[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czwartej rano, na tak zwanym apelu, są przekazywani do dyspozycji zarządu
kopalni, to jest niewielkiej grupie osób cywilnych stanowiących biuro . To
ostatnie wyznacza robotę, a także ilość i stopień trudności pracy na każdy dzień
dla poszczególnego katorżnika; ze względu więc na organizację pracy od biura
zależy nadzór nad tym, żeby więzniowie odbywali karę równomiernie; do
administracji więziennej zaś - tylko nadzór nad sprawowaniem się więznia i
zapobieganie ucieczkom; od pozostałych rzeczy z konieczności umywa się ręce.
Są tu dwie kopalnie - stara i nowa. Katorżnicy pracują w nowej; wysokość pokładu
węgla wynosi około dwóch arszynów, tej samej szerokości są też korytarze;
odległość od wejścia do miejsca, w którym teraz wydobywa się węgiel, wynosi 150
sążni. Robotnik z ciężkimi pudowymi sankami pełznie pod górę ciemnym wilgotnym
korytarzem: jest to praca najuciążliwsza; potem, naładowawszy sanie węglem -
wraca. Przy wejściu węgiel ładuje się do wagonetek i po szynach odstawia do
składu. Każdy katorżnik obowiązany jest wpełznąć pod górę najmniej 13 razy
dziennie - to jego norma. W 1889-90 r. każdy katorżnik wydobywał średnio 10,8
puda dziennie, a więc 4,2 puda poniżej normy wyznaczonej przez więzienną
administrację. W ogóle produkcja kopalni i kopalnianych katorżników jest nieduża
- waha się od l 1/2 do 3 tysięcy pudów dziennie.
W kopalniach w Due pracują też osiedleńcy na zasadzie wolnego najmu. Warunki
pracy mają jeszcze trudniejsze niż katorżnicy. W starej kopalni, gdzie pracują,
pokład węgla sięga najwyżej arszyna, odległość od wejścia do miejsca wydobycia
wynosi 230 sążni, z górnej warstwy pokładu wiecznie kapie, wskutek czego muszą
pracować w ciągłej wilgoci, a poza tym są na własnym wyżywieniu i mieszkają w
barakach o wiele gorszych od więziennych. Pomimo to jednak praca ich jest o
wiele wydajniejsza od pracy katorżników - o 70 a nawet o 100 %. Tak wielka jest
przewaga pracy z wolnego najmu nad przymusową. Robotnicy najemni są dogodniejsi
dla towarzystwa węglowego od tych, których musi przyjąć na podstawie kontraktu,
i dlatego jeśli katorżnik wynajmuje zamiast siebie osiedleńca albo innego
katorżnika, to administracja kopalni chętnie godzi się na takie wykroczenie.
[...] Od chwili powstania Due weszło w zwyczaj, że biedni i naiwniacy pracują i
za siebie, i za innych, podczas gdy szulerzy i lichwiarze popijają herbatę,
grają w karty albo bez celu wałęsają się po przystani pobrzękując kajdanami,
gawędzą z przekupionymi strażnikami. W związku z tym wciąż zdarzają się tu
skandaliczne historie. I tak, tydzień przed moim przyjazdem, pewien bogaty
więzień, były kupiec petersburski, zesłany tu za podpalenie, został wychłostany
ponoć za to, że nie chciał pracować. Jest to człowiek głupkowaty, nie umiejący
chować pieniędzy, bez potrzeby wszystkich przekupujący, któremu obrzydło
wreszcie dawać strażnikowi po pięć, a katowi po trzy ruble; kiedyś więc, w złą
godzinę, kategorycznie odmówił obu. Strażnik oskarżył go przed inspektorem
mówiąc, że jest tu jeden taki, co nie chce pracować, inspektor polecił wymierzyć
30 rózeg i kat oczywiście przyłożył się. W czasie wymierzania chłosty kupiec
wykrzykiwał: nigdy mnie jeszcze nie chłostano! . Po egzekucji uspokoił się,
zapłacił strażnikowi i katowi i jak by nigdy nic nadal na swoje miejsce
wynajmuje osiedleńców.
Wyjątkowa uciążliwość pracy górniczej polega nie na tym, że trzeba pracować pod
ziemią, w ciemnych i wilgotnych korytarzach, to pełzając, to zginając się; prace
drogowe w deszcz i na wietrze wymagają od robotnika większego wysiłku. A kto zna
warunki w naszych kopalniach donieckich, temu kopalnie w Due nie wydadzą się
straszne. Wyjątkowa uciążliwość wypływa nie z pracy, lecz z warunków, z tępoty i
nieuczciwości wszelkich drobnych urzędników, którzy doprowadzają do tego, że
więzień na każdym kroku musi cierpieć wskutek bezczelności, niesprawiedliwości i
przemocy.
Bogaci popijają herbatę, a biedni pracują, strażnicy na oczach wszystkich
oszukują zwierzchników; nieuniknione zadrażnienia między administracją więzienną
i kopalnianą wnoszą w życie masę nieporozumień, plotek, wszelkich drobnych
wykroczeń, których ciężar spada przede wszystkim na barki ludzi zależnych w myśl
powiedzonka: panowie się biją, a chłopi pojękują. Katorżnicy tymczasem, choćby
najbardziej zdemoralizowani i niesprawiedliwi, cenią jednak przede wszystkim
sprawiedliwość i jeśli jej nie znajdują u ludzi stojących wyżej od nich, to z
roku na rok stają się coraz bardziej zacięci, tracą resztki wiary w życie. A
wskutek tego ileż na katordze pesymistów, ponurych sceptyków, którzy z surową,
złą twarzą rozprawiają bezustannie o ludziach, o zwierzchnikach, o lepszym
życiu , a więzniowie słuchają tego i zaśmiewają się, bo istotnie wypada to
zabawnie. Praca w kopalni w Due jest ciężka również dlatego, że katorżnik w
ciągu wielu lat bezustannie widzi tylko kopalnię, drogę do więzienia i morze.
Całe życie jego, zdaje się, pochłonęła ta wąska przybrzeżna płycizna między
gliniastym brzegiem i morzem.
Koło biura kopalni stoi barak dla osiedleńców pracujących w kopalni - nieduża
stara szopa, byle jak przygotowana do noclegu. Byłem tu o piątej rano, kiedy
mieszkańcy baraku właśnie przed chwilą wstali. Jakiż zaduch, jak ciemno, jaka
nieprawdopodobna ciasnota! Głowy tak rozczochrane, jakby co noc odbywała się tu
bójka, twarze żółtoszare, a na tych rozespanych twarzach wyraz, jaki spotyka się
u chorych czy wariatów. Widać, że spali w odzieży i w butach, ciasno do siebie
przytuleni, jedni na narach, drudzy nawet pod narami, wprost na brudnej polepie.
Wedle słów lekarza, który chodził ze mną tego ranka, l sążeń sześcienny
powietrza przypada tu na 3-4 ludzi. Nawiasem mówiąc, dzieje się to w tym
okresie, kiedy na Sachalinie w obawie przed cholerą statki odbywają wyznaczoną
kwarantannę.
Tegoż ranka byłem w Więzieniu Wojewódzkim. Zbudowano je w latach
siedemdziesiątych; dla uzyskania placu, na którym teraz stoi, trzeba było
zniwelować górzysty brzeg na przestrzeni 480 sążni kwadratowych. W chwili
obecnej jest to najokropniejsze więzienie na Sachalinie, które całkowicie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]