[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak walec drogowy. Wówczas też przekonałem się, że może być twarda jak skała. A de facto
wszystko sprowadzało się do czegoś tak banalnego, jak kwestia zagospodarowania czasu. Dopadła
mnie, ponieważ prace przy jej domu nad morzem dobiegły końca. Po zawieszeniu ostatniej ramki,
po założeniu ostatniego karnisza mogła wreszcie zainteresować się moją osobą, i była oburzona
tym, co odkryła. Siedziałem i prawie się nie odzywałem, a jeśli się broniłem, to bez większego
przekonania, bo, jak ci napomknąłem, w tym czasie straciłem już Matyldę...
Patrzyłem na poruszające się usta mojej żony i nie słuchałem jej, tak jakbym wyłączył
dzwięk w telewizorze.
R
L
T
Gestykulowała i zalewała się łzami, pociągała nosem i jednocześnie wycierała chlebem sos z
talerza. Ja wciąż nawijałem na widelec dwie albo trzy nitki spaghetti, ale ani razu nie podniosłem
go do ust. Mnie też chciało się płakać, nawet bardzo, ale się powstrzymałem...
- Dlaczego?
- Kwestia wychowania, jak sądzę... A poza tym czułem się jeszcze rozbity. Wolałem nie
ryzykować i nie dać się ponieść. Nie tam. Nie w tej chwili. Nie przy niej. Nie w tej ponurej budzie.
Jeszcze się... jakby to powiedzieć... nie pozbierałem.
Powiedziała, że była u adwokata w sprawie rozwodu. Nagle zacząłem słuchać uważniej.
Adwokat? Suzanne żąda rozwodu? Nie przypuszczałem, że sprawy zaszły tak daleko, że poczuła
się aż tak zraniona... Znała z widzenia tę kobietę, szwagierkę jednej ze swoich przyjaciółek. Długo
się wahała, ale wracając z weekendu do domu, podjęła decyzję. Podjęła ją w samochodzie, w dro-
dze powrotnej, gdy nie odzywałem się do niej. To było coś w rodzaju małżeńskiej rosyjskiej
ruletki: jeżeli Pierre odezwie się do mnie, zostanę, jeżeli nie, rozwiodę się.
Byłem wzburzony. Nie wiedziałem, że potrafi tak postępować.
Odzyskała kolory, a kiedy na mnie patrzyła, było wyraznie widać, że nabrała pewności
siebie. Oczywiście, wypomniała mi wszystko. Za długie i zbyt częste podróże, brak
zainteresowania rodziną, że traktuję dzieci jak powietrze, że ani razu nie podpisałem ich
dzienniczków ze stopniami, stracone lata, kiedy wszystko kręciło się wokół mojej osoby. Dla
mojego dobra, dla firmy.
Firmy, która, nawiasem mówiąc, należała do jej rodziny, a więc do niej. Mówiła też o
swoim poświęceniu, gdy do samego końca opiekowała się moją nieszczęsną matką. Sporządziła
zestawienie krzywd i strat. Teraz przedstawiła go mnie i to samo zamierza powiedzieć
adwokatowi.
Wreszcie podniosłem głowę. Poczułem grunt pod nogami. Czego chce? Pieniędzy? Ile?
Wyjąłem książeczkę czekową. Ale nie, skądże znowu, nie pozwoli mi się wykpić tak łatwo...
Naprawdę jestem żałosny... Między jednym a drugim kęsem tiramisu znowu zaczęła szlochać.
Dlaczego ja nic nie rozumiem? Nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Pewnych rzeczy się
nie odkupi. Czy ja naprawdę nic nie rozumiem, czy tylko udaję? Gdzie ja mam serce? Jakie to
wszystko żałosne. Bardzo żałosne...
