[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kupiłeś taką ładną gęś?
- Nie kupiłem jej, tylko dostałem w zamian za prosiaka.
- A prosiaka? t
- Dostałem go w zamian za krowę.
- A krowę? , - Dostałem ją za konia.
- No, a konia?
- Za konia dałem bryłę złota, taką dużą jak moja głowa.
- A złoto skąd miałeś?
- O, dostałem je za siedmioletnią służbę.
- No, toś sobie umiał za każdym razem dobrze poradzić -rzecze szlifierz. -
Gdybyś jeszcze potrafił to zrobić, abyś za każdym razem, jak sięgniesz do
kieszeni, znalazł w niej złoto, to byłbyś już zupełnie szczęśliwym człowiekiem.
- A w jaki sposób mógłbym się tego nauczyć? - zapytał Jaś.
- Musisz na to zostać szlifierzem jak ja: a do tego to właściwie nic więcej nie
potrzeba, jak kamienia do ostrzenia, reszta już sama z siebie przychodzi. Mam tu
jedną osełkę, która wprawdzie jest już trochę starta, ale dasz mi za nią tylko
swoją gęś; czy zgadzasz się?
- Ach, co za pytanie! - odparł Jaś - będę przecież najszczęśliwszym człowiekiem
na ziemi! Jeżeli będę miał pieniądze, ile razy sięgnę do kieszeni, to czego mi
więcej trzeba? - dał mu swoją gęś i wziął od niego osełkę.
- No - rzekł szlifierz podnosząc zwyczajny ciężki kamień, który leżał obok niego
na drodze - masz tu jeszcze na dodatek mocny kamień, na którym będziesz sobie
mógł stare gwozdzie prostować. Zabierz go z sobą!
Jaś z trudem dzwignął kamień i wielką osełkę na barki i uszczęśliwiony poszedł
dalej.
- Musiałem ja się w czepku urodzić w szczęśliwą godzinę -myślał uradowany. - O
czym tylko zamarzę, natychmiast mi się spełnia.
Po całodziennym chodzeniu poczuł Jaś silne zmęczenie, w dodatku był bardzo
głodny, a kamienie uciskały mu plecy niemożliwie. Musiał teraz ciągle odpoczywać
i z żalem myślał, jakby to było dobrze, gdyby nie potrzebował dzwigać tych
ciężkich kamieni. Po Pewnym czasie zbliżył się do polnej studni, żeby nieco
odpocząć i napić się wody. Aby zaś nie uszkodzić kamieni, z wielką ostrożnoś-
cią położył je na cembrowinie. Potem nachylił się chcąc się napić wody, gdy wtem
potrącił niebacznie kamienie, które z pluskiem wpadły do studni.
Jaś aż podskoczył z radości, ujrzawszy je na samym dnie studni. Ukląkł obok i ze
łzami w oczach podziękował Bogu, że go wyzwolił od tego kłopotu i że się w tak
wspaniały sposób pozbył tych ciężkich
kamieni.
- Tak szczęśliwego człowieka jak ja - zawołał - me ma chyba
na całym świecie!
Z lekkim sercem, pozbywszy się wszystkich kłopotów, pobiegł do swojej matki, do
której miał już niedaleko.
84. Jaś się żeni
B
ył sobie kiedyś młody gospodarz, na imię miał Jaś, jego kuzyn chciał go wyswatać
z bogatą panną. Posadził więc Jasia za piecem, w którym kazał porządnie napalić.
Przyniósł potem dzban mleka i porządny kawał pszennego chleba, dał Jasiowi do
ręki świeżo wypuszczonego z mennicy lśniącego halerza i powiedział:
- Jasiu, trzymaj mocno tego halerza, a chleb krusz do mleka i siedz, nie ruszaj
się z miejsca aż do mego powrotu.
- Dobrze - odparł Jaś - zrobię wszystko jak należy. Swat włożył stare, połatane
portki, udał się do pobliskiej wsi, do bogatej gospodarskiej córki i rzekł:
- Czy chciałabyś się wydać za mego kuzyna Jasia? Dostałabyś dziarskiego i
roztropnego męża, na pewno by ci się spodobał. Słysząc to skąpy ojciec spytał:
- A jak tam z jego majątkiem? Czy ma jaki taki dostatek?
- Drogi przyjacielu - odparł swat - mój młody kuzyn to ciepły kawaler, ściska w
garści niezły kawał grosza, a chleba i mleka ma ile dusza zapragnie. Posiada też
nie mniej łat gruntu niż ja na moich portkach - i klepnął się po wylatanym
siedzeniu. - Jeśli zechcecie zadać sobie trochę trudu i pójść ze mną, to gotów
jestem pokazać wam w tej chwili, że wszystko, co mówię, to szczera prawda.
