[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SpojrzaÅ‚a instynktow¬nie na gÅ‚adkÄ…, nie zmiÄ™tÄ… poduszkÄ™ obok siebie. Nie spodzie¬waÅ‚a siÄ™
zobaczyć tam ogorzałej głowy Beau. Przypomniała sobie jak przez mgłę, że zasypiała gdzieś po
pożarze Atlanty.
PoczuÅ‚a, jak Beau otuliÅ‚ jÄ… jeszcze raz przeÅ›cieradÅ‚em, i deli¬katnie, jak pÅ‚atkami kwiatów, musnÄ…Å‚
ustami jej czoło. Th było takie piękne - na wpół cyniczna wersja Beau opowieści o Południu, jego
głęboki i niski szept, i błyskotliwy wyraz jego spokojnej twarzy. Piękne.
Pukanie powtórzyło się tym razem nieco intensywniej.
Beau nie pukałby, wszedlby w ten, niepowtarzalny i władczy sposób, do którego już się
przyzwyczaiÅ‚a. PrzypomniaÅ‚a so¬bie jak przez mgÅ‚Ä™, że parÄ™ razy zaglÄ…daÅ‚ do niej w ~rodku nocy,
tak jak powiedział.
- ProszÄ™"
Jim, marynarz, który poprzedniego wieczoru przyniósł apteczkę, tego ranka przyszedł z czym~
innym. WszedÅ‚ szyb¬ko do kabiny, trzymajÄ…c okrÄ…gÅ‚Ä…, metalowÄ… tacÄ™, przykrytÄ… serwetkÄ…"
- Dzień dobry, pani Gilbert. Przyniosłem pani śniadanko. Pan Lantry powiedział, że powinna pani
zjeść wszystko, co jest na tacy. - Postawił śniadanie ostrożnie na stoliku przy łóżku. - Prosi, żeby
przyszÅ‚a pani do niego i do kapitana Sei¬ferta na pokÅ‚ad, jak tylko to bÄ™dzie możliwe.
Ubranie,które miała pani wczoraj na sobie, zostało wyprane, zaraz je pani przyniosę. - Uśmiechnął
siÄ™. - Nie chciaÅ‚em ryzykować żon¬glerkÄ™ z ubraniem i z tacÄ…. Nie jestem znany z wyjÄ…tkowej
zręczności. Musiałbym pewnie je znowu prać.
- Dziękuję za to jednorazowe pranie, Jim - odpowiedziała, uśmiechając się w odpowiedzi. - Nie
musiałeś tego robić. Mogłam zrobić to sama. Nie jestem przyzwyczajona, by mnie obsługiwano.
- żaden kÅ‚opot - powiedziaÅ‚ żywo, idÄ…c w kierunku drzwi. ¬WyrzÄ…dziÅ‚aÅ› nam sporÄ… przysÅ‚ugÄ™,
wydostając nas wczoraj z baru. Zmiana frontu to uczciwa gra, jak mówią.
Kiedy zaniknęły się za nim drzwi, postawiła nogi na ziemi i owinęła się ciaśniej prześcieradłem,
wciskając jego krańce pod pachy. "Co za szczście" - pomyślała z grymasem na twarzy, odrzucając
serwetkę w czerwoną kratkę, przysłaniającą tacę. Mieli naprawdę szczęście, że wczoraj na
pokÅ‚adzie nic siÄ™ nikomu nie staÅ‚o. Być może kierowaÅ‚a siÄ™ dobrymi inten¬cjami, ale Beau miaÅ‚
chyba racjÄ™, mówiÄ…c o jej impulsywno¬Å›ci. Cóż, nie bÄ™dzie traciÅ‚a czasu na ponure wspomnienia,
jeśli na zewnątrz słońce świeci tak jasno i Beau czeka na nią na pokładzie. Będzie korzystała w
pełni z każdego momentu, tak jak zawsze.
Zaczęła od Å›niadania jajek na bekonie i domowych bisz¬koptów, przepysznych i lekkich jak puch.
Wydawało się jej, że nie jadła od wieków, bez trudu więc podporządkowała się Beau i zjadła
wszystko do ostatniego kęsa. Zjadła śniadanie na "Searcherze" przedwczoraj, potem, zanim
wyruszyły do Mariby, dostała gulasz u Consuelo.
Beau też nie przejadał się ostatnio, musiał tak samo jak ona docenić śniadanie. Co lubił jeść? -
zastanawiaÅ‚a siÄ™. Thk, jeszcze musieli siÄ™ o sobie wiele nauczyć. NiebezpieczeÅ„¬stwo i nagÅ‚e
fizyczne zespolenie stworzyÅ‚o miÄ™dzy nimi pew¬nego rodzaju intymność. Czula siÄ™ dziwnie, nie
znajÄ…c ma¬Å‚ych, przyziemnych szczegółów z życia Beau. Cóż, teraz majÄ… czas, by nauczyć siÄ™
wszystkich rzeczy, których są ciekawi. Nie mogła się spodziewać, by jego namiętność trwała
za¬wsze, ale z tego, co mówiÅ‚ wczoraj wieczorem, wynikaÅ‚o, że czuÅ‚wobec niej coÅ› wiÄ™cej niż
pożądanie. Być może, jeÅ›li na¬prawdÄ™ siÄ™ postara i wypracuje w sobie wyszukany sposób bycia i
równowagę, do których był przyzwyczajony u innych kobiet, wywoła w nim nieco tej miłości, która
zaczynaÅ‚a roz¬taczać wÅ‚adzÄ™ nad każdÄ… czÄ…steczkÄ… jej ciaÅ‚a.
CzterdzieÅ›ci pięć minut pózniej przeczesaÅ‚a po raz ostat¬ni swe lÅ›hiÄ…ce loki i wsunęła dokÅ‚adniej
białą, bawełnianą koszulkę do spodni. Wykrzywiła się do odbicia w lustrze w łazience. Z pewnością
wyglądala jak spod igły, ale nagle bra: kowało jej romantycznego smaku i polotu. Bardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]