[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wierzyć. Chociaż zawsze możesz tak to ułożyć, żeby farma przeszła na Elizabeth i dzieci.
Martin wyglądał na zaskoczonego tą sugestią.
- I wydziedziczyć syna?
- Czy właśnie nie odpowiedziałeś sobie na pytanie? - zagadnęła, uśmiechając się
łagodnie. - Ale to nie czas i pora na mówienie o testamentach. Wiem na pewno, że on nie
potrafi odróżnić jednego końca krowy od drugiego, co właściwie nie ma większego
znaczenia, bo ty hodujesz owce, nie krowy. Jeżeli jednak on ma w jakikolwiek sposób
pomóc Elizabeth, to jeszcze przez jakiś czas powinieneś być w pobliżu. Trzeba go
nauczyć chociaż podstaw...
Dostrzegła uśmiech na twarzy Martina. Przymknął oczy i po chwili zapadł w sen.
Pomyślała, że ten dzień zmęczył bardziej Harry'ego niż jego ojca.
Godzinę pózniej uporała się ze wszystkimi zajęciami i weszła na górę, marząc o
tym, by wziąć prysznic i przebrać się. Harry nigdy nie widział jej w eleganckim stroju.
105
S
R
Być może dzisiaj wieczorem mogliby zjeść kolację w którejś z dwóch odnowionych po
powodzi restauracji?
Cicho uchyliła drzwi, by nie obudzić Harry'ego. On jednak nie spał. Siedział na
łóżku i oglądał pocztówki przyczepione nad biurkiem w kolejności nadsyłania.
- Rozszyfrowałaś je? - zapytał z uśmiechem, gdy usiadła obok.
- Rozszyfrować twoje wiadomości? Pisane niewidzialnym atramentem? Gdybyś mi
powiedział, że służyłeś w tajnej organizacji wojskowej, to może bym próbowała.
- Uwielbiam, kiedy się złościsz. - Cmoknął ją w czubek nosa. - Nie pocztówki i
niewidzialny atrament, ale zdjęcia!
Kirsten powiodła po nich wzrokiem. Baza wojskowa w Holdsworthy, Sydney,
Departament Zdrowia i prywatny szpital. Zatrzymała wzrok na tej ostatniej.
- Ta omal nie doprowadziła mnie do szału! Myślałam, że coś ci się stało. Nawet do
nich dzwoniłam, ale skierowali mnie gdzie indziej.
- Do szpitala w Roosevale? Dziewczyna w recepcji pewnie nie skojarzyłaby mojego
nazwiska, nawet gdyby je znała.
- O czym ty u licha mówisz? - Kirsten była coraz bardziej zniecierpliwiona.
Wstał, oderwał ostatnią pocztówkę i podał jej.
- Przeczytaj podpis.
- Prywatny Szpital fundacji Purvis. Właśnie dlatego spanikowałam, wariacie!
- I nic ci to nie mówi? - Harry nie dawał za wygraną. Zmarszczyła czoło. Owszem,
coś wydawało jej się znajome, ale co?!
- Słyszałam gdzieś to nazwisko - przyznała wreszcie.
- Mówiłem ci, to nazwisko mojej matki.
- Czy to powinno mi coś wyjaśnić? Zaraz, zaraz... Tak nazywał się mężczyzna,
którego zamordowała twoja matka. On był właścicielem tego budynku?
Harry wybuchnął śmiechem i usiadł na łóżku, by przytulić rozdrażnioną i
całkowicie zagubioną małą kobietkę.
- Morderstwa istniały tylko w mojej wyobrazni, ale szpital jest prawdziwy. Moja
matka była pielęgniarką, i to ona go założyła. Przekonała kilku biznesmenów i lekarzy,
żeby wyłożyli pieniądze i wsparli jej przedsięwzięcie. Teraz kierują nim kompetentni
106
S
R
administratorzy. Trzema pozostałymi szpitalami również. A wkrótce może będzie
czwarty...
Kirsten delikatnie uwolniła się z ramion Harry'ego. Wyprostowała się, jakby
pragnąc dodać sobie animuszu, i zapytała poważnie:
- Czyżbyś chciał mnie zawiadomić, że jesteś właścicielem czterech szpitali? Twoja
matka zostawiła Martina, wyprowadziła się do Melbourne, zmieniła nazwisko i założyła
nie jeden, ale cztery prywatne szpitale?!
- Nie wszystkie naraz - zapewnił ją pospiesznie, chociaż nie rozumiał, dlaczego ta
wiadomość zasmuciła Kirsten. - Właściwie czwarty kupiliśmy już po jej śmierci, ale to
ona rozpoczęła negocjacje.
- My kupiliśmy? - powtórzyła. - Ty podejmowałeś decyzje?
- Cóż, jestem współwłaścicielem i członkiem zarządu. Nie znam się na medycynie,
ale administratorzy informują o wszystkim zarząd - przyznał ze skruchą. Inaczej miała
przebiegać ta rozmowa. - Potrafię myśleć logicznie i znam się trochę na biznesie -
zaznaczył. - A właściwie, to nie mam pojęcia, dlaczego się przed tobą usprawiedliwiam.
Myślałem, że będziesz zadowolona.
- Zadowolona?! Z tego, że jesteś właścicielem kilku prywatnych szpitali? - pytała ze
złością. - Więc możesz zaproponować mi pracę w razie potrzeby?
Jej zjadliwy ton zdecydowanie nie wróżył namiętnej nocy.
- Myślałam, że wróciłeś, bo chcesz zostać w Murrawarze, pomóc Elizabeth na
farmie, być wujkiem dla jej dzieci i synem dla ojca. Myślałam nawet, że pomożesz mi
ocalić szpital, ale jeżeli masz już cztery własne, to tak mało znacząca sprawa, cię nie
zainteresuje.
Harry w geście rozpaczy wzniósł oczy ku niebu, potem wstał, chwycił tę nieznośną
kobietkę za ramiona i lekko nią potrząsnął.
- Możesz przestać wreszcie wysnuwać te idiotyczne wnioski, zamknąć na chwilę
swoje słodkie usteczka i pozwolić mi coś wyjaśnić? - Sięgnął po pierwszą pocztówkę. - To
moja baza. Poprosiłem o zwolnienie ze służby z powodów rodzinnych.
- Ale wojsko jest twoim... - zaczęła.
- Wojsko było moim życiem - przerwał jej i pocałował w policzek. - Sydney. Tam
moje zwolnienie zostało ostatecznie rozpatrzone. - Znowu ją pocałował. - Departament
107
S
R
Zdrowia. Użerałem się z biurokratami w sprawie nowego przedsięwzięcia, mającego na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl