[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzech ludzi. Liny, na których byli uwieszeni, nie wytrzymały; spadając z góry, więzień  Serb pociągnął
za sobą dwóch kolegów, którzy  uwieszeni na prowizorycznej półce  wygładzali ściany studni.
Pozostałe sztolnie stały się również grobem dla wielu wycieńczonych, głodnych więzniów,
niezdolnych do utrzymania równowagi na wielkiej wysokości.
Sztolnie są głębokie na czterdzieści, do sześćdziesięciu metrów. Na samym dole łączą się z poziomo
zbudowanymi korytarzami, jedne korytarze są wąskie, inne szerokie, w jednych znajdują się udeptane
chodniki, w innych szyny wąskotorowej kolejki.
Wygląda na to, że sztolnie służyć mają jako szyby wyciągowe; może to również być system
wentylacyjny, oddzielny dla poszczególnych kompleksów podziemnej budowy.
*
 Nie szczekaj, Bobi, tu nie ma obcych. Ani obcych ludzi, ani psów. A ty hałasujesz, jakby się świat
kończył. O, usiądziemy tu, ja zapalę fajeczkę, a ty, Bobi, pospacerujesz sobie...
Pies, jakby zrozumiał mowę swego pana, uspokoił się i powędrował w stronę wielkiego głazu na
końcu alejki.
Lasek był gęsty, z pięknym poszyciem.
Mężczyzna wydobył fajeczkę, powoli nabił tytoniem, zapalił. Następnie wyjął z kieszeni kolorowy
numer czasopisma  Wehrmacht", sławiącego sukcesy niemieckich wojsk na wszystkich frontach, i zagłębił
się w lekturze. Piesek tymczasem kręcił się w pobliżu, obszczekiwał drzewa, krzaki, ptactwo.
Po upływie dłuższego czasu  może godziny, może pół  mężczyzna zawołał na swego czwo-
ronożnego przyjaciela, następnie uwiązał go na smyczy, a smycz owinął sobie wokół ręki.
 Teraz posiedzimy sobie tu, ale nie zapominaj, piesku, że masz być grzeczny i nie wolno ci na
kogokolwiek szczekać.
Cisza była w tym miejscu, nikt nie zakłócał spokoju człowieka i psa. Dochodziła godzina piętnasta.
Widać pora nie była na spacery, a poza tym mało kto w Rzeszy mógł sobie w roku 1944 pozwolić na
spacer. Czasy były trudne.
W pewnej chwili z bocznej alejki wyszedł szczupły mężczyzna, średniego wzrostu, z drewnianym
domkiem na ptaszki w ręku.
 Spadł pewnie z drzewa  odezwał się pierwszy mężczyzna z fajeczką.
 Nie spadł, niosę go z domu, żeby przybić gdzieś tu w pobliżu.
 A na którym drzewie?
 Może na czwartym, poczynając od tego, przy którym pan siedzi.
 Zanim pan przybije, proszę chwilę spocząć.
 Hubert?
 Hubert bez fajki.
 Jakże się cieszę, nie mieliśmy pewności co do tego, czy uda nam się skontaktować zgodnie z
ustalonym planem. Czy będzie pan mógł nas przyjąć i ukryć gdzieś? To dla nas obecnie najważniejsza
rzecz...
 Dziś wieczorem podjadę tu furmanką. Bądzcie obok, przykryjemy was słomą, zostaniecie
przewiezieni do miejsca wyczekiwania.
 Dziękuję w moim i moich kolegów imieniu.
 Co z pozostałą trójką?
 Lądowanie udało się, są już prawdopodobnie bezpieczni.
 A więc do zobaczenia i nie wychodzcie z ukrycia. Będę między dziewiętnastą a dziewiętnastą
trzydzieści.
*
Ponad godzinę trwała jazda na furmance, pod słomą. Kiedy wóz zatrzymał się, Hubert wszedł na
podwórko i zapukał trzykrotnie w okno.
 Kto tam?
 Richard. Otwieraj szybciej.
 A, to ty jesteś, Richard. Gdzie ich masz?
  Wszystko gotowe?
 Oczywiście, możemy zaraz przejść na miejsce, ale może zjedliby coś?
 Czasu mamy niewiele, ale zakąska przyda się. Podła pogoda.
Jeden po drugim przemykali mężczyzni do mieszkania. Gospodarz zdjął z wozu kilka ciężkich paczek,
które przeniósł do izby.
 Tylko ostrożnie, Karl, nie stawiaj sztorcem.
 Dobrze, dobrze, wiem.
Krótka, serdeczna rozmowa, poczęstunek kawałkiem gorącej kiełbasy, po kieliszku wódki  i już
dalej w drogę.
Po dziesięciu minutach byli na miejscu.
 Budynek jest opuszczony i nie odwiedzany. Właściciele siedzą w obozie, zdaje się, że w
Oranienburgu.
Mężczyzna otworzył przyniesionym kluczem drzwi od werandy i przez sionkę wprowadził gości do
kuchni. Po otwarciu klapy wszyscy zeszli do piwnicy. W prawym jej rogu stały sterty skrzyń, między
nimi urządzone było legowisko dla trzech mężczyzn.
 Z piwnicy można się wydostać przez klapę do kuchni albo przez okienko do ogródka. Krata w
okienku jest przepiłowana, tak że ledwo się trzyma. Wystarczy pchnąć, a wyleci. Tu macie zapas żywności
na tydzień. Musi to wam starczyć, więc podzielcie te puszki na porcje. Chleb leży w górnej skrzyni, woda
w bańkach na mleko. Tu macie kocher i zapas denaturatu. Pod żadnym pozorem nie wolno wam
opuszczać piwnicy. Mówić należy tylko szeptem... O kilometr stąd znajduje się stanowisko baterii
przeciwlotniczej, o półtora kilometra posterunek policji...
Księstwo SS
Dwie niewielkie lokomotywy spalinowe ciągną długi wąż wagoników wypełnionych ziemią koloru
rdzawego.
W budkach kolejarskich siedzi po dwóch konwojentów, uzbrojonych w karabiny. Na przedzie, tuż
za pierwszą lokomotywą, dwaj konwojenci popijają z butelek mleko.
 Jak myślisz, Hans, po jaką cholerę pilnujemy tej ziemi i po co ją ciągniemy tyle kilometrów?
 Diabli wiedzą, może nasi chcą założyć jakieś wielkie gospodarstwo warzywne? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl