[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mały włos byłby się przewrócił.
Moray! Pomóż mu! krzyknął nadzorca. Podbiegł do niego błyskawicznie, odebrał
mu z pleców ciężar i odszedł w kierunku betonowej rampy, przy której był zaparkowany
samochód-chłodnia.
Dzięki ci, Scotch... Do licha! Dlaczego nie wyrabiam? narzekał czarnuch. Moray
wiedział, że ma młodą żonę i dwójkę małych dzieci, które musi utrzymywać, ale wiedział
również, że straci on niechybnie swoje miejsce pracy. W rzezni nikt nie
miał względów dla rodzin pracowników. Było mu przykro ze względu na czarnego, jednak
w ciągu dwóch miesięcy pracy nauczył się dbać wyłącznie o własne sprawy, a wuj Thomas
podtrzymywał go w tym zachowaniu. Wuj Thomas był dumny ze swojego siostrzeńca.
Kobieca twarz, grzeczne maniery Moraya wprowadziły w błąd prawie wszystkich. Moray
szybko zademonstrował, z kim mają do czynienia. Brał całą tuszę na plecy, pomagał
słabszym i wyrobił swoją markę w niecały tydzień. Teraz wszyscy go szanowali i mówiło
się, sobie że Moray obejmie posadę nadzorcy. Moray zawsze się zgłaszał na ochotnika, i to
w dodatku jako pierwszy, ilekroć potrzebna była para mocnych rąk do pracy w
nadgodzinach czy w nocy czy w niedzielę. Wszyscy mu zazdrościli, ponieważ przyszedł
jako ostatni, a zarabiał z nich wszystkich najwięcej, nigdy się nie męczył, był zawsze
uśmiechnięty, ciągle ta sama kobieca twarz, oczy w kolorze turkusów, za którymi szalały
dziewczyny. Trzy razy w tygodniu znajdował czas, żeby wyjść z Ruth, z Royem i Maisie.
Z Maisie robili ciągle te same rzeczy. Z Ruth te same gesty co pierwszego wieczoru. Nigdy
się nie posunęli dalej. Maisie zakochała się w nim bez reszty. Ruth po cichu i w tajemnicy
przed wszystkimi opłakiwała fakt, że Moray jest jej kuzynem. Gdyby było inaczej, na
pewno by pozwoliła, żeby ją rozdziewiczył. Oczywiście, w krotce potem zgodziłaby się
wyjść za niego. Jedyną osobą, która musiała się obejść bez niego była ciocia Beth.
Potwornie cierpiała, mogłaby się z nim kochać w niedziele pod
nieobecność wuja Thomasa i Ruth, którzy wychodzili na ostatnią mszę do kościoła, ale
akurat we wszystkie niedzielne ranki Moray pracował. Pracował na siebie, pracował na
dobrą szkocką opinię wuja Thomasa, który go tam zatrudnił i pracował dla ciotki Abigail,
której wysłał już pięćdziesiąt funtów. Nie napisał ani linijki do Geraldine i mimo swojej
obietnicy nie wysłał również kątki do Hazel. Pracował i odkładał dolary (w banku
wymieniał je na funty była to bowiem jedyna waluta, którą uznawał). Pracował i
wyrzucał fontanny spermy na twarz Ruth i ręce Maisie. Nauczył się, że nie można posunąć
się za daleko z Maisie, ponieważ gdyby ją rozdziewiczył byłaby gotowa wysunąć wobec
niego jakieś roszczenia. Pracował i czekał na list od Roberta Dawleya. Na list, który nie
chciał nadejść. Lii Wade nie spotkał od dnia, w którym po odprowadzeniu Roberta na
lądowisko helikopterów, wysadziła go przy stacji metra jadącego na Bronx. Niczego mu
nie wyjaśniła co do dziwnych stosunków łączących ją z Robertem. Mało tego. Milczała
przez całą drogę. Zostawiając go na stacji ograniczyła się do zwykłego pożegnania. List od
Roberta nadszedł w którąś z sobót. Ciotka Beth, która wyjęła list ze skrzynki nie oddała go
od razu Moray owi. Uznała, że skoro następnego dnia będzie on mógł odpocząć, to nie ma
co go teraz przekazywać. Rozwiązanie okazało się trafne. W niedzielę około w pół do
dziewiątej wuj Thomas pojechał do Queens. O dziewiątej Ruth wyszła na mszę. O
godzinie w pół do jedenastej ciocia Beth
wróciła do domu i zobaczyła Moraya zapadniętego w głęboki sen. Podeszła do niego z tacą
pełną pysznych francuskich rogalików. Stanęła nad łóżkiem i szybko obliczyła, ile ma
czasu dla siebie: Thomas wróci około południa wziąwszy pod uwagę fakt, iż zapewne
pójdzie z kolegami na kilka piw do baru. Ruth natomiast miała jeszcze odwiedzić rodziców
Roya. Wobec tego zostało jej kilka godzin i przez ten czas mogła wypróbować z Morayem
wiele interesujących pozycji. Wróciła do kuchni po dzbanek kawy i francuskie rogaliki
ułożyła je na tacy i powróciła do pokoju. Usiadła na brzegu łóżka. Delikatnie ściągnęła
prześcieradło. Moray śnił akurat o swojej ostatniej randce z Ruth (ciocia na szczęście o tym
nic nie wiedziała), podczas której o mały włos sama się nie rozdziewiczyła manewrując
kutasem Moraya. Jego fiut stał odznaczając się wyraznie na białym tle i ciocia Beth
dłuższą chwilę mu się przyglądała. Był to rzeczywiście kawał wielkiej pały. Ciocia Beth
oblizała usta, z jej szparki zaczęły płynąć soki. W pierwszej chwili chciała obudzić go i
podać mu śniadanie, ale zaraz odstawiła je i pomyślała, że może ono jeszcze chwilę
poczekać. Z oczami wpatrzonymi w pałę tak, jakby jej wzrok miał utrzymać erekcję
zaczęła się rozbierać. Miała ładne ciało, twarde, duże piersi, które z przyjemnością
popieściła zanim schyliła się nad leżącym na łóżku Morayem. Otworzyła usta i ko-
niuszkiem języka delikatnie go posmakowała. Moray nadal śpiąc westchnął z
przyjemności Ciotka Beth chwyciła jego kutasa i zaczęła go regularnie
ssać. Moray wymamrotał coś pod nosem, otworzył oczy i natychmiast zorientował się w
sytuacji. Jego ręka powędrowała niżej, chcąc leniwie pogłaskać jej czerwone włosy.
Ciotka mruczała na znak zadowolenia. Chwilę pózniej, nie przerywając swojego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]