Skąpiec, nie chcąc stracić tak korzystnej okazji, rzekł: 389
- Skoro tak jest w istocie, to nie mam nic przeciwko temu małżeństwu.
W wyznaczonym dniu odbyło się więc wesele, a kiedy młoda małżonka zapragnęła
pójść w pole obejrzeć włości swego oblubieńca, Jaś zdjął odświętne szaty,
przywdział połatany kaftan i rzekł:
- %7łeby mi się piękne odzienie nie zbrukało.
Po czym wyszli razem na pole, a jak tylko natrafiali na wydzielony miedzą
spłachetek winnicy, poją czy łąki, Jaś wskazywał palcem większą lub mniejszą
łatę na swym kaftanie i mówił:
- Te łaty należą naprawdę do mnie, moja duszko, im się tylko przyglądaj - chcąc
przez to powiedzieć, że żona, zamiast gapić się na szmat pola, powinna patrzeć
na jego kaftan, bo ten naprawdę do niego należy.
- A czy ty na tym weselu byłeś?
- Pewnie, że byłem, i to w pełnej gali. Na głowie miałem pióropusz ze śniegu,
ale zaświeciło słonko i pióra się roztopiły; szatę miałem z pajęczej nici, ale
przechodząc przez ciernie podarłem ją, pantofle zaś miałem ze szkła, ale
zawadziłem o kamień i... brzdęk! obydwa rozleciały się na drobne kawałki.
85. Złote dzieci
B
ył sobie pewien biedny człowiek z żoną, oboje nic nie mieli prócz starej,
walącej się chałupy i żyli tylko z połowu ryb. Zdarzyło się pewnego razu, że
kiedy rybak wyciągnął sieci 2 wody, znalazł w nich złotą rybkę. A gdy ją ze
zdumieniem oglądał, rybka odezwała się nagle ludzkim głosem:
- Słuchaj, człowieku, jeśli puścisz mnie z powrotem do wody, ^mienię twoją
chałupę we wspaniały zamek. Lecz rybak odparł:
- Na cóż mi zamek, gdy nie mam co jeść? A złota rybka ciągnęła:
3 - Pomyślałam i o tym. W zamku tym będzie szafa. Kiedykol
wiek ją otworzysz, pełna będzie jadła i napoju.
- Jeśli tak - odparł rybak - to mogę cię puścić.
- Ale jeszcze jeden warunek - rzekła złota rybka - nie wolno ci wyjawić nikomu
na świecie, od kogo masz to całe bogactwo. Jeśli powiesz choćby słówko, utracisz
je natychmiast.
Rybak zgodził się na to, rzucił cudowną rybę do wody i powrócił do domu. Ale w
miejscu, gdzie stała jego chałupka, ujrzał teraz wspaniały zamek. Zdumiony
wszedł do środka, a we wspaniałej komnacie siedziała jego żona, przepięknie
wystrojona. Była bardzo zadowolona i rzekła:
- Jak się to stało, mężu? Bardzo mi się to podoba.
- I mnie się to podoba - odparł rybak - ale głodny jestem bardzo, daj mi coś do
zjedzenia! Lecz żona rzekła:
- Nie mam nic i nie wiem, gdzie co znalezć w tym zamku.
- Znajdzie się na to rada - odparł mąż. - Widzę tam wielką
szafę, otwórz ją!
Gdy żona otworzyła szafę, ujrzała w niej placek, mięso, owoce
i wino i zawołała z radością:
- Czegóż nam jeszcze brak!
Po czym oboje siedli do jedzenia.
Kiedy się już nasycili, żona spytała:
- Ale skąd masz to wszystko, mężu?
- Ach - odparł rybak - tego nie mogę ci powiedzieć. Gdybym ci to zdradził,
szczęście nasze byłoby stracone.
- Jeśli nie możesz mi powiedzieć, to nie będę cię już o to pytała
- odparła żona.
Ale ciekawość paliła ją bardzo, toteż wkrótce poczęła męża zamęczać pytaniami i
poty mu nie ^dawała spokoju, póki w zniecierpliwieniu nie wyznał jej, skąd
posiada zamek. Lecz w tejże chwili, gdy to wyrzekł, zamek znikł, a oni znalezli
się znowu w swej ubogiej chatce.
Wziął się więc rybak z powrotem do swego zajęcia. Ale szczęście
chciało, że po raz drugi złapał złotą rybkę.
- Słuchaj - rzekła rybka - jeśli puścisz mnie znowu do wody>
dam ci jeszcze raz zamek z cudowną szafą. Pamiętaj jednak, abyś 391 nikomu nie
wyjawił, skąd to wszystko masz, bo wtedy znowu utracisz swe szczęście!
- Teraz będę się już strzegł! - rzekł rybak i rzucił złotą rybkę do wody.
Gdy wrócił do domu, ujrzał znowu na miejscu dawnej chałupki wspaniały zamek, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]