[ Pobierz całość w formacie PDF ]

służbowych.
Na plaży, opodal Aazienek Południowych, opalały się setki ludzi. Z trudem znalezliśmy
miejsce na rozłożenie koca. Obok nas smażyły się na słońcu rodziny z małymi dziećmi, które
bądz obsypywały siebie, rodziców i nas piaskiem, bądz z piskiem pędziły, depcząc
wszystkich, na brzeg morza, by taplać się na płyciznie. Wśród dorosłych przeważali ludzie w
średnim wieku: tęgawe panie i panowie z brzuszkami. Próżno Zosia rozglądała się ukradkiem
za kandydatem na  osobistego narzeczonego . Nie sądzę też, aby trafił się jej  nadziany
facet , jak zapowiadała. Zrednia zamożność, to chyba maksimum, na co mogła liczyć. Bogaci
polecieli na Kajmany, Seszele, Hawaje, Tahiti, Araba czy też do Tajlandii.
Rodzeństwo pobiegło pływać, a ja ułożyłem się plecami do słońca, przymknąłem oczy i
pogrążyłem się w myślach:
 Tak, Sopot, jak i całe Trójmiasto, ze swoim bogatym półświatkiem, przemytnikami,
obcymi marynarzami, tajnymi kasynami, przestępcami różnego kalibru i paserami oraz wciąż
napływającymi i odpływającymi przybyszami ze wszystkich stron kraju był wymarzonym
miejscem dla organizowania rozmaitych przestępstw, a pózniej łatwego pozbycia się łupów.
Tu tajemnicza blondyna mogła czuć się jak ryba w wodzie. Czy też może jak pająk, który z
bezpiecznego schronienia rozsnuwa nici swej sieci najdalej jak może.
Wrócili Jacek i Zosia. Chłopak pozował nieco na kulturystę, natomiast jego siostra, jak
wiele dziewcząt w tym wieku, była zbyt szczupła, o chudych nogach i rękach. Takie panienki
jak ona nazywałem  panny patyczkówny , bo przypominały mi postacie ludzkie, które w
dzieciństwie tworzyłem z zapałek.
Gdy ułożyli się na kocu, aby obeschnąć, tym razem ja poszedłem wykąpać się w morzu.
Nie byłem w wodzie długo, bo wydała mi się zbyt zimna. Wróciłem na koc i nieco dygocąc
ułożyłem się, znów przymykając oczy.
 Ciągle myślimy o blondynie?  zaczepiła mnie Zosia.
 Mylisz się. Myślimy o diademie.
 Na jedno wychodzi. Powtarzam, że pani blondyna Joanna jest podejrzana.
 I znów się mylisz!  przekręciłem się na plecy.  Osoba, która tak otwarcie kręciła się
po Janisławicach, która rozdawała wizytówki, a w dodatku, do licha!, ma alibi nie do
podważenia, nie może być podejrzana! Chyba że dla takiego dzieciaka jak ty!
To już był czwarty  dzieciak , którego musiała znieść biedna Zosia dzisiaj! Ale sama się
napraszała...
 Tak, Zośka  zaśmiał się Jacek  gadasz tak przez zazdrość, bo twoje włosy przy jej to
badyle, a i sama w porównaniu z nią jesteś chudy badyl!
 A jak mam nie być chuda, jak ciągle jestem głodna?  sprytnie wywinęła się
dziewczyna.  Wujku, czy to będą wakacje nad morzem czy nadmorska głodówka?
 Jej, jak ona chce nabrać ciała!  zachichotał Jacek, ale szybciutko spoważniał.  Coś mi
się zdaje, wujku, że i mnie piszczy w brzuchu.
Rzeczywiście zapomniałem o potrzebach rozwijających się organizmów! No, a w
dodatku o tym, że kąpiel w morzu wpływa na apetyt! Przetrzymałem ich jeszcze pół godziny,
słuchając coraz głośniejszych jęków zgłodniałej Zosi.
 No, idziemy na obiad!  zakomenderowałem podrywając się z koca.
 Zaznaczam, że żadnym hot-dogiem mnie wujek nie nakarmi!  ostrzegła Zosia.
 Mój Boże  westchnąłem  że też moja siostra obdarowała mnie parką głodomorów!
Lecz i sam byłem głodny!
Znalezliśmy w końcu  co nie było łatwe  niedrogą restaurację. Młodzi zażyczyli sobie
po schabowym z podwójnymi ziemniaki i takąż kapustą oraz duże kefiry. Ja poprosiłem o
lekko wysmażoną wątróbkę z cebulką i pieczywem, a postanowiłem to popić morelowym
kompotem.
 Mało!  stwierdziła Zosia, zgarniając resztki z talerza widelcem.
 Mało!  mlasnął Jacek.
 To może jeszcze po wątróbce?  zaśmiałem się.
