.
Wytłumaczyłam mu, że mam obowiązki i muszę opiekować się Violą.
- Tym się nie martw - powiedział Lewis i tylko on wiedział, ile go to
kosztowało. - Domyślałem się, że tak będzie, więc już rozmawiałem z
Eloise. Zgodziła się zajmować Violą w ciągu dnia.
- A wieczorem? - spytała Marta niepewnie.
- Poradzę sobie, jeśli nie będzie to trwało w nieskończoność.
- A co z naszą umową?
Nie zapomniała, ile razy mówił na ten temat. Czyżby nagle przestało to
mieć znaczenie? Jakby natychmiast chciał się jej pozbyć.
- Nie jestem potworem. Nie będę przeszkadzał w połączeniu się
szczęśliwej rodziny.
- Może moglibyśmy potraktować to jako kilka dni urlopu?
Lewisowi wyraznie było wszystko jedno.
- Trudno przewidzieć, jak to się potoczy - powiedział, unikając jej
wzroku. - A jeśli Rory'emu tak bardzo spodoba się życie rodzinne i
zrezygnuje z dalszych badań naukowych? Jutro spróbuję skontaktować się z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]