[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sama nie wiem. Chyba po prostu jestem w tym kiepska.
W czym?
W tym... w tym... uczyniła ręką nieokreślony gest
flirtowaniu. To właśnie robimy, tak? To znaczy, nie roję sobie
czegoś, co?
Musiał się uśmiechnąć.
Niczego sobie nie roisz. I mówiąc między nami, jesteś cholernie
dobra we flirtowaniu, kiedy nie zachowujesz się, jakbyś się mnie bała.
Przepraszam powiedziała kolejny raz. Nie było sensu udawać
seksownej szprycy, skoro najwyrazniej nikogo nie nabierze. Ja po prostu...
nie przywykłam do towarzystwa mężczyzn takich jak ty.
Czyli niepokoi cię to, co dzieje się między nami?
65
R
L
T
Jesteś moim szefem...
Powiedziałem ci wczoraj: nie po pracy.
Tak, ale on nadal jest obiektem śledztwa, a ona zaczyna mieć kłopot z
tym, by pozostać bezstronną. Może po prostu nie nadaje się na tajną
agentkę. Nie jest sprytna ani przebiegła. Nie potrafi nawet przekonująco
kłamać.
Jane, czy ja ci się podobam?
Tak, ale...
Ty mnie też.
Omal go nie spytała, dlaczego.
Prawie mnie nie znasz.
Czy to byłoby zbyt wiele, gdybym poprosił o szansę poznania cię
lepiej?
Przygryzła wargę, nie wiedząc, jak zareagować. Chociaż to absurdalne,
on z niezrozumiałego powodu wydaje się nią zainteresowany. Musi
spróbować jakoś to wykorzystać. Czy mogłaby posłużyć się swoją niepo-
radnością jako środkiem do powściągnięcia Jordana tak, by sprawy między
nimi nie potoczyły się zbyt szybko? Trzeba chronić się przed sytuacją, która
naruszałaby granice moralności.
To właściwie mogłoby się udać.
Dobrze odrzekła.
Przyjrzał się jej uważnie, jakby nie całkiem jej uwierzył.
Jesteś pewna?
Tak, ale zgadzam się pod jednym warunkiem. Nikt nie może się o
nas dowiedzieć. W biurze będę dla ciebie wyłącznie sekretarką. I dotyczy to
również parkingu dodała z naciskiem.
Zwietnie, ale ja też mam warunek. Musisz przestać się mnie
66
R
L
T
obawiać.
Postaram się.
Może pomogłoby, gdybyśmy przełamali lody?
Niby jak?
Myślę, że powinienem cię pocałować.
I on sądzi, że coś takiego ją uspokoi? Już na samą myśl o tym serce
zaczęło jej bić jak szalone.
Jordan...
Tylko jeden lekki pocałunek. Uwierz mi, to podziała. Wyciągnął
do niej ręce. Chodz do mnie.
Zerknęła na niego nerwowo.
Ja nie gryzę rzekł, po czym dodał z uśmiechem: Chyba że
będziesz chciała.
Widząc jej nieufne spojrzenie, powiedział:
Przepraszam, żadnych więcej żartów. No, chodz.
Naprawdę nie powinna, ale właściwie co zaszkodzi jeden niewinny
pocałunek? Może przestanie być taka niepewna. Poza tym przecież nikt się
nie dowie.
Wzięła głęboki oddech i rzekła do siebie: No, dobrze. Zrób to.
Podeszła do Jordana i ujęła jego dłonie, świadoma, że jej własne drżą.
Bez szpilek była od niego niższa co najmniej o dwadzieścia centymetrów.
Wbiła wzrok w rozluzniony węzeł jego krawata.
Jane, popatrz na mnie.
Spojrzała mu w oczy i, jak wczoraj na parkingu, utonęła w nich.
Tęczówki miał przejrzyste i błyszczące, cętkowane brązowymi i zielonymi
plamkami jasnymi na obrzeżu, ciemniejszymi bliżej zrenic. Jego oczy były
równie niezwykłe jak wszystko inne w nim i Jane mimo woli znów się
67
R
L
T
zastanowiła, dlaczego on jest tu, przy niej. Czy nie wolałby całować raczej
jakiejś spadkobierczyni fortuny albo supermodelki?
Delikatnie przyciągnął ją do siebie. Serce biło jej tak szybko, że z
trudem oddychała. Miała nadzieję, że nie zrobi z siebie jeszcze większej
idiotki i nie zemdleje.
Pochylił głowę i uniósł dłonią jej podbródek. Powoli zamknęła oczy, a
wtedy jego wargi musnęły jej usta.
Jasny gwint, całuje Jordana Everette'a! Albo on ją.
I to było... wspaniałe. Jeśli zwykłe cmoknięcie jest takie cudowne, to
mogła sobie wyobrazić, czym byłby prawdziwy pocałunek. Ale nie chciała
sobie wyobrażać, chciała się dowiedzieć!
Jordan miał rację co do jednego. Odczuwała w tej chwili mnóstwo
rozmaitych emocji, lecz z pewnością nie zdenerwowanie. Cofnął się i
spojrzał na jej twarz.
Wiem, że zgodziliśmy się na jeden pocałunek, ale wydajesz mi się
jeszcze trochę spięta.
Jeden czy dwa, co za różnica?
Ujął w dłonie jej twarz. Jane przejął rozkoszny dreszcz. Tym razem to
nie było cmoknięcie, lecz namiętny pocałunek. Nigdy się jeszcze z żadnym
facetem tak nie całowała. Gestem, który uznała za śmiały i odważny,
położyła mu dłonie na piersi. Wyczuła pod koszulą twarde mięśnie i żar
ciała. Widocznie mu się to spodobało, gdyż wydał cichy pomruk. Jedną ręką
objął jej plecy i przyciągnął ją odrobinę bliżej. Pewnie zbyt blisko a jednak
zarazem nie dość blisko!
Wsunął dłoń pod jej bluzę i dotknął nagiej skóry. W tej samej chwili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]