[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Witaj,
Ruby. - Uśmiechnął się szeroko do drobnej kobiety w ob.-
szernym fartuchu. - Czy mnie oczy nie mylą? Czy to jest
twoje wyśmienite ciasto czekoladowe?
- Oczywiście. - Ruby rozpierała duma. - Ale nie wiem,
czy panu wolno, doktorze.
- W szafce są dietetyczne krakersy - rzuciła Jennifer
niewinnym tonem. - A w lodówce chudy twarożek.
- Dzisiaj jesteś już wolna. - Aypnął na nią złym okiem.
- Nie życzę sobie, żeby i tu wydawano mi polecenia.
Tutaj
ja rządzę. Ruby, kochanieńka, zrób mi herbatę i poczęstuj
kawalątkiem tego pysznego ciasta.
Jennifer nie miała serca zaprotestować. Pozwoliła też, by tego
dnia Brian wziął na siebie wieczorne wizyty domowe. Wyniki
badań na pewno stanowiły dla niego poważny wstrząs.
Oznaczały, że powoli będzie musiał godzić się z myślą o
porzuceniu ukochanego zawodu. Z jednej strony był pełen
uznania dla jej osiągnięć podczas wichury, z drugiej jednak na
pewno było mu przykro, że uznano go za niezdolnego do
udziału w akcji. Jennifer może przejąć część jego obowiązków,
ale nie ma prawa zupełnie go eliminować. Brian jest jej
starszym wspólnikiem i nadal kieruje spółką.
Możliwość wcześniejszego powrotu do domu bardzo ją
ucieszyła. Słoneczna pogoda przypominała o wiośnie i
obudziła marzenia o lecie. Sięgając pamięcią wstecz, Jennifer
ujrzała własne szczęśliwe dzieciństwo: pikniki na plaży, jazdę
na kucykach, puszczanie łódek na strumieniu. Wiosna i lato
dostarczą jej wielu okazji przeżycia tego jeszcze raz,
tym razem z gromadką siostrzeńców. Może o tyle łatwiej
zabliznią się ich rany? Może biedny Michael nareszcie wyjdzie
ze swojej skorupy?
Andrew uznał, że wezmie udział w rodzinnym obiedzie.
Chociaż wyglądał dużo lepiej, zauważyła, że musiał zatrzymać
się na schodach, by złapać oddech. Jadł bardzo mało, ale
pochwalił lasagne Saskii.
- Z zamrażarki - przyznała się. - Mimo to czasami po
trafię je przypalić.
Po obiedzie Andrew przeszedł do salonu, gdzie bardzo powoli
rozpalił w kominku, po czym usadowił się na kanapie.
- Znudziło mi się leżenie w łóżku - wyjaśnił, gdy Jen-
nifer zasugerowała, że powinien odpocząć. - Będę lepiej
spał, jeśli teraz trochę się zmęczę.
Wobec tego zajęła się kładzeniem do spania małego Angusa.
Potem przyszła kolej na inspekcję w łazience po kąpieli
blizniaczek. Ciężko westchnęła na widok koszmarnego
bałaganu. Mokre ręczniki, ubrania i kąpielowe zabawki za-
ściełały całą podłogę. Dziewczynki zostawiły to wszystko i
ulotniły się. Wyciągnęła korek z wanny i wyłowiła resztę
zabawek, włącznie ze szmacianą lalką, której miejsce było
zupełnie gdzie indziej. Wyszła z łazienki z solennym zamiarem
pouczenia dziewczynek, że już są na tyle duże, że muszą po
sobie posprzątać.
Jednak jej bojowy nastrój uległ kompletnej zmianie, gdy
znalazła się w atmosferze salonu. Miała przed sobą klasyczną
rodzinną scenę rodzajową. Na kominku płonął ogień. W
wielkim fotelu siedziała Saskia, karmiąc z butelki Vanessę.
Michael leżał przed kominkiem i pogrzebaczem odbijał
Zippy'emu piłkę. Jessica i Sophie, w puszystych piżamkach,
siedziały po obu bokach Andrew. Na jego stopach leżał
ogromny łeb Elvisa, a na kolanach drzemał Tiger. Andrew
czytał dziewczynkom książeczkę. Widząc, jak są zasłuchane,
zrezygnowała z zamiaru wysłania ich na górę. Może ta
historyjka, czytana męskim głosem, spodoba się nawet
Michaelowi?
Chłopiec jednak nie wyglądał na zaciekawionego. Właśnie
obserwował skutki rozsypania żaru na dywanik przed
kominkiem.
- Nie rób tego - półgłosem zwróciła mu uwagę. - Mo
żesz spowodować pożar.
W tej samej chwili Andrew skończył czytać.
- Teraz ta. - Jessica już mu podawała drugą książeczkę.
- Nie, ta! - Róg książki Sophie dotknął Tigera.
- Nie rób tego - wrzasnęła Jessica. - Drew, ona spycha
kota.
- Czuję to. Wbił mi pazury w kolano, żeby nie spaść.
- Powiedz jej, żeby przestała - nalegała Jessica. - Ona
wybrała pierwszą książkę, więc teraz jest moja kolej.
- Koniec czytania. - Jennifer pospieszyła Andrew na ratunek.
- A wy, marsz na górę.
- Drew może nam poczytać w łóżku.
- Nie dzisiaj. Drew jest zmęczony. Poza tym musicie
posprzątać w łazience.
Michael znowu dziobnął polano pogrzebaczem.
- Pora do łóżka - ostrzegła go Saskia.
- Wcale nie - zaprotestował głośno. - Mam prawie
dziewięć lat i mogę iść spać o ósmej. - Pogrzebacz z hukiem
wylądował na podłodze. - Dlaczego nie mamy telewizora?
Wszyscy w klasie mają telewizor. Nie mamy nawet komputera.
- Dziewczynki, na górę! - zawołała Jennifer.
- Mam komputer - odezwał się Andrew. - Chcesz go
obejrzeć?
- Nie.
- I tak zamierzałem go wyjąć, bo muszę napisać raport
dla Jennifer.
- Możemy go zobaczyć? - zainteresowała się Sophie.
- Jutro. - Jennifer wyręczyła Andrew.
- Po co ci komputer? - dopytywała się Jessica. -I gdzie
go masz?
- W kartonie.
- Jennifer zaniosła twoje rzeczy do chaty. - Jessica robiła, co
mogła, by opóznić rozstanie. - Widziałyśmy te pud
ła. Masz strasznie dużo rzeczy.
- To cały mój dobytek - odparł z powagą.
- Co to jest dobytek?
- Rzeczy.
- Mieszkałeś w camperze? Nie masz domu?
- Już nie - przyznał.
- To gdzie mieszkasz?
- Nigdzie.
- A ja wiem gdzie - ucieszyła się Sophie. - U nas.
- Tutaj bezdomni i włóczędzy są mile widziani - rozpromieniła
się Saskia. - Na przykład ja.
- Czy ja jestem włóczęgą? - Jessica nie dawała za wygraną, ale
Jennifer pociągnęła ją za rękę.
- Na górę.
- Dobranoc, Drew. Dobranoc, Mikę - powiedziały
blizniaczki zgodnym chórem. Mikę nie zareagował. Przysunął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]