A ci nienasyceńcy szybciutko poprosili kelnera! Szczęście, że skończyło się tylko na
jednej porcji dla obojga.
 Czy powinno się tyle jeść przed spaniem?  spytałem złośliwie, gdy ociężale wstawali
od stołu.
 Przecież nie idziemy spać  mimo woli ziewnęła Zosia  tylko do  Złotego Ula !
Spojrzałem na zegarek. Do spotkania z antykwariuszką mieliśmy jeszcze pół godziny.
Wolnym krokiem podreptaliśmy więc po Bohaterów Monte Cassino, potrącani przez coraz to
liczniejszych przechodniów. Lecz o ile rano były to głównie rodziny z dziećmi, to teraz
nadchodziła pora pięknych kobiet, mocno opalonych i wydekoltowanych oraz silnych,
eleganckich mężczyzn o twardym spojrzeniu.  To do nich należeć będą dzisiaj nocne kluby,
kasyna i dancingi  pomyślałem nie bez pewnego żalu.
 Złoty Ul znajdował się na niewielkim wzgórzu naprzeciw kościoła z czerwonej cegły.
Kawiarniany taras był gęsto zastawiony stolikami. Szczęściem udało się nam znalezć wolny,
tuż przy balustradzie, skąd mogliśmy spokojnie podziwiać odbywającą się na deptaku rewię
mody i urody.
Podopieczni zażyczyli sobie lody, ja coctail ananasowy na wermucie. Sączyłem go
wolno, w zamyśleniu.
Aż Zosia powiedziała:
 Niech wujek tyle nie marzy o blond-cudzie, bo jeszcze rozboli głowa.
 Od myśli o pani Joannie?
 A czemu nie? Mnie, jak myślę o jakimś chłopaku, to zawsze boli głowa.
 Ja wiem, boli ją często  wtrącił Jacek  bo o tylu bezskutecznie marzy.
 A właśnie, że rozmyślam, jak się ich pozbyć!  odparowała Zosia.
Wreszcie wpośród idących od dworca ujrzałem panią Złotnicką. Podobnie jak Zosia
rozpuściła swe długie, połyskliwe włosy, które wieczorny wiatr rozwiewał nad jasnozieloną
sukienką, mocno wciętą w talii i wydekoltowaną. W ręku trzymała malutką torebkę z
wężowej skórki.
Skinęła nam ręką i wspięła się na taras. Gdy siadała obok mnie, poczułem gorzki i
oszałamiający zapach nie znanych mi perfum. Błękit jej oczu ściemniał, nabrał jakby
zielonkawego odcienia, tak pięknie harmonizującego z barwą sukienki.
 No i jestem  oświadczyła, jakby to nie było oczywiste i zamówiła campari z wodą
sodową.
Nie lubię alkoholu, ale przypomnę, że mam inny grzech na sumieniu  od czasu do czasu
palę papierosy! Zwłaszcza, gdy jestem podekscytowany. Rodzeństwo nie wiedziało o tym,
toteż aż otworzyły się im usta ze zdumienia, gdy przyjąłem wąskiego, brązowego papierosa z
podsuniętej mi przez panią Joannę miniaturowej złotej papierośnicy. Podałem jej ogień i sam
zaciągnąłem się głęboko... I w tym momencie taras zatańczył wokół mnie, a ja zacząłem
spadać, spadać prosto w śmiech kobiecy.
 Och, przepraszam  usłyszałem gdzieś z oddali głos antykwariuszki  zapomniałam
uprzedzić, że te afrykany są może nieco zbyt mocne dla nieprzyzwyczajonego...
Słyszałem już i stłumiony śmiech podopiecznych. Taras zatrzymał swe obroty. Uff!
Zdusiłam papierosa w popielniczce.
Swoją drogą taka kobieta i takie papierosy?...
Moja sąsiadka patrzyła na mnie wesoło znad wydmuchiwanych okrąglutkich kółek
ostrego dymu.
 Wymyślił pan coś nowego czy nadal jestem główną podejrzaną?
 Ależ, proszę pani...  zająknąłem się.  Może to właśnie pani coś przyszło na myśl?
 Nic, niestety. Wiem tylko tyle, co pan: gdzie popełniono kradzieże, co zginęło i że nie
bardzo wiadomo, dlaczego to właśnie, bo i diadem, i korony nie są zbyt wielkiej wartości, a tu
takie przemyślne akcje! Wiadome mi też, bo doświadczyłam tego na własnej skórze, że najęci
złodziejaszkowie nie mają absolutnego pojęcia o tym, dla kogo pracowali. Nawet jego,
przepraszam, jej, rozpoznać nie potrafią! Tajemnicza zleceniodawczyni, tajemnicze zlecenie...
dobrze chociaż, że ukradzione  przy okazji wota odzyskano prawie wszystkie, bo to będzie
najprawdopodobniej jedyny sukces policji w tej sprawie! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.htw.pl