- Ale dlaczego nie chcesz rozwodu? - wyrzuciłem wreszcie z siebie zirytowany. - Całą winę
biorę na siebie. Całą, słyszysz? Podpiszę wszystko, co zechcesz, tylko daj spokój z adwokatami,
bardzo cię proszę. Powiedz, ile chcesz.
Dotknąłem ją tym do żywego.
R
L
T
Podniosła głowę i popatrzyła mi w oczy. Po raz pierwszy od dawna patrzyliśmy na siebie
tak długo. Próbowałem coś odszukać w jej twarzy. Może naszą młodość... Czasy, kiedy nie płakała
przeze mnie. Kiedy żadna kobieta przeze mnie nie płakała. Wtedy myśl o paplaniu przy stole o
uczuciach wydawała mi się niepojęta. Ale niczego takiego nie odnalazłem. Suzanne miała smutną
minę przegranej małżonki. Nie poszła ponownie do adwokata, bo zabrakło jej odwagi. Powiedzia-
ła, że lubi swoje życie, swój dom, swoich stałych sklepikarzy, kocha dzieci... Musi przyznać, że po
prostu nie ma odwagi odejść ode mnie. Nie ma odwagi.
Skoro mnie to bawi, mogę sobie podrywać inne kobiety, mogę je przelatywać, widać
potrzebuję tego dla potwierdzenia swojej męskości, ale ona, ona nie odejdzie. Nie chce stracić
tego, co zdobyła: pozycji społecznej, naszych wspólnych przyjaciół i znajomych. No i ten uroczy
dom nad morzem, w którym nie przespaliśmy jeszcze ani jednej nocy... Nie będzie ryzykować. W
końcu, co jej to szkodzi? Jak świat światem mężczyzni zdradzają kobiety... Teraz, kiedy już
powiedziała wszystko, czuje się rozczarowana banalnością przyczyny rozpadu naszego
małżeństwa. Tak, właśnie tak. Ale to wszystko wina tego, co zwisa mężczyznom między nogami.
Trzeba się uzbroić w cierpliwość i przetrwać burzę. Prawda, poczyniła pierwsze kroki, ale gdy
pomyślała, że miałaby przestać być panią Dippel, straciła impet. Taka jest prawda, i tym gorzej dla
niej. Sama - bez dzieci, beze mnie - niewiele znaczy.
Podałem jej chusteczkę.
- W końcu nic się takiego nie stało - dodała, siląc się na uśmiech. - Zostanę z tobą, bo nic
lepszego nie przychodzi mi do głowy. Okazuje się, że i ja mogę nie być na coś przygotowana. Ja,
która zawsze wszystko przewiduję, tym razem... Można powiedzieć, dałam się zaskoczyć. -
Uśmiechnęła się przez łzy.
Poklepałem ją po ręku. To był koniec. Koło się zamknęło. Byłem sam. To znaczy nie byłem
z nikim innym. To był koniec. Koniec...
Piliśmy kawę, komentując niegustowne wnętrze pizzerii i wąsy właściciela.
Dwoje starych, pokrytych bliznami przyjaciół.
Właśnie podnieśliśmy potężny kamień i natychmiast położyliśmy go z powrotem.
Pod nim było za dużo paskudnego robactwa.
Tego wieczoru, w ciemności, najniewinniej w świecie wziąłem Suzanne w ramiona. Na nic
więcej nie było mnie stać.
Była to dla mnie nowa bezsenna noc. Jej wyznania, zamiast uspokoić kompletnie wytrąciły
mnie z równowagi. Muszę przyznać, że czułem się wtedy marnie. Bardzo marnie. Wszystko mnie
bolało, byłem jak zbity pies. Naprawdę moja sytuacja była godna pożałowania: straciłem tę, którą
kochałem, a jednocześnie dotarło do mnie, że zraniłem także tę drugą. Niezły bilans... Straciłem
R
L
T
miłość mojego życia, żeby zostać z kobietą, która mnie nie opuści, ponieważ przywykła do swoje- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl